Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Morderstwo w Skrzyszowie: Jestem wielkim zagrożeniem dla zabójcy

12.06.2017 07:00 | 12 komentarzy | acz

– Najbardziej boję się tego, że kiedyś powiem „dzień dobry” osobie, która zabiła mi bliskich – mówi Eugenia W., jedyna osoba, która przeżyła masakrę w Skrzyszowie. Kobieta do dziś nie potrafi sobie przypomnieć kto zabił jej męża i rodziców.

Morderstwo w Skrzyszowie: Jestem wielkim zagrożeniem dla zabójcy
Policja zamontowała w domu pani Eugenii (z lewej) kamery. Ona sama nie chce pokazywać twarzy Fot. Adrian Czarnota/nowiny.pl
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Czy zagadka potrójnego morderstwa w Skrzyszowie zostanie kiedyś rozwiązana?

Zabójcą był…
W styczniu w szpitalu ze śpiączki budzi się Eugenia W. Zaraz po wybudzeniu, mówi, że zabójcą był „Grzegorz”. Potem o tym zapomina. Kim jest Grzegorz? Mężczyzna o takim przezwisku mieszka niedaleko zamordowanej rodziny. W rzeczywistości nosi inne imię, ale tak nazywają go we wsi. Mężczyzna 28 stycznia 2013 przeszedł badanie wariografem. Ma alibi. Tego wieczoru oglądał z córką filmy w telewizji. Około godziny 23.00 wyszli przed dom, bo zobaczyli karetki i radiowozy. Córka potwierdza.

Z laboratorium kryminalistycznego do śledczych przychodzi koperta z wynikami badań genetycznych. To analiza śladów biologicznych znalezionych w kasku z napadu w 2008 r. Porównano je z próbkami pobranymi od wybranych mieszkańców Skrzyszowa. Dwa wyodrębnione profile DNA są zgodne ze sobą. Wiadomo do kogo należy jeden z włosów. W komendzie wrzask. – Próbujecie mnie wrobić – unosi się przy policjantach Grzegorz, właściciel włosa znalezionego w kasku. Od tego momentu cała uwaga skupia się na przedsiębiorcy ze Skrzyszowa. Grzegorzowi przyglądają się najlepsi śledczy z województwa. Ściganie sprawców zabójstw to dla nich chleb powszedni.

Ciśnienie krwi wraz pulsem, przewodnictwo elektryczne skóry, zmiany w przepływach krwi przez palec podczas badania wykrywaczem nie wskazują na sprawstwo „Grzegorza”

Gdzie są pieniądze?
Kiedy kryminalni maglują Grzegorza, ze szpitala wychodzi Eugenia. Ma całą głowę w bliznach i amnezję pourazową. Gdy pracowała jako księgowa w szpitalu, miała pamięć do liczb, przepisów. Teraz czarna dziura. – Z tego dnia pamiętam to, co działo się do godziny 16.00. Potem już nic – przyznaje. W mediach dziennikarze powtarzają, że w domu po morderstwie nic nie zginęło. Eugenia dokładnie sprawdza pokoje. Na parterze, gdzie mieszkali dziadkowie nie ma pieniędzy i nieaktualnej książeczki należącej do Marii G. – Śladów plądrowania rzeczywiście nie było, bo sprawca musiał wiedzieć, gdzie szukać – przyznaje Eugenia i szacuje kwotę łupu na 15 do 20 tysięcy złotych. Było więcej, ale Maria G. przeniosła pieniądze na konto bankowe. W 2012 r. nie dokonała jednak żadnych wpłat i taka suma uzbierała się w domu.

Śledczy sprawdzają rachunki bankowe Grzegorza. Miał opóźnienia w ratach kredytów, jednak 17 grudnia 2012, czyli dzień po zabójstwie, dokonał większej spłaty. – To jeszcze nic nie znaczy, jego zaległości nie były duże. Na pewno nie takie, aby kogoś zabijać – wyjaśniają śledczy. Skąd więc jego włos w kasku? Tłumaczy, że bywał często w domu zamordowanych. – To nieprawda, był tu może ze dwa razy. Między innymi w 2004 roku gdy wykonywał tu prace – pani Eugenia wskazuje korytarz niedaleko pokoju, gdzie jej matka trzymała pieniądze. Prokuratorzy chcą jeszcze raz przebadać na wykrywaczu kłamstw Grzegorza. Ten odmawia stwierdzając, że „nie jest królikiem doświadczalnym”.

– Nie możemy go zmusić do takiego badania, ma ono jedynie charakter pomocniczy w śledztwie – tłumaczy prokurator Karina Spruś z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Dodaje, że mężczyzna zeznał, że jeździł na motorowerze. Nie miał swojego kasku, więc pożyczał. Twierdzi, że nie pamięta od kogo. Kryminalni pokazują kask we wsi. Pytają do kogo należy i kto go mógł pożyczać Grzegorzowi. Nikt nic nie wie. – Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, kiedy włos znalazł się na kasku. Technika pozwala stwierdzić jedynie czy był martwy, czy miał cebulkę, czy został wyrwany czy też wypadł – rozkłada ręce prokurator.