środa, 26 czerwca 2024

imieniny: Jana, Pawła, Miromira

RSS

Dramatyczny list matek do premier Ewy Kopacz w sprawie sześciolatków

05.03.2015 17:01 | 45 komentarzy | żet

- Chciałybyśmy móc spokojnie iść do pracy, nie martwiąc się, że nasze 6 letnie dziecko będzie w szkole zastraszane przez gimnazjalistów, popychane na korytarzach przez uczniów najstarszych klas - napisały do premier Ewy Kopacz matki zaangażowane w akcję "Rodzice chcą mieć wybór".

Dramatyczny list matek do premier Ewy Kopacz w sprawie sześciolatków
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Czy sześciolatki powinny obowiązkowo iść do szkoły?

4 marca złożono w Sejmie projekt ustawy "Rodzice chcą mieć wybór", pod którym podpisało się 300 000 osób. Jednocześnie prezes Fundacji Rzecznik Praw Rodziców Karolina Elbanowska napisała w imieniu matek zaangażowanych w zbiórkę podpisów list otwarty do Ewy Kopacz (treść poniżej).

Projektowana ustawa zakładała przede wszystkim, że to rodzice będą decydować o tym czy ich dziecko rozpocznie edukację szkolną jako sześcio czy siedmiolatek. Ponadto rodzice mieli posiąść prawo wpływu na program nauczania, wybór - wspólnie z nauczycielami - podręczników. Postulowano również podniesienie standarów transportu dzieci do szkół oraz przywrócenie - na wniosek rodziców dzieci z konkretnego przedszkola - zajęć dodatkowych.

5 marca posłowie Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego odrzucili ustawę w pierwszym czytaniu (za odrzuceniem projektu zagłosowało 233 posłów, przeciwko odrzuceniu opowiedziało się 192, a 6 wstrzymało się od głosu).

 

Read more: http://www.pch24.pl/6-latki-jednak-z-obowiazkiem-szkolnym--sejm-odrzucil-obywatelski-projekt,34397,i.html#ixzz3TWpOjqhE

żet, fot. M. Śmiarowski / KPRM


 

 

Szanowna Pani Premier,

Piszemy do Pani w najważniejszej dla nas sprawie. Chodzi o nasze dzieci. Wiemy, że właśnie Pani, jako kobieta, jako pediatra, może rozumieć nas lepiej niż jakikolwiek inny polityk. Być może dla mężczyzn z Pani politycznego otoczenia ważniejsze są inne sprawy. Pani mówi głośno o tym, że równie ważna co sprawowanie misji premiera jest dla Pani opieka nad wnukiem, którego kocha Pani najbardziej na świecie.


Nie prosimy o wiele. Nie żądamy zmiany budżetu, nie domagamy się przywilejów. Prosimy o jedno: prawo wyboru w sprawie edukacji naszych sześcioletnich dzieci. Przyniosłyśmy do sejmu ustawę podpisaną przez 300 tysięcy matek, ojców, babć i dziadków. Nie będziemy obozować pod oknami Pani kancelarii, nie będziemy blokować dróg. Nawet gdyby część z nas chciała zaprotestować tak jak to często robią mężczyźni – siłą, nie możemy sobie na to pozwolić. Musimy chodzić do pracy, musimy przygotować obiad dla rodziny, musimy zaopiekować się chorymi maluchami.

Sprawa dotyczy naszych dzieci urodzonych w roku 2009, które od września mają obowiązkowo stawić się w pierwszej klasie. Gdyby wszystko było zgodne z obietnicami kolejnych pań minister, pewnie nie musiałybyśmy dziś pisać do Pani. Ale niestety nie jest. Edukacja, szczególnie w uboższych gminach boryka się z wieloma problemami. Samorządy podejmują dramatyczne decyzje np. o likwidacji ostatniego publicznego przedszkola w gminie. Nasze dzieci, choć wspaniałe, inteligentne i mądre nie są w stanie uzdrowić zapaści w jakiej znalazła się dziś polska oświata. Jest pani lekarzem pediatrą, czyli ekspertem od zdrowia dzieci. Nie musimy więc przekonywać Pani, że jeśli sześciolatek rozpoczyna lekcje o 13.20, wymęczony od rana przebywaniem w zatłoczonej świetlicy, to nie będzie w stanie wytrwać grzecznie przy książkach do godziny 17, albo i dłużej. Takie warunki do nauki mają dzieci już teraz. Od września, gdy do szkół trafi skumulowany sztucznie rocznik będzie jeszcze gorzej. Na warszawskiej Białołęce jedna ze szkół będzie musiała utworzyć aż 16 klas pierwszych, ale to nie jedyny taki przykład. Są szkoły, w których zajęcia zaczynają się przed 7 rano, jak w fabryce.

Nie ma sensu też opowiadać o skoliozie i innych problemach z kręgosłupem u uczniów. Dzieci noszące do szkoły już w 4 klasie całe połacie makulatury to w polskim systemie norma. Szafki są, ale nomen omen, tylko na papierze. Zresztą trzeba na czymś odrobić pracę domową. A książki i ćwiczenia wymagane są nawet do informatyki- przecież łatwiej kazać kupić rodzicom podręczniki niż wyposażyć szkolne sale komputerowe.

Nie musimy przekonywać Pani, że żywienie małego dziecka to podstawa jego harmonijnego rozwoju. I że obiad, po który trzeba dobić się w kolejce starszych uczniów, a potem zjeść w ciągu kilku minut, to nie są warunki dla kilkulatka. Zresztą wiele szkół zrezygnowało z kuchni. Zamiast tego oferują uczniom zupy z proszku, i zimną papkę podawaną na styropianie.

To nie jest histeria nadopiekuńczych matek. To troska o dzieci, od których zdrowia i dobrego wykształcenia będzie zależała przyszłość całego społeczeństwa. My chciałybyśmy móc spokojnie iść do pracy, nie martwiąc się, że nasze 6 letnie dziecko będzie w szkole zastraszane przez gimnazjalistów, popychane na korytarzach przez uczniów najstarszych klas. Chcemy po powrocie z pracy i szkoły móc odpocząć wraz z naszymi dziećmi, poczytać im książkę, pójść na basen albo na rower zamiast godzinami nadganiać zaległości w ćwiczeniach. Chcemy widzieć nasze dzieci szczęśliwe a nie sfrustrowane wiecznymi niepowodzeniami.

Mogłybyśmy jeszcze długo wymieniać problemy takie jak brak chodników do szkół, skandaliczny stan gimbusów i warunków dowozu najmłodszych, brak szatni w wielu szkołach, lekcje WF na korytarzach albo w klasach między ławkami, problemy z wyposażeniem, brak pieniędzy na remonty i podstawowe środki czystości i wiele, wiele innych.

Ale największy problem jest niewidoczny dla oczu. Nasze dzieci, choć intelektualnie mogą być geniuszami, swoje emocje zatrzymały jeszcze w przedszkolu. Mogą, powinny, muszą się uczyć: ale poprzez zabawę, w odpowiednich warunkach, tak jak na zachodzie, gdzie nikt nie sadza tak małych uczniów w ławkach każąc ćwiczyć kaligrafię. Tymczasem polska reforma edukacji wygląda na autorytarna próbę skrócenie edukacji naszych dzieci o rok, po to by szybciej trafiły na rynek pracy i ratowały upadający system emerytalny. W sposobie wprowadzania tej zmiany nie widzimy troski o jakość edukacji naszych dzieci. Nawet obiecany limit 25 uczniów w klasie został właśnie zniesiony. Przez ostatnie 7 lat udowodniłyśmy dobitnie, że nie zgadzamy się na sztywny obowiązek szkolny dla sześciolatków. My matki wiemy najlepiej jak wygląda nasza rejonowa szkoła, czy jest gotowa do przyjęcia młodszych uczniów. I to my najlepiej znamy nasze dzieci - ich możliwości intelektualne ale też ich emocje.

Przyniosłyśmy do sejmu trzy kolejne projekty. W te inicjatywy zaangażowali się też ojcowie, ale chyba nie będą mieli nam za złe, jeśli powiemy, że to my – matki byłyśmy sercem tych akcji. Zbierałyśmy podpisy wytrwale, chwytając się tej obywatelskiej formy działania jak ostatniej deski ratunku dla naszych dzieci: w deszcz, śnieg i zimno, chodząc od domu do domu, wśród znajomych oraz osób spotkanych na ulicy, często po ciemku, oświetlając formularz ekranem telefonu. W sumie zebrałyśmy dla naszych dzieci ponad 1 milion 600 tysięcy podpisów. W tym tygodniu odbędzie się w sejmie głosowanie nad ustawą „Rodzice chcą mieć wybór".

W przedszkolach trwają właśnie rekrutacje na kolejny rok. Za chwilę Dzień Kobiet. To najlepszy czas, żeby uszanować nas matki i pozwolić nam decydować w sprawie dzieci, które urodziłyśmy, wykarmiłyśmy i wychowujemy z miłością, najlepiej jak potrafimy. Sztywny obowiązek szkolny ma wejść w życie właśnie teraz, w pierwszym roku Pani rządów. To nie Pani ułożyła ten scenariusz, ale Pani ma władzę, żeby go zmienić. My zrobiłyśmy wszystko co w naszej mocy. Teraz czas na Pani działanie. Wierzymy, że usłyszy Pani nasz głos, choć nie będzie to krzyk przez megafon przed oknami kancelarii premiera.

Karolina Elbanowska, prezes Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, w imieniu matek zaangażowanych w zbieranie podpisów pod projektem obywatelskim „Rodzice chcą mieć wybór"