Niedziela, 24 listopada 2024

imieniny: Emmy, Flory, Jana

RSS

Czeka na lek na białaczkę. Wierzyć się nie chce jak długo i dlaczego...

17.07.2018 19:00 | 6 komentarzy | mak

Aleksandra Lazar z Rydułtów choruje na przewlekłą białaczkę. Nieludzkie przepisy narażają jej życie. Kobieta musi walczyć nie tylko z chorobą, ale też z systemem służby zdrowia. Lek, który może wydłużyć jej życie, nie jest refundowany. Ministerstwo zdrowia może pomóc, ale w gąszczu procedur popełniono błędy i chora czeka na odpowiedź już... osiem miesięcy.

Czeka na lek na białaczkę. Wierzyć się nie chce jak długo i dlaczego...
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Walka z procedurami jako dodatek do walki z chorobą

– Takich pacjentów jak ja jest mnóstwo. Odbijają się od drzwi do drzwi i czekają miesiącami. Dlatego postanowiłam nagłośnić tę sprawę. Nie tylko dla siebie, ale też dla innych - podkreśla pani Aleksandra. Dodaje, że publiczne opowiadanie o swojej chorobie i problemach dużo ją kosztuje, ale milczenie byłoby cichym przyzwoleniem. - Cała ta sytuacja jest dla mnie bardzo trudna. Wolałabym skupiać się na leczeniu, diecie antynowotworowej, mieć spokojny umysł. Tymczasem poświęcam swoją energię na walkę z systemem, który jest nieludzki - załamuje ręce pani Aleksandra.

Przez ostatnie osiem miesięcy kobieta żyje w „zawieszeniu”. - W przypadku mojej chory umiera się najczęściej nie z powodu samej białaczki, ale w wyniku innych chorób i infekcji, z którymi osłabiony organizm sobie nie radzi. Rzadko wychodzę z domu, jeśli ktoś mnie odwiedza, to pytam, czy jest zdrowy. Ale tak nie da się żyć. Przecież nawet mój mąż, który pracuje, może wrócić do domu przeziębiony. A to już zagrożenie. Tak bardzo chciałabym mieć szansę na namiastkę normalnego życia. Wyjść z psem na spacer, pojechać na zakupy. Wciąż wierzę, że to się uda - puentuje kobieta.

Tylko w Polsce nie ma refundacji

Minęło już osiem miesięcy, a chora mieszkanka Rydułtów wciąż czeka. Zważywszy, jak cenna jest każda sekunda życia osoby walczącej z nowotworem, ta sytuacja jest nie do zaakceptowania. A z czysto moralnego punktu widzenia - kompletnie nieludzka. Nikt nie przeprosił pani Aleksandry, nikt nie wyraził skruchy. A zawiedli wszyscy - szpital, ministerstwo i konsultant. Każdy na jakimś etapie procedury zawalił. - Procedura jest bezduszna. W całej Unii Europejskiej ten lek jest refundowany. Tylko w Polsce nie – mówi nam pani Aleksandra. Mało tego! Lek nowej generacji, który ma formę tabletek, chora mogłaby przyjmować w domu. - Mogłabym pracować, a nie leżeć w szpitalu, jak w przypadku „chemii”. Teraz jestem na zwolnieniu lekarskim i na rencie. Państwo polskie utrzymuje mnie już tyle miesięcy. To nielogiczne z punktu widzenia gospodarności środkami publicznymi. Czy nie lepiej podać lek, który daje pacjentowi zupełnie inny komfort życia i pozwala inaczej funkcjonować? - pyta.

Magdalena Kulok