Wtorek, 2 lipca 2024

imieniny: Jagody, Urbana, Martyniana

RSS

Wyrzucą religię ze szkół? [FELIETON]

30.06.2024 12:07 | 16 komentarzy | KaBa

Przyznam, że to dość mocno postawione pytanie, jednak debata wokół tego problemu toczy się od lat. Nie mnie przesądzać, kto ma rację. Natomiast warto zastanowić się nad tym, kto i dlaczego ma, coś komuś narzucać, kazać, egzekwować, oceniać, bo przecież kwestia wiary jest jedną z najbardziej osobistych spraw człowieka.

Wyrzucą religię ze szkół?  [FELIETON]
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

W czasach słusznie minionych religia ledwo była tolerowana przez władze komunistyczne. Nawet więcej, byli duchowni, którzy za swoją posługę zapłacili cenę życia. Padali ofiarą komunistycznych służb „bezpieczeństwa”. Po przełomie 1989 roku religia powróciła do szkół i wtedy nie budziło to większych kontrowersji. Pamiętam, że całe klasy zapisywały się na szkolne katechezy. Ale pamiętam też, jak wcześniej organizowane one były w salkach parafialnych i miały swój specyficzny klimat.

Dzisiaj ministerstwo edukacji zdecydowało, że od września 2025 r. będzie tylko 1 godzina tygodniowo religii w szkole, finansowana przez państwo. Od razu wywołało to dyskusję, padły nawet zarzuty o walce z Kościołem katolickim, bo ten jest u nas dominujący. W mediach społecznościowych pojawiają się hasła, że władza – niczym kiedyś komuniści – chce zniszczyć katolicką duszę narodu.  Warto jednak pamiętać, że jej nie zniszczyła, a sama została wyrzucona na śmietnik historii. 

O co w tym wszystkim chodzi? Religia jako sprawa osobista i dla wierzących – relacja z Bogiem, to coś intymnego. Pytaniem jest, czy za sprawą narzuconych odgórnie lekcji można taki kontakt narzucić, wymusić i jeszcze ocenić? A jeśli nawet on jest, to wciśnięty pomiędzy fizyką a historią lub chemią. Już teraz młodzież rezygnuje z takich zajęć. Motywacje są różne: za dużo godzin w tygodniu, brak wewnętrznej potrzeby czy nawet niechęć do Kościoła katolickiego. Szczególnie trend ten jest widoczny w szkołach ponadpodstawowych.  Śmiem twierdzić, że gdyby zajęcia te cieszyły się dużym zainteresowaniem i frekwencją, to żadna rozumna władza nie pomyślałaby nawet o ograniczeniach, bo wyszłaby na tym jak Zabłocki na mydle. Polityczny rachunek, który wystawiłoby społeczeństwo przy najbliższych wyborach, byłby po prostu słony.

Problem tkwi gdzie indziej. Należy zastanowić się, dlaczego społeczeństwo przecież w większości chrześcijańskie, nie potrafi zaszczepić młodemu pokoleniu zasad swojej wiary. Do niej raczej nie dochodzi się nakazem, rozkazem czy przymuszaniem. Dawno nie obowiązuje zasada: „Czyja władza tego religia”. Nie bez znaczenia jest to, że największy Kościół katolicki zanotował w statystykach odpływ wiernych. Według spisu powszechnego z 2021 r. 71% osób deklarowało przynależność do niego, podczas gdy w spisie z 2011 r. było to 89,77 %. Są to dane oficjalne, jak bywa z praktyką – to możemy zaobserwować w naszym otoczeniu.

O jakiej walce z religią mówimy, skoro kościoły i inne miejsca spotkań wiernych działają bez przeszkód?  Prowadzą swoją działalność, jak na przykład organizują domy dziecka, świetlice środowiskowe, domy samotnej matki, ośrodki kolonijne czy centra interwencji kryzysowej. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że jest to praca godna szacunku, bo to jest istotą chrześcijaństwa.

Wróćmy jednak do religii w szkole. Jeśli Kościół wraz z rodzinami zaszczepi młodym autentyczną wiarę i nie będzie to dla nich jedynie zbiór starodawnych, bezużytecznych zasad i niepotrzebnych napomnień, nie będzie problemu z uczestnictwem w katechezach. Tak, jak nie da się odgórnie zadeklarować, że stworzy się człowieka rozumnego, otwartego na świat, tolerancyjnego – tak nie da się urzędowo, za pomocą rozporządzeń i przymusowych zajęć wykreować chrześcijanina, katolika, ewangelika. Metody, aby osiągnąć ten cel, są różnorodne, a lekcja szkolna nie należy do atrakcyjnych i co istotne skutecznych. Można wprowadzić i 4 godziny lekcji religii tygodniowo, ale czy o to naprawdę chodzi? Oby skutek nie był odwrotny do zamierzonego.