Nowe życie Grzegorza. Po 40 latach wyszedł z bezdomności
Wrzesień 2018. Brudny i zarośnięty idzie ulicami Wodzisławia. Zaczepia ludzi: „daj na bułkę”. Rzadko wydaje na jedzenie, zwykle na alkohol. Śpi byle gdzie. Grudzień 2018. Nowa marynarka, skórzane buty, błyszczący zegarek. Za chwilę obiad, trzeba wracać. Bo jest gdzie i jest po co... 58-letni Grzegorz - znany wodzisławianom jako „Gwizdek”, przez 40 lat był bezdomnym alkoholikiem. Teraz to inny człowiek. - Wszystko dzięki pani Uli! To ona mi pomogła - nie kryje wdzięczności.
Jego anioł stróż
Nieobecnością Grzegorza zainteresowała się jedna z mieszkanek Starego Miasta, pani Urszula. Kobieta energiczna, przedsiębiorcza. Od straganiarza Mariusza dowiedziała się, że „Gwizdek” jest w szpitalu. Postanowiła działać.
Udała się do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wodzisławiu aby dowiedzieć się, jakie są sposoby pomocy osobie bezdomnej. Szybko okazało się, że procedury nie napawają optymizmem. Można pomóc, jeżeli bezdomny podejmie się terapii. Ale problem w tym, że na miejsce czeka się kilka miesięcy. To pani Urszuli nie zniechęciło. Był poniedziałek. Dotarła z prośbą do dyrektor szpitala. Dowiedziała się, że w środę Grzegorz zostanie wypisany. Wiedziała, że czasu jest mało. W jej głowie kiełkował plan. Sęk w tym, że Grzegorz o niczym jeszcze nie miał pojęcia.
Akurat tego samego dnia chorego odwiedziła pracownica MOPS-u. Proponowała Grzegorzowi odwyk. Stanowczo powiedział „nie”. Wydawało się, że nikt nie skłoni Grzegorza do zmiany decyzji. Nikt za wyjątkiem pani Urszuli, która stanęła przy jego szpitalnym łóżku i... zaczęła tyradę: że ma iść na odwyk, że ona na rzęsach stanie, by mu go załatwić, oczywiście nic nie może mu obiecać, bo miejsca na razie nie ma, ale jeśli podpisze papiery, to przynajmniej można rozpocząć starania. - Decyzję podjął w 15 sekund. Zgodził się na odwyk. Wierzyłam w cud i on nastąpił - podkreśla pani Urszula. - Nie miałem wyjścia - mówi dziś Grzegorz. - Jakby pani Uli nie było, to nic by nie było - dodaje.
Warunek
We wtorek pani Urszula pojechała do Ośrodka Uzależnień w Gorzycach, żeby załatwić miejsce. Wolnych miejsc rzecz jasna nie było, trzeba czekać kilka miesięcy. Ale zadziałała charyzma i determinacja kobiety. - Powiedziałam, że póki nie załatwię miejsca, to stamtąd nie wyjdę. Że będę tam nocować - opowiada wodzisławianka. Personel ośrodka bezradnie rozkładał ręce, ale wreszcie wspólnie z pielęgniarka oddziałową pani Urszula znalazła sposób, jak przyjąć Grzegorza na oddział. Warunek - musi mieć skierowanie i musi się kolejnego dnia o godz. 8.00 zameldować na izbie przyjęć.
Komentarze
7 komentarzy
Obiektywny twoje okno na Świat to telewizor marki Jowisz, od niedawna komp, i kawałek ogródka koło starej budy. W życiu w dupie byłeś i gowno widziałeś. Nie ośmieszają się na Nowinach.
O znowu o gwieździe Wodzisławia buhaha Gwizdek na prezydenta tego miasta!
Do poniżej nie pisz bzdur , by pisać o czasach komuny trzeba było by w tych czasach żyć,a z twoich komentarzy wynika że wiesz co zjesz czyli G.... !....
A bezdomnych nie było, dlatego że był dużo pustych mieszkań które wielu ludzi zajmowało bez przydziału i nie płacili czynszu. Po prostu kopnął w drzwi, zmienił zamki i mieszkał. Tak było w komunie.
@Damiano2389, co ty młody człowieku wiesz o komunie ? W komunie było więcej nierobów niż dzisiaj. Często popracowali kilka miesięcy latem, po to aby mieć pieczątkę w dowodzie. A potem siedzieli w szynkach i chlali piwsko pół roku. Nikt do pracy nikogo nie zmuszał. Dzisiaj te nieroby z tych lat, dostają najwyższe podwyżki swoich emerytur i rent.
Chłop nie pije od trzech miesięcy a pseudo-dziennikarze robią z niego celebrytę. Na razie to on ma ledwie przerwę w piciu, a Wy robicie mu krzywdę.... Życzę temu człowiekowi jak najlepiej, ale tą zabawa skończy się źle - pismaki wtedy winę zwalą na niego.
40 lat temu nie było bezdomnych,bo za komuny każdy musiał pracować