Niedziela, 24 listopada 2024

imieniny: Emmy, Flory, Jana

RSS

"Urząd pracy zamiast pomagać, utrudniał mi znalezienie pracy"

21.02.2015 10:31 | 72 komentarze | red, mak

Pani Barbara twierdzi, że figurowała w danych urzędu pracy jako osoba o niepełnym podstawowym wykształceniu, podczas gdy posiada wykształcenie średnie.

Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Sprawa wyszła na jaw niedawno, zupełnie przypadkiem, gdy pani Barbara (dane personalne do wiadomości redakcji) przyniosła do Powiatowego Urzędu Pracy w Wodzisławiu Śl. skierowanie. Wtedy pracownica przedstawiła jej nowe oferty pracy, w tym po raz kolejny stanowisko sprzątaczki. Wtedy wodzisławianka zdenerwowała się. – Nigdy nie dostałam oferty pracy adekwatnej do mojego wykształcenia – tłumaczy. –  Gdy chciałam wziąć udział w jakimś kursie organizowanym przez urząd, zawsze słyszałam to samo: nie spełnia pani warunków.

Pani Barbara twierdzi, że dopiero gdy urzędniczka oznajmiła jej, że nie może dostać lepszej oferty ponieważ ma wykształcenie niepełne podstawowe, zrozumiała czemu tych warunków nigdy nie spełniała. –Nie mieści mi się to w głowie! Przecież mam wykształcenie średnie, dobrze zdaną maturę, przed przeprowadzeniem się do Wodzisławia obejmowałam odpowiedzialne stanowiska w pracy! – argumentuje zdenerwowana kobieta i dodaje, że urzędniczka powiedziała jej tylko, że musi donieść świadectwo ukończenia szkoły i że nawet znalazła taką adnotację na komputerze (pani Barbara twierdzi, że wcześniej nikt jej o tym nie poinformował).

Mogą zaktualizować dane

Gdy pani Barbara stawiła się kolejny raz w urzędzie i zażyczyła sobie wglądu do swojej archiwalnej teczki, spotkała ją kolejna niespodzianka – w teczce nie było żadnego świadectwa – ani tego z podstawówki, ani ze szkoły średniej.  – Wtedy zażądałam rozmowy z panią dyrektor, która jednak też nie znalazła w teczce świadectw i nie była w stanie wyjaśnić jak to się stało. Powiedziała, że jedyne co może zrobić, to mnie przeprosić i zaktualizować dane  – relacjonuje pani Barbara.

Absurd goni absurd

Drugą osobą, która się do nas zgłosiła, jest pani Danuta (dane personalne również do wiadomości redakcji). To, że figuruje w danych urzędu z niepełnym podstawowym wykształceniem również wyszło na jaw przypadkiem. Kobieta podkreśla, że gdy doniosła oryginały dokumentów, pracownice rozpatrywały jej sprawę za zamkniętymi drzwiami – kobieta czekała na korytarzu. Po skończonej „naradzie” powiedziały tylko, że zweryfikują dane. Pani Danuta dodaje, że obietnicy jednak nie dotrzymały, bo gdy kolejny raz przyszła się „odhaczyć”, nic się nie zmieniło. Wzburzona zaistniałą sytuacją zażądała wtedy ujawnienia danych – tych z komputera i z teczki. To, co zobaczyła zaszokowało ją: co prawda świadectwa znalazły się w teczce, za to nie było tam zaświadczeń o urlopie wychowawczym (nie ma możliwości, że ich nie dostarczyła, bo były podstawą do przyznania zasiłku, który przecież dostała). - Ponadto urząd pracy skrócił mój staż pracy o przeszło 3 lata i zaniżył rangę mojego stanowiska pracy - tłumaczy wodzisławianka. Nie miała okazji porozmawiać z panią dyrektor, sprawę po raz kolejny rozpatrzyła wraz z kierowniczką, ale ta oznajmiła tylko, że to przypadek jednostkowy oraz że zostanie przeprowadzona kontrola.

Bałagan w danych robiony jest na bieżąco

Obie panie po raz pierwszy rejestrowały się do urzędu pracy około 20 lat temu. Podkreślają, że nikt nie jest w stanie stwierdzić, przez jaki czas w systemie figurowały fałszywe dane. Jedna z wodzisławianek przypuszcza, że nawet od samego początku, bo dane nie są aktualizowane na bieżąco. Skąd to przypuszczenie? Córka pani Danuty po ukończeniu szkoły średniej zaniosła świadectwo do urzędu. Gdy poszła tam na wyznaczony termin, zapytała osobę, która ją obsługiwała, jakie dane widnieją na komputerze (wyczulona przez przypadek swojej matki). Okazało się wtedy, że nikt nie zdążył przez prawie 2 miesiące zmienić wykształcenia z gimnazjalnego na średnie.

Jak do tego doszło?

Zapowiedziana kontrola widocznie się nie odbyła, bo pomiędzy sprawą pani Danuty a pani Barbary minęło pół roku. Więc dlaczego urzędnicy dalej twierdzą że są to przypadki jednostkowe? Obie panie zgodnie mówią: nikt nam nigdy nie powiedział, że czegoś brakuje, że coś się nie zgadza.  - Nigdy nie dostałam żadnego poświadczenia, że dostarczyłam dokumenty – mówi pani Barbara.

Kobiety twierdzą, że na pytania: od kiedy widnieją takie dane w systemie oraz kto i kiedy je wprowadził, urzędnicy odpowiedzieli, że nie wiedzą, ponieważ nie mają takiego programu, żeby to sprawdzić.

Zamiast pomagać, utrudnia

- Nie zarejestrowałam się tam po to, żeby dostawać ubezpieczenie i tracić czas, żeby co miesiąc podpisać papierek, że przyszłam. Urząd pracy powinien pomagać w znalezieniu pracy, podnosić kwalifikacje zawodowe. A co oni zrobili? Nie mam słów, żeby to opisać, oni zniszczyli mi tyle lat życia! – mówi rozgoryczona pani Barbara. - Najgorsze jest to, że żyłam w nieświadomości. Nikt nigdy mi nie powiedział, że coś jest nie tak. To absurd! - uważa.

Pani Danuta dodaje. - Ja przecież z moimi kwalifikacjami mogłabym pracować na miejscu tych kobiet! Gdy zapisano mnie na kurs komputerowy na jakimś odległym miejscu, przede mną korzystały z niego osoby po zawodówce. Jak mam teraz nadrobić ten stracony czas? Nie ma dowodów na to kto i kiedy zrobił bałagan w danych. Nikt za to nie odpowie i nikt mi tego nie zrekompensuje. To skandal – twierdzi.

Urząd pracy widzi to inaczej

Urząd pracy zapewnia, że nie było więcej zgłoszeń o podobnych sytuacjach. W urzędzie pracy nie wiedzą też, czy do pomyłki doszło. A jeżeli tak, to z czyjej winny. - Trudno nam powiedzieć jak i do czego mogło kiedyś dojść. Mamy w archiwum około 100 tys. akt. A rocznie rejestrujemy około 12 tys. osób – podkreśla dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Wodzisławiu, Anna Słotwińska-Plewka, która rozmawiała z panią Barbarą.

Ze względu na ochronę danych pani dyrektor nie może jednak przekazywać szczegółów zdarzeń dotyczących konkretnych osób.  - Możemy jedynie mówić, jakie są ogólne zasady i czym one skutkują. Nie mogę więc wiele powiedzieć o tym jednostkowym przypadku, natomiast sytuacja przedstawiona przez tą panią wyglądała nieco inaczej. Nie do końca jest to taki problem, jak ta pani to przedstawiła, ale jeżeli tak to czuje, ma oczywiście prawo sądzić po swojemu. Pani podczas rozmowy pokazywała mi swój dokument, mówiła, że doniesie go jak będzie termin zgłoszenia. Odpowiedziałam jej, że będziemy jej pomagać dalej, jak to tylko możliwe – podkreśla pani dyrektor.

A zasady ogólne są takie: jeżeli bezrobotny przychodzi do rejestracji, przedkłada dokumenty na podstawie których urząd pracy określa status i uprawnienia tej osoby oraz wprowadza informacje do bazy. Bezrobotny przedstawia oryginały, a ksero tych dokumentów zostaje w urzędzie.

Sprawdzają w archiwum

Jeżeli w momencie ponownej rejestracji bezrobotny twierdzi, że przy poprzedniej już przyniósł ten czy inny dokument, to urzędnik musi sprawdzić to w archiwum. - I wówczas wyciągając akta z archiwum analizujemy, jakie dokumenty rzeczywiście posiadamy, jakie nie. I na podstawie tych dokumentów wprowadzamy informacje do bazy. Później osoba bezrobotna przy kolejnej wizycie jest poinformowana, że na przykład tego czy tamtego dokumentu nie ma. I że powinna go donieść – wyjaśnia pani dyrektor.

Dostęp do akt w każdej chwili

Urząd pracy podkreśla, że bezrobotny w każdej chwili ma wgląd w swoje dane. Musi się tylko wylegitymować i w każdej chwili są one dostępne. Poza tym przy każdej wizycie akta są na biurku podczas rozmowy.

Zdaniem urzędu wewnętrzna procedura weryfikacji danych jest wystarczająco sprawna. - Dokładnie, skrupulatnie i szczegółowo sprawdzamy dokumenty,  więc w tym zakresie nie ma co zmieniać – zaznacza pani dyrektor.

Urząd podkreśla, że trudno mu się odnieść do takich zarzutów wodzisławianek jak na przykład to, że w teczce nie było zaświadczeń o urlopie wychowawczym, ponieważ to znów sprawa konkretnej osoby. - Ale w odniesieniu do zasad ogólnych jest teraz pytanie, czy urlop wychowawczy był w czasie zatrudnienia? Bo jeżeli w czasie zatrudnienia, to jest to po prostu wpisane w świadectwie pracy – zaznacza pani dyrektor.

Pani dyrektor zwraca też uwagę na fakt, że zgodnie z definicją ustawową bezrobotny ma wystarczające kwalifikacje by podjąć dane stanowisko pracy, to urząd ma prawo taka ofertę dać, a bezrobotny ją przyjąć. Nie zawsze bowiem są oferty pracy, które odpowiadałyby kwalifikacjom osoby bezrobotnej. - Ale oczywiście staramy się to zawsze robić na zasadzie wspólnych uzgodnień -  dodaje szefowa.

Anna Stochmiał, (mak)