Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Michał Urgoł: Inwestycje nie staną, choć będą powodem deficytu [WYWIAD]

04.06.2024 18:34 | 26 komentarzy | ska

Po miesiącu od objęcia funkcji prezydenta Miasta Jastrzębie-Zdrój, z Michałem Urgołem rozmawiamy o budżecie, zaskoczeniach, stygnięciu powyborczych emocji, inwestycjach, zmianach personalnych i nadchodzących imprezach w mieście.

Michał Urgoł: Inwestycje nie staną, choć będą powodem deficytu [WYWIAD]
Michał Urgoł odsłania nieco kulis z pierwszego miesiąca pracy jako prezydent Jastrzębia-Zdroju.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Michał Urgoł: Inwestycje nie staną, choć będą powodem deficytu [WYWIAD]

Szymon Kamczyk. - Pytanie na rozgrzewkę – czy powyborcze emocje już ostygły?

Michał Urgoł. - Zaczynają stygnąć.

- Ostatnio na sesji Rady Miejskiej było gorąco…

- Myślę, że to jeszcze są echa niedawnej, ostrej kampanii wyborczej. Jestem przekonany, iż z czasem emocje opadną. Proszę pamiętać, iż prezydent miasta nie jest radnym. Ja liczę na merytoryczną współpracę ze wszystkimi radnymi, bez względu na ich polityczne sympatie, bo w tej kadencji wszystkich nas czeka wiele pracy. W czasie wyborów mieszkańcy nam zaufali, a my teraz musimy udowodnić, iż zasługujemy na ten mandat społecznego zaufania. Dlatego korzystając z okazji jeszcze raz chciałbym podziękować za wszystkie głosy. Nie tylko oddane na mnie, ale także na kontrkandydatów. Moje zwycięstwo w pierwszej i drugiej turze wyborów, jasno wskazuje, że mieszkańcy oczekują zmian i uważają, że jestem w stanie je skutecznie wprowadzić w życie, a ja zrobię wszystko, aby ich nie zawieść.

- Poznaliśmy w ostatnich tygodniach pana zastępców, co dla niektórych na pewno było zaskoczeniem. Jak podzieliliście kompetencje?

- W kampanii wyborczej zarzucano mi plany upolityczniania ratusza, wiele osób pamięta ten sławetny zarzut o oddaniu miasta w ręce PiS-u. Moje pierwsze decyzje, powołujące na zastępców apolitycznych, ale za to doświadczonych samorządowców, jasno dowodzą, iż wyborczą obietnicę o kwalifikacjach zamiast legitymacji partyjnej traktuję bardzo poważnie. A konkretnie mój pierwszy zastępca, czyli Grzegorz Dulemba stał się odpowiedzialny za „twarde resorty”, czyli Wydział Architektury, Wydział Infrastruktury Komunalnej i Inwestycji, Wydział Geodezji i Kartografii, a także Wydział Mienia i Nadzoru Właścicielskiego, Wydział Spraw Obywatelskich i Komunikacji oraz Biuro ds. Zamówień Publicznych. Jeśli chodzi natomiast o drugiego zastępcę, pana Andrzeja Kobę, to otrzymał on Wydział Edukacji, także Wydział Gospodarki Komunalnej i wydziały związane z pomocą społeczną, ochroną środowiska oraz Wydział Funduszy Pomocowych. W moim zakresie kompetencji zostają więc wydziały związane z kulturą i sportem, promocją i dialogiem społecznym, a także Wydział Kontroli i Audytu Wewnętrznego, Wydział Strategii, Rozwoju i Obsługi Inwestora, a także Biuro Zarządzania Jakością. U sekretarza pozostają zarządzanie kryzysowe i Straż Miejska, Miejski Rzecznik Konsumentów, Biuro Rady Miasta, Wydział Informatyki, a także Wydział Organizacyjny i USC.

- Czy szykują się jakieś inne zmiany, szczególnie na stanowiskach kierowniczych w urzędzie i jednostkach?

- Obecnie uważnie przyglądam się pracy wydziałów i bardziej chciałbym się skupić na ocenie samych procedur funkcjonujących w urzędzie. Sporo możemy tu zmienić i poprawić dla dobra mieszkańców. Uważam, iż nie jest to najlepszy moment na decyzje personalne. One na pewno się pojawią, ale będzie to bardziej ewolucja niż rewolucja kadrowa. W tym przypadku podobnie, jak z decyzjami dotyczącymi moich zastępców, decydować będą kwalifikacje i efekty pracy. Gramy do jednej bramki i myślę, że będziemy wspólnie dążyć do polepszenia jakości życia jastrzębian.

- Czy po objęciu funkcji prezydenta, coś pana zaskoczyło lub zszokowało?

- Raczej nie. Przez ostatnie pięć lat nie tylko szczegółowo się przyglądałem, ale wypełniając obowiązki radnego sam uczestniczyłem w pracach samorządu. Stanowisko prezydenta to oczywiście inna skala, więc jeszcze „wchodzę” w urzędowe tryby. Wyzwaniem, z którym nie mogłem zwlekać ani chwili jest kwestia pozyskiwania środków zewnętrznych. Samorządy starają się o nie w formule konkursowej, która wyłania najlepsze projekty. Tutaj sytuacja jest bardzo dynamiczna, a mając na uwadze szybką dystrybucję pieniędzy z KPO, mogę się domyślać, iż sprawy nabiorą jeszcze większego tempa. Czasu na przygotowywanie wniosków pozostaje niewiele, bo konkursy tak szybko jak się pojawiają, tak szybko znikają. Po wielu deklaracjach składanych przez poprzedni zarząd miasta, byłem przekonany, że czego, jak czego, ale gotowych projektów nam nie zabraknie. I tu chyba spotkało mnie największe rozczarowanie. Przysłowiowa szafa z projektami świeciła pustkami, a wyborcze zapewnienia okazały się taktycznym blefem. Dobrym przykładem jest kwestia budowy siedziby Miejskiego Ośrodka Kultury. Okazało się, że nie istnieją żadne projekty czy plany budowlane. Jedyne co było to wizualizacja stworzona przez AI na potrzeby wyborów. Nie chcę przesądzać czy miastu udałoby się wygrać konkurs na dofinansowanie budowy nowoczesnego obiektu MOK-u, ale bez projektu czy działki nawet nie można stanąć do rywalizacji o zewnętrzne środki. Dlatego rozpoczęliśmy wyścig z czasem, którego stawką są zewnętrzne pieniądze na dofinansowanie miejskich inwestycji. Musimy od podstaw przygotować dokumentację niezbędną do ubiegania się o dofinansowanie nie tylko budowy siedziby MOK-u, ale szeregu innych ważnych inwestycji. Nikt w Warszawie czy Urzędzie Marszałkowskim nie będzie zwlekał z konkursami tylko dlatego, że poprzednie władze miasta zaniedbały całkowicie strategicznie ważny obszar projektów prorozwojowych.

- Jak wygląda sytuacja finansów miasta, bo na ostatniej sesji słyszałem o deficycie rzędu 82 mln zł na koniec 2024?

- Ten deficyt wynika z budżetu przygotowanego przez poprzednią prezydent. Nie jest on tajemnicą i wielokrotnie był podawany do publicznej wiadomości. Wynika głównie z niskiej subwencji jaką otrzymujemy z Warszawy na miejską oświatę. W teorii to zadania zlecone, a więc rząd powinien nam zapewnić środki na jego realizację. W praktyce pieniędzy nie wystarcza nawet na podstawowe wydatki, więc musimy dokładać z kasy miejskiej. Kolejnym elementem wpływającym na wysokość deficytu są inwestycje, a dokładnie tzw. wkład własny gminy. I choć zyskujemy wielokrotnie więcej, to część środków musi pochodzić z miasta. Najpilniejsze inwestycje to obecnie remont szkoły i przedszkola przy ul. Kaszubskiej. Pilnej modernizacji wymaga lodowisko. To duże inwestycje, trudne decyzje, ale niezbędne. Tylko własnymi środkami nie jesteśmy w stanie ich zrealizować. Aby mieć wkład własny do projektów unijnych, będziemy musieli te środki zabezpieczyć w planach miejskich wydatków. Czekamy też na środki z KPO, o których ostatnio się dużo mówi. Mam nadzieję, że z tego źródła również uda nam się pozyskać pieniądze na realizację innych ważnych dla rozwoju miasta inwestycji.

- Jastrzębie, jako miasto górnicze, może pozyskać środki na transformację?

- Na rewitalizację terenów pogórniczych niekoniecznie, dlatego że mamy czynne kopalnie w Jastrzębiu-Zdroju. Osobiście wolę mieć działające kopalnie i dobrze zarabiających mieszkańców, niż pieniądze na restrukturyzację terenów pogórniczych. Na te środki mogą więc liczyć bardziej miasta, które definitywnie żegnają się z górnictwem. Kwestia ta, nie jest jednak taka oczywista, bo JSW wydobywa węgiel koksowy, który jest surowcem krytycznym dla unijnej gospodarki, więc jak zawsze diabeł tkwi w szczegółach. Wnikliwie badamy temat i jeśli pojawią się jakiekolwiek możliwości pozyskania środków na tereny pogórnicze w mieście z czynnymi kopalniami, to oczywiście będziemy po nie sięgać. Pracuje tu nad tym sztab ludzi.

- Czyli dziura w miejskim budżecie nie zamyka działań inwestycyjnych, a wręcz jest nimi spowodowana?

- Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. By czytelnicy dobrze zrozumieli problem pozwolę sobie na kilka słów wprowadzenia. Samorząd nie jest prywatną firmą, w której o wszystkim decyduje zysk liczony w złotówkach na koncie firmy lub w kieszeni właścicieli. W samorządzie tym zyskiem jest rosnący poziom i komfort życia mieszkańców i oczywiście rozwój miasta. Możemy mieć miliony zdeponowane na kontach bankowych, ale za to szkoły i przedszkola w fatalnym stanie, dziurawe drogi czy nieustające problemy z wodą, czy kanalizacją. Jeżeli chcemy się rozwijać, musimy inwestować w przyszłość. Oczywiście należy to robić rozsądnie, bo wydajemy pieniądze, na które mieszkańcy muszą ciężko pracować. Dlatego wszystkie wydatki podlegają szczegółowej kontroli nie tylko Rady Miejskiej, ale także instytucji kontrolnych jak np. RIO. Uważam, że najrozsądniejszą formą inwestycji jest pozyskiwanie środków zewnętrznych. Jeśli na każdy zainwestowany milion z kasy miejskiej możemy pozyskać 8 lub 9 milionów dofinansowania, to warto tym milionem obciążyć deficyt miejskich finansów.

- Objął pan urząd w środku roku, więc na ile ten rok będzie wizją Michała Urgoła, a na ile wizją poprzedniczki?

- Jak każdy przełomowy rok, także ten będzie wyróżniał się realizacją zadań przygotowanych przez poprzedni zarząd miasta i nowych projektów opracowanych pod moimi auspicjami. Fundamentalna jest dla mnie ciągłość władzy samorządowej i rozpoczęte inwestycje nie będą wstrzymywane tylko dlatego, że są autorstwa poprzedniej prezydent. Byłoby to też nieuzasadnione ekonomicznie. Co więcej, deklaruję, że chętnie zaproszę poprzedni zarząd do przecinania wstęgi przy zrealizowanych inwestycjach, które są ich autorstwa. To, co się teraz dzieje w obszarze inwestycyjnym to zadania przygotowane przez moich poprzedników. Chciałbym jednak podkreślić, iż po miesiącu od objęcia sterów miasta wprowadziłem do miejskich planów inwestycyjnych także moje pomysły. To przede wszystkim decyzja o zwiększeniu środków na remonty dróg. Wynika to z uwag, jakie zamieszkujący zgłaszali mi podczas spotkań wyborczych. Mam nadzieję, iż różnica będzie widoczna gołym okiem. Dobrze, że wybory odbyły się wiosną, gdyby były jesienią, jak to bywało w poprzednich kadencjach, to cały budżet byłby zaplanowany przez poprzedników i cały rok byłby efektem pracy poprzedniej ekipy, z wykonaniem nowej władzy. My będziemy więc tylko pół roku w „starych butach”, a nie cały rok, bo budżet na 2025 rok będzie już efektem pracy nowego zarządu miasta.

- Jakie były najpilniejsze decyzje do podjęcia tuż po wyborach?

- To zdecydowane działania związane z Planem Zagospodarowania Przestrzennego (PZP). Rozmawialiśmy o nim już w drugim dniu po objęciu urzędu. Musimy uchwalić zmiany do studium, ponieważ PZP musimy uchwalić do końca przyszłego roku. To nie jedna, a kilkanaście uchwał, poprzedzonych dyskusjami i uwagami. Rozłożyliśmy w Wydziale Architektury mapy, aby sprawdzić, czy jeszcze coś możemy wyłuskać pod tereny inwestycyjne i być może drobne rzeczy uda się rozszerzyć, ale to już być może na etapie samego PZP. Pilną rzeczą jest uchwalenie poprawek do studium, co przełożyliśmy z sesji majowej na czerwcową, aby móc jeszcze rozpatrzyć ewentualne uwagi.

- Widzieliśmy ostatnio spotkanie z potencjalnym inwestorem z RPA pierwszego dnia po objęciu funkcji. Moje pytanie jednak dotyczy wspomnianych terenów inwestycyjnych. Czy miasto w ogóle ma co zaoferować w tej materii?

- Wspomniane spotkanie z inwestorem nie było kwestią przypadku, bo osoby te kontaktowały się ze mną jeszcze przed rozpoczęciem kadencji. To inwestor z RPA, który szuka działki pod budowę, choć na razie nie mogę powiedzieć czego. Powiem tylko, że to branża wysokich technologii w sektorze lotniczym. Na razie tyle, bo jak wiadomo biznes lubi ciszę. Podczas spotkania ustaliliśmy priorytety, którymi kierował się inwestor, czyli bezpośrednie sąsiedztwo autostrady. Dowiedziałem się także, że inwestorom zależało na Śląsku. Po obejrzeniu kilku działek, jedna wzbudziła zainteresowanie. Otrzymali od nas pełną dokumentację. Czekamy na dalsze decyzje. Wracając do pytania, to niestety w Jastrzębiu-Zdroju brakuje terenów inwestycyjnych i jest to dramatyczny w skutkach spadek, który odziedziczyliśmy po moich poprzednikach. Nadrabianie tych zaległości pochłonie sporo czasu. Część terenów uwolnimy dla inwestorów w nowym PZP. Mamy kilkadziesiąt hektarów tego typu terenów, z czego część została sprzedana. Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna również ma podpisaną umowę z jednym inwestorem, który działkę nabył już dwa lata temu. Także oni czekają na nowy PZP.

- Czy pan godo?

- Toć.

CZYTAJ DALEJ NA STRONIE 2 >>>