Niedziela, 17 listopada 2024

imieniny: Grzegorza, Salomei, Elżbiety

RSS

Tak kiedyś bawili się raciborzanie

31.01.2024 08:05 | 4 komentarze | OK

Wielu raciborzan do dziś pamięta huczne powitanie roku 1985 w nowo otwartej restauracji „Wiedeńskiej” i bale lekarzy, prawników i architektów, z których słynęła „Tęczowa”. Sylwestry, imprezy karnawałowe i dancingi przyciągały do wielu kawiarni i restauracji spragnionych dobrej zabawy. Lokale przyjmowały rezerwacje już na kilka miesięcy przed planowanymi zabawami, a chętnych było tak wielu, że dostawiano stoliki i tworzono listy rezerwowe. Raciborzanie lubili i potrafili się bawić.

Tak kiedyś bawili się raciborzanie
O balach maskowych, salcesonie, który zdetronizował szynkę, szaleństwach na szklanym parkiecie, połykaczach ognia...
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

„Hotelowa” – ulubienica wierchuszki

Na prestiżowe imprezy władz miejskich, wojewódzkich a nawet państwowych wybierano otwartą w 1955 roku restaurację „Hotelową”. Lokal pierwszej kategorii gościł nawet ówczesnego  przewodniczącego Rady Państwa Henryka Jabłońskiego. Restauracja cieszyła się taką renomą, że pracownicy Państwowej Inspekcji Handlowej, którzy kontrolowali inne lokale w okolicy zawsze przyjeżdżali do „Hotelowej” na kolacje. Po jednej z takich kontroli PIH przyznała nawet lokalowi list pochwalny za wzorową pracę. W dużej mierze była to zasługa jego kierowniczki – Wiesławy  Siatkowskiej. Jej pracownicy z powodzeniem startowali w konkursach srebrnej i złotej patelni, a podawane tu specjały cieszyły się uznaniem wielu raciborzan i gości zagranicznych. – Specjalnością naszego zakładu był garnuszek górniczy. Składały się na niego trzy rodzaje mięsa podawane z ziemniakami, sosem i zasmażaną kiszoną kapustą. Całość serwowalismy w podgrzewanych kociołkach – relacjonuje Stanisław Niedziela, który był wtedy szefem kuchni. Deserami, jak to bywało w tej randze lokalu, zajmowała się specjalizująca się w tej dziedzinie kucharka.

W restauracji znajdowały się cztery sale. Największa – bankietowa przeznaczona była na 40 osób, pozostałe trzy, które oddzielone były od siebie drewnianymi przepierzeniami z kwiatami, razem mieściły 70 gości. Lokal nie organizował dancingów, odbywały się tu jednak zabawy sylwestrowe, barbórkowe, zakładowe i karnawałowe. Na co dzień, w porze obiadowej, na stojącym w jednej z sal fortepianie, grał pan Mazurek.

Kiedy Wiesława Siatkowska przeszła na emeryturę, jej stanowisko objęła Zdzisława Szyra. Lokal przeszedł wtedy generalny remont a załoga dostała nowe ubrania. – Panowie mieli brązowe garnitury z muszkami a panie kostiumy w tym samym kolorze z wyhaftowanymi imionami i nazwiskami – wspomina pani Zdzisława. To była wciąż najbardziej prestiżowa restauracja w mieście, do której zapraszano gości z zagranicy i stolicy. – Kiedy do Rafako przyjechali Mieczysław Grudzień i Edward Babiuch, zdecydowano, że cała delegacja będzie u nas na obiedzie. Wysłali nas wtedy po francuskie wina do Katowic, a oni ich nawet nie spróbowali. Zostaliśmy później z tymi drogimi winami, bo nikt ich nie chciał kupić – opowiada pani Szyra. Specjalnie na tę okazję sprowadzono też kucharzy, a sanepid nadzorował przygotowywanie wszystkich potraw.

W stanie wojennym w hotelu stacjonowały oddziały milicji. Z powodu bliskości swojej kwatery panowie często sprawdzali czy lokal przestrzega godzin otwarcia, wojskowi zaś  przychodzili razem z komisjami z PSS-u na kontrole. – Na każde wyjście musieliśmy mieć przepustkę. Najgorzej było z weselami albo zabawami, które zahaczały o godzinę policyjną. Trzeba było wtedy załatwiać przedłużenie otwarcia lokalu. Pozwolenie musiał wydać urząd miasta, PSS i oczywiście milicja – wspomina kierowniczka, która dodaje, że pozwolenia zawsze udawało się załatwić.

„Tęczowa” – kotyliony i kolorowe drinki

Sobotnie i niedzielne dancingi przyciągały do „Tęczowej” rzesze raciborzan. PSS Społem w latach 60. zatrudniło więc do prowadzenia działalności rozrywkowej zespół muzyczny, w którym grali trębacz Abrahamczyk, pianista Groborz i klarnecista oraz saksofonista Jerzy Marchwica. Goście bawili się na szklanym, podświetlanym parkiecie, który był pozostałością po czasach przedwojennych. Podczas karnawału organizowano tu huczne bale maskowe. – Maski sprowadzaliśmy z Katowic i każdy mógł sobie jedną zakupić przy wejściu – relacjonuje Alojzy Orłowski, który kierował lokalem na początku lat 60. – Podczas balu komitet członkowski „Tęczowej”, do którego należały panie: Ścibor-Rylska, Simon, Kłoskowa i Glenc, zasiadały w jury by wybrać najładniejsze kostiumy. Nagrodami były torty fundowane przez PSS Społem – dodaje. Podczas dancingów i zabaw serwowano dania, które przygotowywała dla całej gastronomii kuchnia matka. – Pamiętam jak na stoły trafiał popisowy numer naszej garmażerii czyli salceson szachownica – opowiada pan Alojzy. – Gdy się go przekroiło na pół, widać było na szachownicy królową, króla, konia... On był droższy od kiełbasy i cieszył się ogromną popularnością – wyjaśnia. Prawdziwą furorę robiły też kolorowe drinki w pasy, składające się z żółtego Smakosza Jajowego (ajerkoniak), czerwonej wódki Mandarin Dżin, zielonego alażu i białej wódki czystej. Nowością w tamtych czasach były również płonące lody, które serwowano zazwyczaj podczas wieczornych imprez w odpowiedniej oprawie świetlnej i muzycznej.

„Tęczowa” miała cztery podświetlane boksy, z których korzystały najczęściej szukające intymności pary. Boksy oddzielone były od siebie dodatkowo kwiatami. Takie rozwiązanie podpatrzyła Elfryda Chwastek, która szefowała kawiarni od 1966 roku, podczas wycieczki PSS-u do NRD. Stamtąd przywiozła też pomysł na zainstalowanie w części tanecznej żarówki ultrafioletowej. Nie było bowiem niczego bardziej na topie niż bale w „Tęczowej”. To była kwintesencja elegancji. Panie w pięknych, wieczorowych sukniach i specjalnych na tę okazję fryzurach, panowie w garniturach i często pod muchą. Bawiła się zazwyczaj elita, bo „Tęczowa” była lokalem na wysokim poziomie. W sylwestra każda para, która przychodziła na bal dostawała przy wejściu kwiaty, baloniki lub perfumy. Nic więc dziwnego, że rezerwacje robiło się z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Na jednym z bali lekarzy miało miejsce wydarzenie, które pani Elfryda pamięta po dziś dzień. – Na szklanym parkiecie bawiła się para prezentując cały zestaw figur tanecznych. W pewnym momencie, gdy orkiestra zaczęła grać jakiś skoczny kawałek, przy którymś przytupie, dość korpulentna pani wpadła w sam  środek szklanego kasetonu, który roztrzaskał się pod jej ciężarem. Na szczęście na sali był lekarz... –  opowiada ze śmiechem szefowa lokalu.

Lata 80. upływały pod znakiem bali, imprez i niezliczonych zabaw. – Organizowaliśmy bale architekta, lekarza i prawnika. Wszystkie zakłady pracy przychodziły do nas na bale karnawałowe, a ZEW robił zabawy dla każdego oddziału osobno – wspomina kolejna kierowniczka Maria Sobik. Dancingi odbywały się zawsze w soboty przy muzyce na żywo. W tygodniu zdarzały się koncerty gwiazd polskiej estrady. W „Tęczowej” gościła „Grupa pod Budą”, soliści Operetki w Gliwicach, Andrzej Rosiewicz czy Zbigniew Wodecki. Ich występy nigdy nie były biletowane. Wystarczyło po prostu wcześniej zarezerwować stolik.