Sobota, 21 grudnia 2024

imieniny: Tomasza, Piotra, Tomisława

RSS

Kryzys może być głęboko duchowym, niemalże mistycznym doświadczeniem

18.09.2022 07:00 | 15 komentarzy | (q)

Z ks. Mateuszem Chmielewskim z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, pedagogiem zaczynającym – na Wydziale Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II – prace nad doktoratem, o kryzysie wiary i wychowaniu religijnym koresponduje ks. Łukasz Libowski.

Kryzys może być głęboko duchowym, niemalże mistycznym doświadczeniem
Mateusz Chmielewski, człowiek nieustannie będący w ruchu, dołączył w zeszłym roku do opolskiej pieszej pielgrzymki na Jasną Górę
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Brakowało spójności i przez to wiara jest mocniej poddawana w wątpliwości

– ŁL: No dobrze. To mielibyśmy pierwszy wątek zamknięty. Co jeszcze Twoje rozmowy ujawniły?

– MCh: Może to jest oczywiste i jest pewnego rodzaju truizmem, ale do mnie podczas rozmów doszło, że żeby mieć kryzys wiary, to trzeba mieć wiarę. Mówi się, że wiele osób ma teraz kryzys wiary, a według mnie wiele osób po prostu staje się jeszcze bardziej obojętnych religijnie niż było dotychczas, staje się mniej wierzących, ale ich wiara nigdy zbyt wielka nie była. Kryzys jest wtedy, gdy mam poczucie, że tracę coś, co do tej pory było dla mnie ważne i nie jest mi wcale tak łatwo to porzucić. Moi rozmówcy mówią, że dla nich kryzys jest taką erozją, zadawaniem pytań i poddawaniem pod wątpliwość, buntowaniem się czy niezgodą, tupaniem nogą i posuchą. Potrafią jednak zauważyć, że ta sytuacja kryzysowa jest również oczyszczeniem, dojrzewaniem, rozwojem. Żeby tak na to spojrzeć, potrzeba jednak trochę czasu i głębszej refleksji. Kryzys jest bowiem miejscem, gdzie ścierają się postawy tworzące stare i nowe życie. Nowe, pokryzysowe życie, nie znaczy gorsze. Po przejściu przez kryzys wiara może być dojrzalsza, bardziej świadoma, oparta na więzi z Bogiem, a nie tylko na tradycji. Warto dodać, że kryzys może być również głęboko duchowym, niemalże mistycznym doświadczeniem, gdyż jest próbą ogniową wiary, kiedy możemy wyznać Bogu wiarę i miłość, pomimo tego, że jest tak trudno. Taka wiara i miłość jest wtedy najbardziej bezinteresowna. Jest takim byciem z Bogiem i Kościołem nie tylko na dobre, ale i na złe.

– ŁL: O tym się dziś wiele mówi, że mianowicie kryzys jest wielką szansą. Ze swej strony mogę w tym kontekście polecić książkę „Drzewo ma jeszcze nadzieję. Kryzys jako szansa” znakomitego Tomáša Halíka.

– MCh: Myślę, że z podobnym myśleniem mamy do czynienia w klasycznej już książce Kazimierza Dąbrowskiego „Trud istnienia”, w którym mowa o dezintegracji pozytywnej. Doświadczenie rozbicia dotychczasowego sposobu myślenia i funkcjonowaniu może pomóc w szybszym i bardziej twórczym rozwoju, także na płaszczyźnie wiary. Coś musi umrzeć, żeby coś innego się narodziło. Ważne jest to, co z tym kryzysem zrobi konkretna osoba, ale także w jaki sposób będą zachowywały się osoby dla niej znaczące.

– ŁL: A co o swoich kryzysach powiedzieli Ci Twoi rozmówcy? Są w ich historiach jakiejś miejsca wspólne? A może są zaskakujące różnice?

– MCh: Miejsce wspólne to zazwyczaj rodzina pochodzenia określana jako tradycyjnie wierząca. Badani cenili sobie sam fakt przekazania wiary, ale także czuli niedosyt. W tych tradycyjnie wierzących rodzinach w wielu momentach brakowało spójności i przez to owa wiara jest mocniej poddawana w wątpliwości. Chodzi tutaj m.in. o łączenie wiary z zabobonami, pobożność nie połączoną z uczynkami miłości, dobrocią względem potrzebujących czy rozdźwięki między siedzeniem w przysłowiowej pierwszej ławce w kościele, a niemoralnym postępowaniem. Warto też wspomnieć o tym, że każdy z badanych co innego uznał za wartościowe w swoim religijnym wychowaniu, które otrzymał w rodzinie. Wspólne jest jednak to, że każdy z nich stwierdził, że właśnie ta wartościowa rzecz okazała się być bardzo potrzebna w sytuacji kryzysu wiary. Są to pewnego rodzaju zakorzenione schematy działań czy silne, dobre wspomnienia, które pomagają wracać albo jeszcze trzymają, żeby nie odejść. Jeżeli ktoś cenił to, że rodzice czytali mu w niedzielę Pismo Święte, to teraz, w kryzysie, to czytanie Pisma Świętego buduje jego wiarę. Dobre rzeczy z przeszłości są wyciągane niczym ze skrzyni, aby ożywić trudniejszą teraźniejszość. Wydaje się, że im tych dobrych wspomnień więcej, tym i szansa na pozytywne rozwiązanie kryzysu też wzrasta.