Był wielopokoleniowy dom. Została rodzina w ruinie [REPORTAŻ]
Matka mieszkała na parterze, córka z mężem na piętrze. Konflikt między małżeństwem a starszą kobietą trwał wiele lat, w końcu małżonkowie się wyprowadzili. Osamotniona babcia przepisała dom na wnuka. Gdy kobieta ciężko zachorowała, trafiła do domu pomocy społecznej. W rodzinie rozgorzał nowy konflikt. Tym razem o to, kto ma łożyć na utrzymanie schorowanej babci.
Dobrowolnie płacą
Wnuk i jego żona zapewniają, że poczuwają się do opieki nad babcią. Twierdzą, że odkąd przebywa w DPS-ie, co miesiąc dobrowolnie wpłacają pewną kwotę na jej utrzymanie. Nie chcą zdradzić ile. Ponadto na opłatę za pobyt składa się emerytura babci (70% jej wysokości), pieniądze, które dopłaca opieka społeczna i pieniądze pobierane od Katrynioków.
Syn Katrynioków podkreśla, że to OPS zadecydował o tym, że jego rodzice mają płacić na rzecz babci. - Nie my decydowaliśmy o tym, że moi rodzice mają cokolwiek płacić - zaznacza. I dodaje: - W OPS-ie nie udzielono mam informacji, czy rodzice będą płacić alimenty. Chodzi o ochronę danych osobowych. Widocznie uznali, że tak powinno być. Takie mamy w Polsce prawo. Jedyne, co my zrobiliśmy, to poprosiliśmy opiekę społeczną o jakąkolwiek pomoc dla babci.
Mieszkający w Uchylsku małżonkowie zapewniają, że systematycznie zajmują się babcią. - Opiekujemy się babcią nie dlatego, że przepisała nam dom. Zanim przepisała nam dom, też się nią zajmowaliśmy. Dla nas to bez znaczenia. Przyznajemy, że babcia jest trudną osobą, ale to nie znaczy, że może zostać bez opieki - opowiadają. - Możemy udowodnić, że to my sprawujemy realną opiekę nad babcią, kto babci załatwiał wózek, cewniki, pampersy itp. zaraz po szpitalu. Kto przywozi soczki, owoce, jogurty, środki higieniczne, kto spędza z babcią czas. Nawet nie liczymy, jakie to są koszty i ile czasu poświęcamy - mówi syn Katrynioków. I dodaje: - Prawda jest taka, że gdyby moi rodzice, chociaż od czasu do czasu odwiedzili babcię i wzięli jej jakiś smakołyk czy owoc, to też razem z dojazdem mieliby koszty. O tym nie pomyślą. Im chodzi jedynie o dom i to jest powód całej awantury.
Pojednania nie będzie?
Damian Katryniok mówi, że niedawno odwiedził swoją teściową w DPS-ie. - Leży, rozumie, ale kiedy chce coś powiedzieć, to nie potrafi. Płakała, dotykała mnie, ale powiedzieć nic nie umiała - mówi mężczyzna.
Zarówno Katryniokowie z Lubomi, jak i ich syn z synową twierdzą, że nie ma możliwości pojednania. Jak mówią, „nie można się dogadać”.
Według dawnych sąsiadów Katrynioków obecnie dom na Raciborskiej jest przez kogoś wynajmowany. - Dom jest częściowo wynajmowany, pieniądze są przeznaczane na wydatki z nim związane - mówi syn Katrynioków.
Magdalena Kulok współpraca Artur Marcisz
Komentarze
3 komentarze
Jakby ktoś znał dobrze ta rodzinę to by nawet tego artykułu nie czytał wzajemnie nie darzyli się szacunkiem on psychopata palił w piecu czym popadło czysty cham i prostak ona nie lepsza darli ryje że aż się słuchać nie chciało ciągle jakieś konflikty jeden drugiemu na złość robili a na łamach gazety gównem się o obsmarowali
Wart Pac pałaca, a pałac Paca - przykro się czyta takie komentarze .
Sprzedać dom i przeznaczyć pieniądze na utrzymanie babci . Cos mi się wydaje że wnuczuś chciałby zjeść ciastko i mieć ciastko . A córka ,no cóż ,warta swojej matki ,a karma zawsze wraca !
Telenowela. jak Matka była wredna dla córki i zięcia, tak teraz oni się wypinają na matkę i swoje własne dzieci. Bo chcieli by dom. Ogarnijcie się ludzie.