Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Był wielopokoleniowy dom. Została rodzina w ruinie [REPORTAŻ]

29.10.2017 19:05 | 3 komentarze | mak, art

Matka mieszkała na parterze, córka z mężem na piętrze. Konflikt między małżeństwem a starszą kobietą trwał wiele lat, w końcu małżonkowie się wyprowadzili. Osamotniona babcia przepisała dom na wnuka. Gdy kobieta ciężko zachorowała, trafiła do domu pomocy społecznej. W rodzinie rozgorzał nowy konflikt. Tym razem o to, kto ma łożyć na utrzymanie schorowanej babci.

Był wielopokoleniowy dom. Została rodzina w ruinie [REPORTAŻ]
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

„Robiliśmy zakupy, sprzątaliśmy”

Syn Katrynioków i jego żona zapewniają, że kiedy wyprowadzili się z Gorzyczek, systematycznie odwiedzali babcię. - Była nawet sytuacja, że babcia trafiła do szpitala. Wtedy to my przy niej czuwaliśmy, mimo że teściowie jeszcze z nią mieszkali. Figurujemy nawet w dokumentach medycznych jako osoby do kontaktu. Można to sprawdzić - podkreśla synowa Katrynioków. Syn Katrynioków dodaje, że po wyprowadzce rodziców do Lubomi, praktycznie wraz ze swoją żoną przejęli opiekę nad babcią. Zapewnia, że wozili ją do lekarzy, robili zakupy, sprzątali, zabierali ją do siebie na wszystkie święta. - Przecież moi rodzice też mogli to robić, a nie robili - mówi gorzko syn Katrynioków.

Twierdzi, że zanim babcia miała wylew, proponował jej razem z żoną, by się do nich przeprowadziła. Ale nie chciała. - Babcia mieszkała sama, bo taka była jej wola. Proponowaliśmy, by przeprowadziła się do nas, ale odmówiła. Mówiła, że chce być u siebie, że jak czegoś potrzebuje, to przecież ma telefon i zadzwoni. Natomiast my zapewnialiśmy jej stałą opiekę – mówią zgodnie.

Gdy babcia podjęła decyzję, by przepisać na nich swój dom, początkowo reagowali sceptycznie. - Spodziewaliśmy się, że jeśli babcia przepisze na nas dom, to będzie kłótnia. Ale babcia stwierdziła, że skoro córka jej nie odwiedza, że nie opiekuje się nią, do lekarza nie zawiezie, to chce przepisać dom na nas - mówią małżonkowie.

Trudna decyzja

Synowa Katynioków mówi, że stan starszej kobiety tuż po wylewie był bardzo ciężki. - Poprosiłam męża, by zadzwonił do swojej matki i powiadomił ją o stanie babci. Bo nie wiadomo jak to się skończy. Z tego, co nam wiadomo, nie pojawiła się, był tylko mój teść – opowiada. - To był ostatni raz, kiedy rozmawiałem z mamą - dodaje jej mąż.

Po pobycie w szpitalu starsza pani została przeniesiona do ośrodka rehabilitacyjnego na Wilchwach. Jej wnuk z żoną uznali, że to będzie najkorzystniejsze rozwiązanie. - W tym samym czasie ja miałam operację. Nie mogliśmy zabrać babci do domu. Mój mąż jest kierowcą, jeździ za granicę i w tygodniu go nie ma. Poza tym lekarz powiedział, że babcia potrzebuje specjalistycznej opieki, 24-godzinnej. Pielęgniarka na kilka godzin to za mało. Zdecydowaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie pobyt babci w Domu Bez Barier Maja na Wilchwach - mówi synowa Katrynioków. Razem z mężem wyjaśnia, że koszty pobytu w tym ośrodku były pokrywane z emerytury babci oraz z ich środków. Jak mówią płacili 1,5 tys. zł co miesiąc. Do tego pampersy, lekarstwa inne potrzebne środki. Razem około 2 tys. zł. Taki wydatek stanowił dla małżeństwa duże obciążenie. Zwrócili się więc do Ośrodka Pomocy Społecznej w Gorzycach z pytaniem, czy mogą uzyskać w tej sytuacji pomoc. - Wtedy dowiedzieliśmy się, że możemy postarać się o miejsce w Domu Pomocy Społecznej i jednocześnie starać się o wsparcie. Rozważyliśmy to. Wiedzieliśmy, że sami nie jesteśmy w stanie zapewnić babci tak profesjonalnej opieki, obecności lekarza, pielęgniarek, a do tego rehabilitacji i terapii, jak w DPS-ie. Broń Boże nie chcieliśmy pozbyć się babci z domu. Naszym zdaniem to jest dla niej najlepsze wyjście. Wierzymy, że dzięki temu babcia zacznie odzyskiwać, chociaż częściowo sprawność - dodają małżonkowie.