Niedziela, 6 października 2024

imieniny: Artura, Brunona, Fryderyki

RSS

Zwolniona z pracy. Bo nie chciała wierzyć „na słowo”?

14.08.2018 07:00 | 19 komentarzy | mak

Kucharki z przedszkola w Syryni miały trafić do przedszkola w Nieboczowach. Musiały się jednak same zwolnić, by następnie otrzymać zatrudnienie w nowej placówce. Jedna z nich chciała najpierw zobaczyć nową umowę. Liczyła też na podwyżkę. I została zwolniona.

Zwolniona z pracy. Bo nie chciała wierzyć „na słowo”?
Mariola Drążek pokazała nam wzór podania o rozwiązanie umowy o pracę, jaki kucharki otrzymały od sekretarza gminy. Dlaczego nie otrzymały też wzoru nowej umowy o pracę?
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Zwolnienie

Ku zaskoczeniu pani Marioli, sprawa przybrała jednak inny obrót. - Na drugi dzień, w czwartek rano, zadzwoniła pani dyrektor przedszkola w Syryni i powiedziała, że jestem zwolniona. I żadnych wyjaśnień. Tak mnie potraktowali. Stres, nerwy. Po nocach nie mogłam spać. Zdaję sobie sprawę, że z prawnego punktu widzenia mieli prawo mnie zwolnić, ale tu chodzi o sposób, w jaki to zostało zrobione - ubolewa kobieta.

Wójt: kto chciał pracować, dalej pracuje

Zupełnie inaczej sprawę przedstawia wójt Czesław Burek. Od razu zaznacza, że sam nie brał udziału w rozmowach z pracownikami kuchni, ale że od początku stanowisko gminy było klarowne. - Wszystkie panie dostały ofertę nowej pracy. Zależało nam, by kadra z kuchni w Syryni przeszła do kuchni w Nieboczowach. Nikt nie został potraktowany przedmiotowo, rozmowy były bardzo uczciwe - podkreśla wójt. Dodaje, że dwie osoby z dawnej czteroosobowej załogi kuchni zgodziły się na pracę w nowym miejscu. - Powiedziały, że bardzo chętnie, że chcą być dalej zatrudnione i bez problemu dostały pracę w Nieboczowach - mówi wójt.

Trudne rozmowy

Wójt Czesław Burek tłumaczy, że od początku stanowisko gminy było jasne. Formalnie należało zlikwidować stare stanowiska pracy w przedszkolu w Syryni. Wówczas z tytułu zwolnienia grupowego pracownikowi należy się jednorazowe świadczenie pieniężne, czyli odprawa. Jednak po wypłacie takiej odprawy pracodawca nie może zagwarantować pracownikowi nowego stanowiska, bo trzeba przeprowadzić otwartą rekrutację, do której może zgłosić się każdy. - Przekazywaliśmy, że jak najbardziej, odprawa się należy, ale wówczas pracownik - przy kolejnym naborze - będzie musiał poddać się warunkom konkurencji. Nie może być tak, że pracownik dostanie odprawę, a później będzie preferowany przy naborze na to samo stanowisko. Jeśli w nowym miejscu chcieliśmy dać pracę na tych samych zasadach i na tym samym stanowisku, to w sensie faktycznym i moralnym odprawa się nie należy - tłumaczy wójt.

Czesław Burek dodaje, że były osoby z dawnej załogi kuchni, które chciały dostać „i odprawę i gwarancję pracy”. A na takie rozwiązanie gmina nie mogła się zgodzić, dlatego osoby te otrzymały odprawę i miały szansę zgłosić się do naboru na nowe stanowisko. Włodarz dodaje, że część załogi zwodziła też z kwestią zatrudnienia na zasadzie „zobaczymy, jeszcze nie wiemy”. - Nie mogliśmy czekać w nieskończoność, kuchnia w przedszkolu musi działać - podkreśla.

Z kolei z tym nie zgadza się Mariola Drążek. - Chciałam pracować, ale chciałam też widzieć nową umowę. Nie pokazano mi jej, tylko zwolniono - mówi.

(mak)

Ludzie:

Czesław Burek

Czesław Burek

Wójt Gminy Lubomia