Czwartek, 7 listopada 2024

imieniny: Antoniego, Ernesta, Achillesa

RSS

Nie chcę być na garnuszku OPS-u

08.09.2011 19:25 | 44 komentarze | acz

Choć ma dobrą opinię, pracownikom raciborskiego OPS-u nie podoba się jego postawa i blizny na twarzy. Sugerują, by sąd zainteresował się tym, co się dzieje w rodzinie.

Nie chcę być na garnuszku OPS-u
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Grzegorz i Katarzyna Jarmolińscy wraz z kilkuletnim synem Kamilem mieszkają w niewielkim mieszkaniu przy ulicy Kozielskiej w Raciborzu. Od maja tego roku ze względu na trudną sytuację, rodzinie pomagał Ośrodek Pomocy Społecznej w Raciborzu. Instytucja przyznała rodzinie zasiłek, pokrywała koszty obiadu syna oraz umożliwiła małżeństwu udział w projekcie Droga do Pracy, czyli cyklu szkoleń w urzędzie pracy. Problemy zaczęły się już po kilku tygodniach. Pan Grzegorz miał problemy z regularną obecnością na obowiązkowych zajęciach z zakresu poszukiwania pracy. – Rzeczywiście, część zajęć opuściłem, ale miałem powód. Zamiast słuchać jak znaleźć pracę, ja ją po prostu znalazłem. Musiałem za coś utrzymać rodzinę – mówi ojciec Kamila.

Wagary
Nieobecność na zajęciach nie podobała się urzędnikom. 4 sierpnia powiadomili Sąd Rejonowy w Raciborzu o sytuacji w rodzinie Jarmolińskich. W  piśmie poza nieobecnością na kursach, OPS zwraca uwagę, że w przeszłości pan Grzegorz miał problemy z alkoholem i narkotykami a ostatnio znów przebywał miesiąc na odwyku alkoholowym. – Od paru tygodni ma zaczerwienione oczy i niegojące się rany pod nosem. Jego sylwetka jest ciągle wyprostowana „jak strzała”, mięśnie ma napięte. Od momentu wejścia do projektu twierdzi, że ma zapalenie spojówek a niegojące się rany pod nosem są spowodowane odwodnieniem organizmu. Pan Jarmoliński jest osobą konfliktową i agresywną, a jego zachowanie może wskazywać na zażywanie różnego rodzaju używek pobudzających, co może być przyczyną jego wyglądu i zachowania. Nadmienić należy, iż kiedy pan Jarmoliński pił, jak również zażywał narkotyki, w domu odbywały się awantury – pisze w piśmie do sądu Halina Sacha, szefowa raciborskiego OPS-u.

Jest spokojnie
– Tak, jestem osobą uzależnioną od alkoholu, w przeszłości brałem również narkotyki. Nie ukrywam tego i zdaję sobie z tego sprawę, że mam problem. Również z tego powodu świadomie zgłosiłem się w kwietniu na miesięczny odwyk alkoholowy, bo znów mnie zaczęło ciągnąć – przyznaje już na początku naszej rozmowy pan Grzegorz. – Sęk w tym, że narkotyków nie biorę od lat, nie chodzę również pijany. Rany pod nosem to efekt skazy białkowej na którą cierpię. W naszym domu nie odbywają się awantury, to argument wyciągnięty sprzed lat przez urzędników aby nam zaszkodzić, bo nie dostaną na nas dofinansowania za kurs – dodaje. Słowa pana Grzegorza zdają się znajdować potwierdzenie w Komendzie Powiatowej Policji w Raciborzu. – Pod wskazanym adresem w ostatnich trzech latach policjanci nie interweniowali ani razu – mówi Edward Kowalczyk z raciborskiej policji. Dobrą opinię o Jarmolińskich ma również pastor raciborskiego Kościoła Zielonoświątkowego, gdzie od pewnego czasu należy rodzina. – To dobrzy, kochający się ludzie. Mają swoje problemy, ale dają sobie z nimi radę – mówi pastor Piotr Grzesiek.

Z buciorami
Dlaczego więc OPS pisze do sądu skoro rodzina sama sobie daje radę? – Mamy właśnie obawę, że nie daje sobie rady – mówi nam Halina Sacha, szefowa OPS-u w Raciborzu. – My musimy działać gdy zagrożone jest dobro dziecka. Ja nie wiem czy pan Jarmoliński ma rzeczywiście pracę. W ciagu roku niewiele takich pism piszemy do sądu. Na kursie nikt ich siłą nie trzyma. Jak chcą moga odejść  – dodaje. Pan Grzegorz napisał do sądu: – Rozumiem frustrację pracowników socjalnych, którzy „na siłę” próbowali narzucić nam pomoc finansową i ku ich zdziwieniu nie postępujemy, jak większość podopiecznych OPS, starających się przez długie lata za wszelką cenę „wyciągnąć” z opieki co się tylko da – pisze w odpowiedzi do sądu pan Grzegorz. – Kiedy chcieliśmy zrezygnować z kursu pracownik socjalna (...) zagroziła nam, że gdy zrezygnujemy, to ona poda nas do sądu w sprawie zniedbywania dziecka. Jesteśmy rodziną, do której osoby postronne próbują „włazić z buciorami”. Żyjemy w skromnych warunkach, ale jesteśmy kochającą się i samodzielną rodziną – pisze dalej pan Grzegorz.

(acz)