Sztuka interpretacji, czyli można naśladować Boga
Obcowanie ze sztuką jest szkołą. Szkołą, w której uczymy się, w której ćwiczymy się w tym, by zauważać nie to, co wszyscy robimy tak samo, ale, przeciwnie, właśnie to, co każdy z nas robi osobliwie. Swoiście. Inaczej. To, co każdy z nas robi na sobie właściwy sposób - pisze ks. Łukasz Libowski.
1.
Uczestniczyłem w minionym tygodniu, a piszę słowa niniejsze, choć ukazują się one jeszcze później, 10 października, w dwóch wydarzeniach, które rezonują we mnie do dziś i które, jak mi się wydaje, przez jakiś jeszcze czas rezonować we mnie będą.
2.
Pierwszym z rzeczonych wydarzeń był wykład poświęcony życiu Caspara Davida Friedricha. Wykład, który wygłosił ks. Wojtek Lippa, historyk sztuki, dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Opolu. Zainaugurował w ten sposób ks. Lippa cykl prelekcji dedykowanych osobie i twórczości Caspara Davida Friedricha, na które w czwartkowe wieczory października i listopada, dla uczczenia przypadającego w tym roku jubileuszu 250. urodzin Friedricha, zapraszają dwie opolskie instytucje, Muzeum Diecezjalne w Opolu właśnie i Instytut Nauk o Literaturze Uniwersytetu Opolskiego.
Chętnie przyznam, że referatu ks. Wojtka wysłuchałem z zainteresowaniem. Został bowiem solidnie przygotowany. To raz. A dwa: wystąpienie ks. Lippy bardzo mi się podobało, bo gdy chodzi o jego warstwę przedmiotową, to wykraczało ono daleko poza ramy rekonstrukcji biegu życia swojego bohatera. Owszem, przedstawił prelegent biografię Friedricha. Kolejne fakty z jego życia. I zrobił to ze wszech miar rzetelnie. Równocześnie jednak starał się o coś więcej. O co najczęściej, jak wynika z mojego doświadczenia, bardzo trudno. Starał się mianowicie wskazać na to, co trzeba wiedzieć, by biografię Friedricha zrozumieć. By zrozumieć nie tylko jego biografię, ale także, a może nawet przede wszystkim, jego twórczość. Jego twórczość i to w konsekwencji, co w tej twórczości on zakodował. Zamknął. Zawarł. Co tą twórczością chciał on, najprawdopodobniej rzecz jasna, powiedzieć. Przekazać. To jest, mówiąc inaczej: starał się ks. Wojtek w swoim referacie naświetlić rozmaite konteksty życia Caspara Davida Friedricha. Różne okoliczności, które to życie warunkowały. Czynniki, które na to życie wpływały. Które to życie i twórczość, co z życiem tym stanowi przecież integralną całość, ukształtowały. Bez znajomości tych kontekstów, okoliczności, czynników nie można bowiem utrzymywać, że zna się życie Fridricha. Że zna się jego dzieło.
Stwierdzić przeto muszę, że w referowanym tu przeze mnie pokrótce wykładzie ks. Lippa okazał się, z mojego przynajmniej punktu widzenia, nie kim innym, tylko hermeneutą. Hermeneutą, a zatem objaśniaczem, swoistego rodzaju tłumaczem, fenomenu Friedricha. Hermeneutą, a zatem, sięgnę po termin ze słownika teologii, mistagogiem. Mistagogiem, czyli kimś, kto wtajemnicza. Kto wprowadza w arkana tajemnicy. W tym wypadku: arkana tajemnicy artysty. Artysty malarza. Po to wprowadza w arkana tajemnicy artysty, aby ten, kogo wprowadza, do tej tajemnicy artysty mógł się przybliżyć. Aby ten, kogo wprowadza, tajemnicę artysty mógł w jakiejś najskromniejszej chociażby mierze ogarnąć. Pojąć.
Na tym, sądzę, polega praca historyka sztuki. I na tym, zdaje mi się, polega interpretacja czy to dzieła, czy też dzieł sztuki. Chodzi o ruch w stronę rozumienia. Rozumienia dzieła. Rozumienia dzieł. Rozumienia człowieka, który dane dzieło, dane dzieła stworzył. Ruch ten zaś tożsamy jest z poszerzeniem perspektywy patrzenia. Bo żeby rozumieć, trzeba widzieć więcej. Widzieć szerzej. Rozumiem wszakże wówczas, kiedy stwierdzam to a to i kiedy jednocześnie wskazuję, dlaczego to a to jest takie właśnie. Rozumiem wówczas, kiedy stwierdzam fakt, wyjaśniając zarazem, dlaczego fakt ten jest właśnie taki. Kiedy stwierdzam fakt i określam tego faktu przyczynę. Albo przyczyny. Kiedy zatem dany fakt potrafię osadzić w szerszym kontekście. W szerszym planie. Kiedy dany fakt umiejscowić potrafię na szerszym tle.