Niedziela, 19 maja 2024

imieniny: Iwa, Piotra, Celestyna

RSS

Morderstwo w Skrzyszowie: Jestem wielkim zagrożeniem dla zabójcy

12.06.2017 07:00 | 12 komentarzy | acz

– Najbardziej boję się tego, że kiedyś powiem „dzień dobry” osobie, która zabiła mi bliskich – mówi Eugenia W., jedyna osoba, która przeżyła masakrę w Skrzyszowie. Kobieta do dziś nie potrafi sobie przypomnieć kto zabił jej męża i rodziców.

Morderstwo w Skrzyszowie: Jestem wielkim zagrożeniem dla zabójcy
Policja zamontowała w domu pani Eugenii (z lewej) kamery. Ona sama nie chce pokazywać twarzy Fot. Adrian Czarnota/nowiny.pl
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Czy zagadka potrójnego morderstwa w Skrzyszowie zostanie kiedyś rozwiązana?

Dom jak twierdza
Trudno uwierzyć, że drobnej kobiety siedzącej teraz na kanapie boi się zabójca, który bez problemu poradził sobie z dwoma mężczyznami. Eugenia W. jest dla niego ogromnym zagrożeniem i morderca pewnie żałuje, że tak słabo ją pobił. Była najdłużej chronioną przez policję osobą w Polsce. Dłużej chronieni są tylko świadkowie koronni. Zaraz po morderstwie komendant wojewódzki przydzielił pani Eugenii całodobową ochronę policyjną. Zdjęto ją trzy miesiące temu.

Przez blisko pięć lat uzbrojeni policjanci pilnowali jej, bo prawdopodobnie przed atakiem widziała sprawcę. Przez ciosy nic jednak nie pamięta. – Wiedziałam, że nie będą mnie chronić do końca życia. Liczyli, że w tym czasie przypomnę sobie, kto zabił moich bliskich. Niestety pamięć nie wraca – mówi pani Eugenia, ale przerywa jej szczekanie psa. Siedząca obok córka Ania momentalnie wychyla się do drugiego pokoju. Dopiero teraz widzę, że stoi tam duży monitor. Nie pasuje do wyposażenia dawnej sypialni dziadków. Na ekranie widać, że przed furtką stoi jakiś mężczyzna. – To chyba ktoś do odpisania licznika – mówi i wychodzi z pokoju.

Monitor wstawiła tu policja. Po zdjęciu ochrony zamontowano kamery na posesji i wewnątrz domu. Są też inne zabezpieczenia, ale nie można o nich pisać. Dom przypomina twierdzę. – Naszpikowali cały dom elektroniką. Wiem, że działa. Kiedyś pomyliłam kod i momentalnie był telefon z komendy, a po chwili radiowóz na sygnale. Tłumaczyłam im, że to pomyłka, a oni na to, że nie odjadą, dopóki nie zobaczą żywej córki. Musiała im się pokazać – mówi pani Eugenia.

Sąsiedzi zeznali, że pomiędzy godziną 17.00 a 22.00 nikt nie wychodził z domu przy Wspólnej. Nie widziano żadnych obcych pojazdów, nie słyszano podejrzanych odgłosów.

Wcześniej policja była tu przez całą dobę. Policjanci mieszkali na parterze budynku. Zmieniali się początkowo raz na dobę, później dwa razy. Uzbrojona obstawa towarzyszyła pani Eugenii nawet gdy szła na zakupy. Policja bała się, że morderca może wykorzystać taki moment i zabić jedynego świadka. Chroniono również córkę. Gdy Anna W. chciała gdzieś wyjść ze znajomymi, musiała podpisywać oświadczenie, że robi to na własną odpowiedzialność. – To były te same osoby, przyzwyczailiśmy się do nich. Po pewnym czasie zaczęliśmy ich traktować jak rodzinę. Spędzaliśmy przecież z nimi Wielkanoc, Wigilię, Sylwestra – wymienia kobieta. Po chwili wraca jednak do tematu morderstwa. – Po tej tragedii pojawiło się wiele krzywdzących nas plotek. Mamy też żal do prokuratury, że przedwcześnie umorzono śledztwo. Zresztą wszystko panu opowiem, tyle co pamiętam… – mówi.