Szaleniec terroryzuje sąsiadów. Ci są bezsilni
Mieszkańcy wodzisławskich Kokoszyc od lat żyją w strachu. Zagrożeniem jest dla nich Mariusz B. Zna go niemal każdy mieszkaniec dzielnicy. Awantury, groźby, wyzwiska, obnażanie się, obrzucanie koktajlami Mołotowa, niszczenie samochodów, zaczepianie dzieci - lista jego przewinień jest długa. - Mężczyzna jest chory psychicznie i wymaga wsparcia. Ale sam nie chce się leczyć - rozkładają bezradnie ręce mieszkańcy.
- Krzyczy jak opętany. Nieludzkim głosem. Aż ciarki po plecach przechodzą. To są różne nieartykułowane dźwięki poprzeplatane niecenzuralnymi słowami. Trwa to kilka godzin. Krzyczy w domu i na podwórku. Bije się sam ze sobą. Rozbija szkło. Dzieci boją się tamtędy przechodzić - mówią nam mieszkańcy wodzisławskiej dzielnicy Kokoszyce.
Koktajle Mołotowa
Sprawa ciągnie się od blisko 10 lat. To wtedy zaczęły się kłopoty z Mariuszem B., mieszkańcem Kokoszyc. Powodem były jego zaburzenia psychiczne. Mężczyzna zaczął stanowić zagrożenie dla sąsiadów. - Kilka lat temu obrzucił mój dom koktajlami Mołotowa. Dobrze, że to akurat była zima, bo dwie butelki wylądowały w śniegu. Niestety, jedna trafiła w ścianę budynku i elewacja zaczęła się palić. Całe szczęście że nie wybił okna, bo mogłoby dojść do pożaru wewnątrz - wspomina przykre zdarzenie Mariola Harazim, mieszkanka Kokoszyc.
Cały szkopuł w tym, że Mariusz B. mieszka z matką, która nie radzi sobie z opieką nad synem. - Sama ma problemy. Wysyła różnym instytucjom oraz sąsiadom niezrozumiałe listy, w których podpisuje się: „Duchowa córka św. Pio”, „Szpitalna apostołka dobroci” czy „Świadek koronny kościoła”. Ona sama jest nieszkodliwa. Ale ogromnym bólem jest to, że nie widzi nieszczęścia swojego syna i nie stara się, by on się leczył - mówią mieszkańcy dzielnicy.
Kolejne wołanie o pomoc
16 stycznia grupa mieszkańców Kokoszyc spotkała się w sali w miejscowej OSP, żeby wspólnie zastanowić się, co jeszcze można zrobić, by z jednej strony rozwiązać problem zagrożenia ze strony mężczyzny, a z drugiej - by mu pomóc. To nie było pierwsze spotkanie w tej sprawie. - Wielokrotnie podejmowaliśmy działania w tym temacie - przypomina Eugeniusz Chłapek, radny miejski i przewodniczący rady dzielnicy Kokoszyce. - Mieszkańcy uważają, że nie można czekać, aż dojdzie do jakiejś tragedii. Dlatego zorganizowaliśmy to spotkanie - wyjaśnia.
Podczas spotkania mieszkańcy opowiedzieli nam, z jakimi problemami ze strony Mariusza B. przyszło im się mierzyć. - Rozbił mój samochód. To samo zrobił z samochodem sąsiadki. Groził mojemu mężowi. Pisałam w jego sprawie do sądu i do prokuratury. Sąsiedzi podpisali się pod tymi pismami. Ale nic to nie dało. Czujemy się bezradni. Kilka razy pan Mariusz był na leczeniu psychiatrycznym. Kiedy wracał, przez jakiś czas był spokój. Ale po dwóch, trzech miesiącach znów wyzwalała się w nim agresja - ubolewa Mariola Harazim.
Komentarze
5 komentarzy
Niech się sąsiedzi zrzucą na bilet do kina na "Lincz"
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Kilka lat temu była taka sytuacja, że sąsiedzi się zebrali i zatłukli sąsiada- świra. Sam nie wiem, jak bym się zachował w takiej sytuacji
Ciekawe co powiedzą wszystkie poinformowane instytucje jak dojdzie do jakieś tragiedi. Podziwiam najbliszych sąsiadów że tak długo już muszą tolerować jego wystepki. A jak to u nas bywa wszyscy wszystko wiedzą ale nikt nie podejmuje właściwych decyzji
Nie szło wprost napisać Zezem a nie jakiś Mariusz B