Ksiądz Jan Szywalski wspomina farorza górala z Modzurowa
„Kocham góry, ale najbardziej ukochałem moje owieczki z Modzurowa i starałem się dla nich być dobrym bacą” – wyznał pod koniec życia o sobie ks. Józef Krzeptowski (na zdj.), były proboszcz parafii Trójcy Świętej w Modzurowie.
– Dyskretne pytanie: jak układało się współżycie z nowym proboszczem?
– Super dobrze, często był zapraszany na obiady, obydwaj nawzajem się szanowali.
– Pomagał innym księżom?
– Był dyspozycyjny: tam, gdzie był potrzebny i mógł być.
– Dużo, jak słyszałem, zajmował się sprawą księdza Augustyna Strzybnego, zamordowanego w Modzurowie w 1921 r., nawet myślał o jego procesie beatyfikacyjnym?
– Tak. Ks. Strzybny był u nas proboszczem i zginął w czasie plebiscytu. Ks. Krzeptowski uważał go za męczennika za wiarę i polskość. Ja, jako miejscowy człowiek, patrzę na to oczyma moich przodków, a od nich słyszałem, że główną rolę przy jego śmierci odegrały sprawy finansowe: właściciel majątku, patron naszego kościoła, nie chciał płacić należności. Dodajmy, że ks. Krzeptowski był kapelanem historycznego związku „Sokół”.
Pogrzeb
„W dobrych zawodach wystąpił, bieg ukończył, wiarę ustrzegł. Na ostatek odłożono dla niego wieniec sprawiedliwości, który mu w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia” (2 Tm 4,7)” – parafrazował słowa św. Pawła ks. bp Paweł Stobrawa nad Jego trumną w dniu pogrzebu 10 lipca. Uczestniczyło w nim ok. 60 kapłanów, w tym kilku z jego dawnej ojczyzny, z Podhala; było kilku jego księży – kolegów kursowych – wszyscy już staruszkowie. Przemawiał m. in. Wojciech Nazarko, w im. Stowarzyszenia Sokół, zabrał też głos członek rady parafialnej, który mówił ze wzruszeniem o ojcowskim stosunku do parafian, wśród których przebywał w sumie 42 lata, w tym 12 jako emeryt. No i byli górale, którzy nieśli go do grobu i grali mu na gęślach śpiewając swe zawodzące smutne pieśni.
ks. Jan Szywalski