Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Był wielopokoleniowy dom. Została rodzina w ruinie [REPORTAŻ]

29.10.2017 19:05 | 3 komentarze | mak, art

Matka mieszkała na parterze, córka z mężem na piętrze. Konflikt między małżeństwem a starszą kobietą trwał wiele lat, w końcu małżonkowie się wyprowadzili. Osamotniona babcia przepisała dom na wnuka. Gdy kobieta ciężko zachorowała, trafiła do domu pomocy społecznej. W rodzinie rozgorzał nowy konflikt. Tym razem o to, kto ma łożyć na utrzymanie schorowanej babci.

Był wielopokoleniowy dom. Została rodzina w ruinie [REPORTAŻ]
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Jedno „ale”...

O wspomnianej przez Katrynioków umowie dożywocia mówi art. 908 § 1 kodeksu cywilnego. Zgodnie z nim „jeżeli w zamian za przeniesienie własności nieruchomości nabywca zobowiązał się zapewnić zbywcy dożywotnie utrzymanie (umowa o dożywocie), powinien on przyjąć zbywcę jako domownika, dostarczać mu wyżywienia, ubrania, mieszkania, światła i opału, zapewnić mu odpowiednią pomoc i pielęgnowanie w chorobie oraz sprawić mu własnym kosztem pogrzeb odpowiadający zwyczajom miejscowym”. Jednak zdaniem prawników umowa dożywocia nie zawsze oznacza konieczność zapewnienia opieki ze strony obdarowanego. - Zgodnie z art. 908 Kodeksu cywilnego treść umowy dożywocia może mieć różny zakres i nie zawsze polega na obowiązku zapewnienia pomocy i pielęgnowania w czasie choroby – zaznacza adwokat Patrycja Niepelt, z Kancelarii Prawa Rodzinnego w Wodzisławiu Śl. Jak dodaje, ustawodawca dał w tym zakresie dużą swobodę, posługując się zwrotem „w braku odmiennej umowy”. - Często spotykam się w praktyce zawodowej z sytuacją, w której osoba starsza przekazuje dom lub mieszkanie tylko za prawo dożywotniego zamieszkiwania na tej nieruchomości. W takich przypadkach nabywca nie ma innych obowiązków w stosunku do darczyńcy. Z czego wynika taki ograniczony zakres obowiązków, to trudno ocenić. Można się tylko domyślać, że z braku wiedzy prawniczej w tym zakresie – mówi Niepelt.

Katryniokowie wierzą, że cała sprawa zostanie dla nich pomyślnie zakończona. - Wyprowadziliśmy się od mamy, żeby mieć spokój. Mieliśmy dość krzywd i upokorzeń. Dom w Gorzyczkach został przepisany na syna. To on i jego żona powinni zapewnić babci opiekę. Zobowiązali się. Nie może być tak, że od nas się wymaga, a nie daje się nam żadnych praw - uważają Katryniokowie.

Mieli dość kłótni

Zupełnie inaczej sprawę przedstawia najstarszy syn Katrynioków oraz jego małżonka (imiona i nazwisko małżonków do wiadomości redakcji). Przyznają, że przez jakiś czas mieszkali w Gorzyczkach z rodzicami i babcią. Ale ze względu na to, że często byli świadkami nieprzyjemnych kłótni, podjęli decyzję o wyprowadzce. - Nie ukrywam, że było ciężko. Babcia nie raz zakręcała nam wodę, miała różne pretensje. No cóż. Nie było łatwo. Ale z drugiej strony rozumieliśmy, że jest starszą osobą. Najtrudniejsze były jednak kłótnie między babcią a teściami. Wyzywania, krzyki. Nie chcieliśmy, żeby nasze dzieci dorastały w takiej atmosferze. Dlatego wyprowadziliśmy się do mojej mamy i w międzyczasie zaczęliśmy budować swój dom - twierdzi synowa Katrynioków.