Kryzys może być głęboko duchowym, niemalże mistycznym doświadczeniem
Z ks. Mateuszem Chmielewskim z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, pedagogiem zaczynającym – na Wydziale Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II – prace nad doktoratem, o kryzysie wiary i wychowaniu religijnym koresponduje ks. Łukasz Libowski.
Dali to, co sami mieli – więcej nie dali, bo sami więcej nie mieli
– ŁL: Zastanawia mnie, od dłuższego zresztą już czasu, problem spójności, o którym wspominasz. Moim zdaniem, które wyrobiłem sobie słuchając i obserwując ludzi, spójności wyznawanej wiary z życiem i funkcjonowaniem w codzienności wymagają nie tylko dzieci od swoich wierzących rodziców, ale w ogóle osoby, powiedzmy, mające luźniejszy stosunek do wiary i religii od tych, którzy deklarują się jako wierzący. I w sumie, jak mi się wydaje, w tym domaganiu się spójności, obiektywnie rzecz biorąc, nie ma niczego złego. Mam wszelako odnośnie do tegoż wymagania – pozostańmy, proszę, przy przypadku dzieci i wierzących rodziców – dwie uwagi. Po pierwsze: choć z jednej strony jest ono szlachetne, to ze strony wtórej jest nierealistyczne, a nawet, rzekłbym, nieludzkie, to znaczy, jak sądzę, że nie liczy się ono z człowieczą ułomnością, z właściwym człowiekowi niedomaganiem. I kwestia druga: nie wiem, czy kryzys wiary u tego, kto wyrósł w rodzinie tradycyjnie wierzącej, nie zaczyna się aby wtedy, kiedy niespójność, jaka tak bardzo przeszkadza mu u najbliższych, dostrzega także u siebie i kiedy odkrywa, że nie tak łatwo jest ją usunąć.
– MCh: Domaganie się spójności jest niczym innym, jak wołaniem o autentyczność, o to, co nazywamy świadectwem i przykładem. Oczywiste jest, że wiara będzie skuteczniej przekazana, gdy ten przykład będzie bardziej widoczny. Badani dostrzegają problem niespójności lub zbyt małego przykładu, ale też potrafią przyznać, że rodzice dali to, co sami mieli – więcej nie dali, bo sami więcej nie mieli. Nie ma w tym pretensji. Jest zauważenie faktu. Jest dostrzeżenie, że taka wiara kiedyś może wystarczyła. Teraz, w świecie płynnym, zmiennym i różnorodnym, wiara, żeby przetrwać, musi być mocniej osadzona. Za to już są odpowiedzialni sami badani. Wiara jest bowiem osobiście budowaną relacją. Tak jak słusznie zauważyłeś, jedną z przyczyn kryzysu może być dostrzeżenie u siebie rozdźwięku między zasadami wiary, a życiem danej osoby. Pojawia się wtedy konflikt między systemem wartości a postępowaniem. Pojawiające się z tego powodu poczucie winy może spowodować chęć ucieczki od wiary.
– ŁL: Mateuszu, czas na ostatni akord naszej fughetty. Możesz przedstawić pokrótce wnioski płynące z podjętych przez Ciebie badań?
– MCh: Może warto, żeby wnioski wybrzmiały jako pewne propozycje, które można wcielić w wychowanie religijne w rodzinie. Na samym początku proponuję odpowiedzieć sobie na trzy pytania: (1) Co było dla mnie cenne i ważne w wychowaniu religijnym w domu rodzinnym? (2) Co było zaniedbane w tym kontekście przez moich rodziców? (3) Co ja mogę zrobić, żeby nie zaniedbać tych rzeczy teraz jako rodzic? Chodzi tutaj o wyciągnięcie wniosków i uczenie się na doświadczeniu i na nieswoich błędach. Jeżeli natomiast chodzi już, konkretnej, o wnioski-propozycje, to ująłbym je w następujące wyrażenia: Rodzicu (mamo, tato) – (1) zadbaj o relację z dzieckiem (bliskość, rozmowa, czas, poczucie bezpieczeństwa), bo to ułatwi mu relację z Bogiem (Ojcem); (2) rozmawiaj, tłumacz, wyjaśniaj, opowiadaj, dziel się (dawaj świadectwo) jak sam przeżywasz relację z Bogiem i wspólnotę Kościoła; (3) słuchaj tego, co mówią dzieci, pozwól wybrzmieć ich pytaniom i wątpliwościom; (4) daj przykład wiary, łącząc modlitwę z dobrymi uczynkami; (5) włączaj dzieci w modlitwę i w dzieła miłosierdzia; (6) dbaj o regularność praktyk od najmłodszych lat, by się one zakorzeniły w dzieciach; (7) zatroszcz się, aby praktyki religijne były powiązane z dobrą atmosferą (np. wieczorny pacierz z błogosławieństwem i przytuleniem); (8) pomyśl nad umiejętnym połączeniem konsekwencji i zasad z wolnością, którą warto dać dzieciom. Możliwe, że dzięki temu dzieci, które dorosną i będą miały kryzys wiary, przyjdą do swoich starszych rodziców, a wtedy oni, pełni łagodności, ale i bólu w sercu, zapytają ich: „Jak mamy przy Tobie być w tych wątpliwościach? Czego od nas teraz najbardziej, córko/synu, potrzebujesz?” – i w ten sposób pomogą dzieciom przejść przez trudne doświadczenie kryzysu ku wiarze dojrzalszej.
Komentarze
15 komentarzy
Ks. Mateusz to kapelan warszawskich katocelebrytow ze stolicy. Stały bywalec szczególnie u mamy jednego z najbardziej znanych aktorów młodego pokolenia. Tak się robi karierę.
na szczęście ludzie zdążą przeczytać.....
Komentarze o podwójnym życiu księdza Mateusza są regularnie usuwane. Przypadek ?
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Księża niech nie snują wniosków ale zajmą się robotą. Ksiądz Mateusz kase z diecezji na studia bierze a w czasie odpustu w Skrzatuszu schował się w pokoju. Żenada
"czas na ostatni akord naszej fughetty'
i jeszcze klechy popisują się swoja erudycją niezrozumiałą i niedostępną dla przeciętnego moheraka..
pycha ,pycha i zaślepienie.
Szanowny "op" - żenadą trzeba nazwać sytuację kiedy ktoś, kto nie potrafi czytać ze zrozumieniem, próbuje tworzyć tezy oparte na niezrozumianym przez siebie tekście. Sama umiejętność czytania to nie wszystko - trzeba jeszcze zrozumieć czytany przekaz...
,,kryzys wiary''- Przestajecie wierzyć w Boga bo wam sie nie podoba zachowanie księży? żenada
i tak wygląda łapanie naiwniaków w siatkę..napisz do mnie... pogadamy... i już cie mam.. teraz jest kryzys wojenny i kryzys energetyczny.. a kryzys wiary?...zależy w co kto wierzy.. obecnie księżom jest wierzyć coraz trudniej...
Ja bym za bardzo nie liczył na odzew anonimów. Oni są tylko odważni dlatego że są anonimowi.
Nie mam w zwyczaju czytania anonimowych komentarzy i odpowiadania na nie. Mam natomiast zwyczaj rozmów/ korespondowania mailowego z osobami, które chciałyby mniej anonimowo wyrazić odmienne zdanie, podważyć coś, stwierdzić, że jest zupełnie inaczej itp. itd. Zapraszam więc --> mmchmielewski@op.pl - ks. Mateusz Chmielewski
~Kolegunio (185.135. * .174) dzięki ! dobrze jest przeczytać coś mądrego w świecie zaślepionych ignorantów.
"Kryzys wiary" - tak ładnie to brzmi, tak naukowo. Szkoda tylko, że ww. ksiądz nie powie rzeczowo i wprost, że to nie o żaden "kryzys wiary" chodzi tylko o fakt, że coraz większe grono ludzi "przegląda na oczy", uświadamia sobie co tak naprawdę kościół katolicki robi, do czego dąży(władza, bogactwo, immunitet), jak traktuje swoich "wiernych" oraz co wyprawiają jego przedstawiciele(każdego szczebla). Kończą się czasy ślepego poddaństwa - ludzie kształcą się na coraz to nowszych płaszczyznach i dostrzegają, że nie potrzeba zachłannych i obłudnych pośredników by wierzyć w Boga.
Dla mnie kryzys wiary przyszedł nie przez zaniedbania rodziców (skąd inąd bardzo religijnych)tylko wraz z wtrącaniem się do polityki i namawianiem do głosowania na pis,bogactwem rydzyka czy tuszowaniem pedofilii.
Moim zdaniem za dużo tego.
Czy takie przypadki tez ksiądz wziął pod uwagę w swoich badaniach ?