Czy jesteśmy przygotowani na wojnę? Nie każdy pójdzie do wojska
Nasilający się konflikt na Ukrainie spowodował, że wielu Polaków zaczęło spoglądać na własne podwórko. Jak dobrze jesteśmy przygotowani na ewentualność wybuchu konfliktu zbrojnego w obrębie naszych granic? Jak wyglądała będzie wtedy mobilizacja i jak funkcjonować będzie administracja?
– Jeszcze kilka lat temu znacząca większość polskich polityków mówiła o ograniczaniu funduszy przeznaczanych na polską wojskowość. Gwarancje bezpieczeństwa, przynależność do Unii Europejskiej – to miały być czynniki, dzięki którym nic nam nie powinno grozić. Prawda jest jednak taka, że nic nie jest pewne, a mądre państwa dbają o ochronę swoich obywateli inwestując w swoje wojska – mówi ppłk Andrzej Sygulski, Wojskowy Komendant Uzupełnień w Rybniku. Jak przyznaje, nie ma obecnie żadnych powodów do niepokoju, a wszystkie najważniejsze zadania i działania określają odpowiednie ustawy. – I zgodnie z nimi, w przypadku mobilizacji obywatele, którzy będą powołani, już dawno o tym wiedzą – dodaje.
Wszystko jest w karcie
Każdy, kto w czasie konfliktu zbrojnego będzie miał być powołany do wojska otrzymał kartę mobilizacyjną w czasie pokoju. To dokument, który określa dokładnie, gdzie rezerwista powinien się stawić i jaką funkcję będzie pełnił. – W wojsku nie ma przypadków – mówi ppłk Sygulski. – Nie jest tak, że następuje pospolite ruszenie, wszyscy zostają powołani i wysyłani do jednostek. Osoby, które w momencie mobilizacji powinny być powołane to wyselekcjonowani specjaliści w zawodach, które mogą być przydatne w danych jednostkach – dodaje Wojskowy Komendant Uzupełnień.
Co jednak z resztą rezerwowych. Ci z kategorią A mogą zostać przecież powołani do wojska w określonych sytuacjach. – Jeśli chodzi o masowe powołania to są one możliwe w momencie, gdy np. ponosilibyśmy straty, które trzeba byłoby uzupełnić, gdyby sytuacja wymagałaby takiej siły – komentuje ppłk Sygulski.
Dzisiaj wielu młodych i starszych Polaków zdaje sobie pytanie, co powinni robić, gdyby czas konfliktu nastał u nas. – Służby rezerwy potrzebne byłyby np. do zabezpieczania obiektów, ochrony ludności czy pomocy w logistyce – mówi major Wacław Wojaczek, szef wydziału rekrutacji. – Nie ma jednak mowy, by rezerwista z kategorią A, bez karty mobilizacyjnej i szkoleń, miał dostać do ręki broń i jechać na front czy zajmować się bardzo specjalistycznymi zadaniami – dodaje.
Dla tych, których w czasie konfliktu powołanie z rezerwy może czekać, konieczne są ćwiczenia. I tutaj, jak zapewniają oficerowie z WKU w Rybniku, wszystko idzie zgodnie z planem. – Te szkolenia zostały już zaplanowane jakiś czas temu, więc fakt, że ktoś dostanie niedługo wezwanie nie oznacza, że ma to jakikolwiek związek z sytuacją na Wschodzie – mówi major Wojaczek. – Tych szkoleń zresztą bardzo dawno nie było, stąd może pojawia się teraz w tym temacie takie poruszenie. Społeczeństwo wie jedynie, że nie ma już obowiązkowej służby wojskowej. Nie oznacza to jednak, że wojsko czy rezerwa się nie szkolą. Stale doskonalimy nasze zdolności – dodaje.
Administracja musi zostać zachowana
Dla struktur administracyjnych konflikt zbrojny to także poważny sprawdzian. Według opracowanych w współpracy z WKU scenariuszami opracowywane są plany działania. Administracja na poziomie samorządowym nie może w przypadku wybuchu wojny po prostu się rozpaść. – Nawet teraz, w czasie pokoju, działa dział zarządzania kryzysowego, mamy cykliczne spotkania, a prezydenci pełnią dyżury – mówi Adam Fudali, prezydent Rybnika. – Nie jest tak, że miasto zostawione jest samemu sobie np. gdy mnie nie ma – dodaje.
Do obowiązków samorządów należy np. decyzja o przejęciu nieruchomości czy mienia w czasie wojny. – To decyzje administracyjne, które podjąć musimy tutaj, w urzędzie – komentuje Fudali. Nie jest więc tak, że kilku żołnierzy zatrzymuje samochód i w imieniu Rzeczypospolitej po prostu nim odjeżdża. – W tych planach zawarte są także takie właśnie szczegóły, jak kwestie sprzętu dla wojska, samochodów czy motocykli. Firmy i przedsiębiorstwa, które w nich zawarliśmy wiedzą, że może dojść do takiego scenariusza, więc pod każdym względem jesteśmy gotowi – komentuje ppłk Sygulski z WKU. Kto jednak w samorządzie w czasie konfliktu zbrojnego de facto rządzi? – „Głównodowodzącym” pozostaje prezydent, jeśli chodzi o sprawy administracyjne i samorządowe to jego kompetencje – tłumaczy Fudali.
Zdaniem samorządu i struktur wojskowych w mieście, nie ma strachu. Scenariusze są opracowane i na bieżąco ćwiczone, istnieją nawet konkretne plany ewakuacji mieszkańców, a łóżka w pobliskich szpitalach policzone są co do jednego. W razie czego. Obyśmy jednak nigdy nie musieli z tej wiedzy korzystać.
(mark)
Komentarze
9 komentarzy
Ludzie chyba nigdy nie przyjdą po rozum do glowy a wyciągnięcie wniosków z lekcji historii to na pewno się nie zdarzy przeciez to pilitycy i promineci wywołują wojny giną nasi synowie i bliscy nadal myśmy że to gra kimputerowa Była pierwsza wojna światowa druga wojna a my nadal udajemy że to sen .Ludzie opamietajcie się politycy będą ciągle bawić się naszym kosztem .wysyłać dzieci na wojnę ktory normalni pracujący polak myśli o wojnie wybieramy tych niedolegi aby trzepaly kasę zamiast robić wszystko żeby ludzie mogli żyć normalnie Czas ktory jest nam dany jest krótki Natomiast jeżeli chodzi o nasz potencjał militarny i możliwości obronne to nie wiem na co liczą nasi dowodzcy a do przypomnienia to nie rok 1939 gdzie w jakimś stopniu liczyło się poświęcenie i bohaterstwo Dzisiaj to będzie moment i cała ta nasza armia przestanie istnieć i trzeba sobie to uzmyslowic Rosja tak zwiększyła potencjał i technologię że czas ktory był nam dany na próbę pokojowego porozumienia z Rosją został zmarnowany przez wszystkich Na koniec taki to los tego narodu Polskiego że nie dane mu
Całkowite pomylenie z poplątaniem te wasze poglądy. W dodatku oparte na jakichś omamach. @graz46 - powiedz mu który nasz sąsiad graniczy z Ukrainą i Rosją? Chciałbym przypomnieć, że na północy mamy Kaliningrad, czyli najbardziej zmilitaryzowany kawałek ziemi w Europie. U nas nikt nie mówi o wywoływaniu konfliktu. Nikt nie macha szabelką. Chyba że za takowe uważasz mówienie głośno o tym, że nie wolno najeżdżać tertorium innego kraju, i przeciwstawianie się temu dyplomatycznymi środkami. Naszym zadaniem jest mobilizowanie świata, by wspólnie się temu przeciwstawił (z ograniczonymi nadziejami na to że coś zrobi) i odbudowywanie armii, która będzie potrafiła dać boleśnie po łapach nawet ruskim, jeśli zechcą sięgnąć do Polski. @szatan brzydzi mnie patrzenie na ojczyznę przez pryzmat rządzących. Tusk i Sikorski całkowicie nie są z mojej bajki, ale to nie oni stanowią o tym czym jest Polska i czy warto o nią walczyć. Za dużo w Polsce takich jak nadredaktor Paradowska, którzy nawet gdyby przyszła obca władza, kombinowali by jak by się tu ustawić, żeby nic nie stracić.
Calkowicie popieram graz46 ma racje jak Tusk i Sikorski taki silny to niech biora mlot na lemingi i jazda na ukraine. Pokazuja ile bogactwa ma Janukowicz a czemu taki Sikorski nie pokaze swego bogactwa no tak on sie uczciwie tego dorobil a inni to kradli zdrajcy jak Putin sie wkurzy to wtedy bedzie placz NATO juz nam pomoglo podczas drugiej wojny SWIATOWEJ
Zgadzam się,że musimy byc silni ale nie zgadzam się z tym że nam ktoś bezpośrednio zagraża i chce z nami wojny .Dlaczego inni nasi sąsiedzi są bardziej flegmatyczni ?Niestety dyplomacja to nie jest nasza mocna strona.A co do korzyści to była tak zwana przenośnia.A minimalizowanie strat to właśnie spokój i nie zachłystywaniem się tym, że dokopiemy ruskim,bo o to tu chodzi.A Ameryka niech najpierw zrobi porządek u siebie.Zlikwiduje murzyńskie getta i indiańskie rezerwaty.I nie mam zamiaru przyjmowac ich opcji na świat.
Owszem nie jesteśmy potężni i pewnie nie będziemy. Ale musimy być na tyle silni (mieć czym kąsać), żeby potencjalny agresor 10 razy zastanowił się, czy opłaca się mu zaczynać wojnę. Na razie kwestie naszego bezpieczeństwa opieramy głównie na NATO. Dobrze że jesteśmy w NATO, ale przede wszystkim musimy liczyć na siebie. Jest wiele państw, które nie są poteżne, ale mają na tyle poważny militarny potencjał odstraszania, że nikomu do głowy nie przyjdzie zaczynanie z nimi jakiejkolwiek wojny, bo jej koszty materialne i ludzkie przerosłyby korzyści. Drodzy państwo jeśli ktoś myśli, że w obecnej sytuacji będą jakieś pożytki to jest w błędzie. Teraz chodzi o minimalizowanie strat i zapobieganie powstawaniu nowych. Trudno więc mówić, żeby ta wyrywność miała nam zaszkodzić. Na wschodzie mamy zawodnika, który myśli inaczej niż Zachód. Czas przyjąć jego optykę. I to być może będzie jedyna korzyść dla nas i świata w całej tej sytuacji.
Do "młot na lemingi" tak znam to łacińskie przysłowie uczyłam się łaciny w lo dotyczy on mentalności i myśli taktycznej starożytnych Rzymian, którzy twierdzili, że najlepszą formą obrony jest atak bo ludzi bądź państw dużo potężniejszych od innych nikt nie zaatakuje.A my jesteśmy potężni ? Boję się tylko że naszą "wyrywnością" zrobimy sobie większą krzywdę niż pożytek.Ale to tylko moje skromne zdanie.
ja napewno nie pojde niech idzie palikot z biedronim i niech se wezma namiot zeby im wibratory nie zamarzly.
graz46, a znasz przysłowie "si vis pacem para bellu" czyli chcesz mieć pokój szykuj się do wojny? My nie jesteśmy do wojny gotowi, więc tym bardziej musi nas interesować co sie za wschodnią granicą dzieje. Bo jak się zacznie dziać na naszej wschodniej granicy to już będzie za późno. Dlatego ja sobie życzę amerykańskich F-16 i to nie w liczbie 12 sztuk, a najlepiej 120. I ze dwie dywizje zmechanizowane z M1A2 Abrams. Na nasze zaproszenie. Bo lepiej mieć u siebie proszonych Amerykanów niż nieproszonych po raz kolejnych ruskich.
Nie będziemy musieli z niej korzystac ,jeśli nasz rząd przestanie mieszac się w sprawy innego państwa.Ja np.nie życzę sobie w Polsce ani amerykańskiego wojska ani ich F-16,To co dzieje się za naszą wschodnią granicą mnie nie interesuje.Patrzmy na swój kraj.Ameryka się rządzi w całym świecie.Są za oceanem,więc łatwo im podskakiwac.My w Polsce chcemy miec święty spokój.