Matka skarży raciborski szpital za odesłanie dziecka z izby przyjęć
Lekarz z izby przyjęć odesłał niepełnosprawne dziecko z Gamowskiej do Rybnika, bo w Raciborzu nie ma chirurga dziecięcego. W szpitalu twierdzą, że dziewczynkę zbadano, wbrew temu co mówi jej matka. Zgłosiła się do prokuratury, bo uważa, że córce nie udzielono wymaganej prawem pomocy, narażając ją na ból i uszczerbek na zdrowiu. Tematem zajmuje się Rzecznik Praw Pacjenta.
Niewinna zabawa na rowerze skończyła się bolesnym upadkiem. Dziewczynka z Jankowic narzekała na pulsujący ból w ręce. Matka zabrała ją do szpitala. Jako doświadczona pielęgniarka oceniła po objawach, że córka złamała rękę. Udała się na izbę przyjęć na Gamowskiej. Trafiła z dzieckiem do długiej kolejki, odczekały swoje. Gdy przyszła ich kolej, lekarz odmówił zajęcia się dziewczynką. Bo w szpitalu nie ma chirurgii dziecięcej i nieletnich chorych odsyła się do najbliższej placówki z taką specjalizacją – do Rybnika.
To niestety częsty przypadek w raciborskiej lecznicy. Mieszkańcy spieszą tu po pomoc lekarską i słyszą, że muszą jechać gdzie indziej. Dotyczy to zgłoszeń z dziećmi, od tych najmniejszych po nastolatków. Wraz z rodzicami są odsyłani i zdenerwowani, że tylko stracili czas w poczekalni, z reguły cierpiąc z bólu.
Takie historie już opisywaliśmy, ale ta opowiedziana nam przez panią Beatę z Jankowic inaczej się kończy. Podczas gdy większość pacjentów tylko złorzeczy na raciborski szpital i udaje się na SOR w Rybniku, mieszkanka powiatu postanowiła, że nie zostawi tematu i poruszy wszelkie instytucje, aby o problemie usłyszało jak największe audytorium. – Robię to, bo wiem, że nie zostałam należycie potraktowana na izbie przyjęć. Córka powinna być tam obejrzana, a nie od razu odesłana – twierdzi kobieta.
Lęk przed lekarzem
Co zarzuca szpitalowi matka niepełnosprawnego dziecka? Że zostało niezbadane, nie udzielono mu choćby doraźnej pomocy, nie zabezpieczono urazu i nie uśmierzono bólu.
– Postępowanie w szpitalu doprowadziło do uszczerbku na zdrowiu dziecka oraz do niewystępujących do tej pory u niego lęków, w postaci niechęci do wizyt lekarskich – podkreśla kobieta.
Twierdzi ponadto, że personel izby przyjęć dyżurujący 5 lipca 2019 r., w godzinach od 21.15 – 22.45 wykazał się nieznajomością tzw. „ustawy za życiem”, wedle której dzieciom niepełnosprawnym powinno się udzielić odpowiedniej pomocy w placówkach służby zdrowia. – Personel został przeze mnie poinformowany o tym, iż dziecko jest objęte ustawą „za życiem” w związku z jego zaburzeniami i dysfunkcjami rozwoju, adaptacji, zachowania itp. Reakcje takich dzieci mogą być różne, od pobudzenia psycho-ruchowego i agresji, po wpadanie w stan katatonii – zaznacza pani Beata. „Ustawa za życiem” głosi, że dzieci nią objęte powinny być traktowane priorytetowo, z odpowiednim do nich podejściem. – Niepełnosprawność nie zawsze widać w wyglądzie zewnętrznym. Często te dzieci są mylnie ocenianie ze względu na brak oznak zewnętrznych niepełnosprawności i choroby – oznajmia matka niepełnosprawnej.
Nie obejrzał i odesłał?
Regulamin Organizacyjny Izby Przyjęć raciborskiego szpitala podaje: do zadań Ambulatorium Izby Przyjęć należy badanie lekarskie chorych zgłaszających się do ambulatorium oraz udzielenie im doraźnej pomocy. Według regulaminu każdy chory zgłaszający się do izby powinien być zbadany przez lekarza dyżurnego. Tymczasem mieszkanka Jankowic kwestionuje stwierdzenie dyrekcji szpitala, że lekarz dyżurujący na izbie przyjęć wykonał jakiekolwiek badania córce. – Nie widział nawet urazu dziecka – podkreśla. Kobieta nagrała telefonem krótką rozmowę z tym lekarzem. Udostępniła ją redakcji Nowin. Słychać na niej, że lekarz mówi tylko o odesłaniu do SOR w Rybniku i nie dokonuje np. oględzin urazu. – Oczekiwałam tylko i wyłącznie zbadania dziecka, udzielenia mu pomocy, ulżenia w cierpieniu. W związku z tym, że dziecko jest obarczone szeregiem zaburzeń emocjonalnych poinformowałam o podleganiu pod „ustawę za życiem” bowiem nie mogę, ani nie jestem w stanie przewidzieć reakcji córki na doznawany ból – twierdzi skarżąca się na szpital w Raciborzu.
Ludzie:
Ryszard Rudnik
Dyrektor Szpitala Rejonowego w Raciborzu
Komentarze
24 komentarze
Przychodzi baba do lakiernika samochodowego i każe sobie wymienić opony, bo i to mechanik i to więc w czym problem.. jak ten odmówi i wyśle we właściwe miejsce to na policję skurczybyka i niech da kasę za krzywdy jakie wyrządził..
Kolejna ofiara co się na wszystkim zna, wszystko wie i niby najważniejsze dobro dziecka a tak naprawdę chodzi o próbę wymuszenia kasy (pewnie nie pierwszą) jakby zdrowie dziecka było najważniejsze cieszylaby się że dziecko zbadał specjalista w Rybniku.. Ale nie najlepiej byle kto, byle szybko i żeby ktoś za to że matka cwaniara i dziecko o 21:00 jeździło sobie na rowerze wziął odpowiedzialność.. Kwintesencja patologii, mieć wyjebane na dziecko zwalić winę na lekarza że nie pomógł jak żądał, bo ona ma ustawę, jej się należy.. Może lekarze powinni zacząć w odpowiedzi też zgłaszać do prokuratury zaniedbanie nad dzieckiem..
Pieniactwo z pustego Salomon nie naleje . Nie ma chirurgów dziecięcych mozna podkupic z innego szpitala to wtedy tam będzie dziura.
Jak bedziecie tak podskakiwac to sie sami niedlugo będziecie leczyć musivie zrozumirc ze nas nie ma a ci co są pracują ponad siły np ja mam 15 dyżurów w miesiacu bo we dwoch obstawimy SOR
Jestem lekarzem SORu i za zadne.skarby nie podejmę się leczenia dziecka niezależnie od tego jaki papierek pokaże matka. Nie bede się tłumaczył przed prokuratorem za przekraczanie.kompetencji
Jesteście debilami zaden lekarz nie bedacy specjalistą z chirurgii dziecięcej nie dotknie się dziecka bo byloby to proszenie sie o klopoty i oskarzeniu o przekraczaniu wlasnych kompetencji
A chirurga dziecięcego nie zatrudni sie nswet za duze pieniądze bo ich brak oczywiscie ze mozna podkupic z innego szpitala ale wtedy to tam powstanie brak
Rozumiem że lekarzy jest mało, ale czy to powód żeby pacjentów traktować jak zło konieczne??? Gdybym ja bez szacunku traktowała ludzi w swojej profesji to dawno byłabym zwolniona.
Podejście lekarzy do pacjenta jest masakryczne. Żadnej rozmowy, żadnej empatii, nic zero. Na kazde zapytanie reagują obrazą i urażoną dumą. Są nieprofesjonalni. Siedziałam ostatnio w szpitalu 4 godziny i co chwila wybuchała kłótnia. Moze gdyby lekarze byli ludzcy to i pacjenci byli by bardziej cierpliwi. Lekarz w moim przypadku nie przeprowadzi pełnego zabiegu dlatego musze udać się na leczenie prywatne. W moim przypadku lekarz zachował sie chamsko a pielęgniarki jeszcze gorzej. Ja rownież składam zażalenie.
Tak wkoncu ktos naglosnil sprawę. Ja rowniez zamierzam zlożyć skargę na szpital.
Wkoncu ktoś naglosni ta "patologie" przy gamowskiej.
Jest lekarz co przyjmie ale większość nawet nie spojrzy i odeśle
Nie wiem co powiedzieć nic nowego . Tak jest wszędzie (PRAWIE WSZĘDZIE .SĄ WYJĄTKI) dyrektor powinien sam do takich kolejek się ustawić (tam się nawysłucha jaki to jest wspaniały piękny szpital, przychodnia, personel XD itp ... a nie siedzieć w biurze BO TAM MA KUPE PRACY )i oczekiwać a potem z kwitkiem se pójść.
dyrektor jaki jest każdy widzi, radni i zarząd powiatu nie mają bladego pojęcia o szpitalu, jakakolwiek konstruktywna krytyka i uwagi są z definicji zwalczane przy pomocy całego aparatu starostwa, bo tak naprawdę jak w szpitalu jest niedobrze to odpowiedzialność ponosi za brak nadzoru zarząd powiatu, a oni muszą być czyści jak łza mimo ,że toną w bagnie niekompetencji.W zarządzie powiatu tradycyjnie nie ma nikogo kto by miał pojęcie o nadzorze nad szpitalem i o prawidłowym funkcjonowaniu szpitala.z tej ignorancji i przeświadczenia ,ze nic im się nie zrobi wynika cała reszta. sprawa powinna być do prokuratury zgłoszona, jako spowodowanie sytuacji zagrożenia zdrowia.
Tam nie zbadano mi 2 latki ale za to po prośbach przewieziono nas transportem medycznym do Rybnika. Siostra była z 6 miesięcznym bobasem i lekarz ja zbadał widać zależy od lekarza
Może wkoncu skończy się ten cyrk odsłania dzieci z 1 do 2 a 2 do 1 bo to co się dzieje to jest kino co się dzieje w tych szpitalach sam jestem tego przypadkiem moje dziecko miało to samo zero szacunku do ludzi!!!
Do pacjentka - Starostwo umyło ręce. Pan Starosta - przekazał sprawę do rozpatrzenia dyrektorowi szpitala . Byłam umówiona, ze starostą już w lipcu. Pod przykryciem innego spotkania, przekazał moją sprawę Pani Lewandowskiej, która nie miała zielonego pojęcia o czym mówię. Miała się dowiedzieć- do chwili obecnej cisza. Dzisiaj od 16-do 17-stej, miał mieć dyżur Radny Władysław Gumieniak, który w poprzednim artykule z dn. 15.10 był ponoć tak zdziwiony sytuacją..Pojechałam. Fakt, że byłam tak ok 16:50 - pocałowałam klamkę "ponoć musiał wcześniej wyjść". Podałam swoje dane i poprosiłam o wyznaczenie daty spotkania - tak ze starostą (tym razem osobiście) jak i z kimś z rady powiatu- głównie z komisji zdrowia.
NFZ - w pierwszym piśmie ewidentnie trzymał stronę dyrektora. Dopiero po drugim, przyznał mi rację i twierdzi, iż sprawa trwa nadal i nie jest zamknięta. Nie umieją niby potwierdzić faktu "badania/ nie badania", gdzie wystarczy wejść w system i jak na dłoni widać jak się sprawy mają - że badania żadnego nie było. Do tego na 5 osobową rodzinę, tylko u tej córki mam "niedziałającą" zakładkę "WIZYTY" w Internetowym Koncie Pacjenta - .wszystkie inne tak u niej jak i reszty członków rodziny działają bezbłędnie. W ZIP jej wizyty kończą się na 2016r. - przypadek?
RzPP - sprawa nadal jest badana - trwa. RzOZ - także. Nic - wiadome, że wszystko wymaga czasu, ale nie popuszczę , tym bardziej po otrzymanej odpowiedzi od dyrektora i zarzutach względem nas - pacjentów i jego podejściem do problemu. Dla mnie będzie satysfakcją, jak na drugi raz lekarz choć się zastanowi nad zbadaniem małego pacjenta przed odmową udzielenia świadczenia.
W Rybnickim szpitalu nie jest dużo lepiej o czym przekonałam się po raz kolejny w piątek na SOR. Lekarz rodzinny skierował syna niepełnosprawnego w stopniu głębokim do szpitala w Rybniku. Syn ma już prawie 20 lat ale wygląd dziecko. Do szpitala dotarliśmy ok 16 lekarka zobaczyła nas za ok 2 godziny. Pobrano badania bo nogi puchną nie wiadomo dlaczego wyniki które zrobiłam prywatnie wykluczyły nerki więc może niewydolność krążeniową , taką informacje dostałam od lekarza rodzinnego który leczy syna i znając jego problemy nie zdecydowała się leczyć go ambulatoryjnie. Około godziny 21 zostaliśmy zaprowadzeni na kardiologie gdzie gdzie pani doktor na początek zaatakowała mnie że diagnostykę to się robi w tygodniu w przychodni i co ja sobie nie myślę no po przecież ja przyszłam do szpitala po 5 minutach miałam wszystkie badania i po prostu jestem wygodna. A pani doktor jest poi "16 godzinach dyżuru i jest zmęczona" A ja przez prawie 6 godzin na korytarzu woziłam dziecko w wózku bo mi się w domu nudziło. Syn już nie wiedział jak ma siedzieć denerwował się prosiłam panią doktor o jakieś łyżko bo przecież ile osoba niepełnosprawna może nie zmieniać pozycji powiedziała że ok ale nic z tego nie wynikło. Ok 21:40 zażądałam wypisu i po prostu poszłam do domu nogi dziecka był jak bania diagnozy żadnej nie było Okaz zdrowia ale jak się coś stanie to my matki dzieci niepełnosprawnych jesteśmy winne bo nie zauważyłyśmy, nie zwróciłyśmy uwagi, a do szpitala przychodzimy bo nam się nudzi w domu.
Dla zdrowego człowieka zatrzymanie wody w organizmie jest groźne co dopiero dla osoby która sama nie zmienia pozycji ale może się mylę.
Jak słyszę jakie to prawa i przywileje mają osoby z niepełnosprawność to mi się rzygać chce. Ja mam wrażenie że niektórzy lekarze patrzą na mnie jak na idiotkę, że walczę o każdy dzień mojego dziecka, nie wiem ale zastanawiam się gdzie mamy szukać pomocy
Do bordo. Proszę doprowadzić sprawę do końca i nie przejmować się głupimi komentarzami troli i nie wchodzić z nimi w dyskusję. Skoro ma Pani informację ze szpitala że dziecko zostało zbadane a tej procedury nie ma w wykazie przekazanej do NFZ ze szpitala to moim zdaniem jest to dowód na „fałszowanie” dokumentacji medycznej i poświadczenie przez szpital nieprawdy. Skoro NFZ z urzędu przesłał Pani sprawę do RPP to widocznie również się dopatrzył się nieprawidłowości w dokumentacji. Trzymam kciuki i powodzenia oraz wytrwałości,
Do Xxs -Ot- jaki mądry . Jestem pielęgniarką, a nie pracownicą NFZ. Wielki obrońca ! A z jakimi objawami trzeba jechać do Krakowa, Warszawy czy Gdańska?
Dp pacjentka - Dokładnie, teraz tak samo. Z tym, że mi zarzucił : cyt: „złego interpretowania zachowania personelu zależnego od nastawienia i zachowania osoby oczekującej empatii”, „podglądanie, podsłuchiwanie itp.”, „wymuszanie określonego zachowania personelu medycznego, w celu skrócenia czasu oczekiwania”, „mylenia asertywności i rzeczowości z chamstwem i bezczelnością”, „korzystanie z portali internetowych, celem wywołania agresji niby gwarantującej krótszy czas oczekiwania”, „pisanie skarg pod wpływem emocji, irytacji i paniki”, „braku w wyposażeniu apteczki samochodowej temblaka”, oraz inne jak „ brak wykształcenia prawniczego”, jednocześnie twierdząc, że moje dziecko zostało w Ambulatorium Izby Przyjęć zbadane.
Skoro pani jest pielęgniarka.. To powinna Pani wiedzieć że od dawna dzieci z urazami bądź dolegliwościami chirurgicznymi wozi się do Rybnika. Jeśli Pani jest z Jankowic to miala Pani taka sama drogę do Rybnika czy do Raciborza. Druga sprawa po co przeswietlac dwa razy dziecko,bo zapewne tak by się stało nawet po tym gdyby dziecko zaopatrzyli w Raciborzu.
Dalszy ciąg. Pacjentka ( 217.99*32)
Nie skorzystałam z konfrontacji i napisałam skargę do Rzecznika Praw Pacjenta. Mając bogatą "korespondencję" z dyrektorem szpitala oraz z Narodowym Funduszem Zdrowia miałam pewne dowody niespójności ich wyjaśnień. Po 1,5 roku RPP uznał, że zostały w moim przypadku naruszone prawa pacjenta. Dochodzenie do prawdy kosztowało mnie dużo stresu i teraz czytając ten artykuł zastanawiam się czy było warto skoro w raciborskiej lecznicy łamanie praw pacjenta jest niemal normą a dyrektor nic z tym nie robi. Może wreszcie zainteresuje się tym organ założycielski szpitala (Starostwo)
Kierowanie skarg do dyrektora. Rudnika nie ma sensu ponieważ zawsze broni lekarzy. W odpowiedzi na złożoną do niego skargę niejednokrotnie obraża skarżącego pisząc, "zarzuty się nie potwierdziły", "pacjent roszczeniowy, arogancki" itp. Czytając artykuł miałam wrażenie, że takie wyjaśnienia Rudnika są powielane w każdym przypadku, taki schemat wyjaśnień powtarza się w każdej sprawie. Miałam tą nieprzyjemność i również złożyłam skargę na lekarza pracującego na oddziale. Dyrektor uznał moją skargę za bezzasadną, zarzucił mnie arogancję, roszczeniowość. Skarga do NFZ również nic nie dała, zaproponowano mnie konfrontację z dyrektorem i lekarzem. Nie skorzystałam z konfrontacji i napisałam skargę do Rzecznika Praw Pacjenta. Mając bogatą "korespondencję" z wyjaśnień dyrektora i NFZ po około 1,5 roku RPP uznał słuszność mojej skargi i uznał, że w stosunku do mnie doszło do złamania praw pacjenta. Moje tzw. "zwycięstwo" trwało długo, kosztowało mnie masę stresu i takiej ludzkiej bezsilności i jak wynika z artykułu nic w tym względzie się nie zmieniło.
"obie szczęki" połamane???
nie pij więcej!!!
Od lat to samo moje dziecko po wypadku w prawdzie obejrzał lekarz dyżurny (chirurg) stwierdzając lekkie otarcia naskórka brody po czym odesłał nas do domu a po mojej prywatnej wizycie u chirurga dziecko zostało odesłane na SOR do Sosnowca okazało się że ma połamane obie szczęki w kilku miejscach i pomiażdżone wyrostki zębowe to było kilka lat temu widzę że tu się nic nie zmienia .
Na izbie przyjęć w Raciborzu do mojej córki nawet nie przyszedł lekarz tylko pielęgniarka mówiąc ,, Pan doktor powiedział że nie jest od dzieci i macie jechać do Rybnika" .