Piątek, 8 listopada 2024

imieniny: Seweryna, Gotfryda, Hadriana

RSS

20.08.2019 10:06 | 34 komentarze | kb

Obchodzimy 100.rocznicę wybuchu I Powstania Śląskiego. Także na ziemi jastrzębskiej miały miejsce wydarzenia związane z dążeniami Ślązaków do niepodległej Polski. Jednym z epizodów tej walki było wydarzenie z 18 sierpnia 1919 roku, kiedy w Moszczenicy niemiecki Grenzchutz dokonał mordu na powstańcach śląskich. Opowiada o tym jastrzębski historyk Marcin Boratyn, kierownik Galerii Historii Miasta.

Zostali zamordowani za Polskę
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Był dopiero drugi dzień powstania, ale w rybnickiem akcja polska już zakończyła się niepowodzeniem. Bojownicy uchodzili różnymi drogami kierując się na Śląsk Cieszyński, pozostający poza zasięgiem niemieckiego Grenzschutzu (Straż Graniczna „Wschód”). Spotkanie z nim groziło okrutnym pobiciem, a nawet śmiercią. Powstańcy śląscy byli w rozsypce, Niemcy więc z ochotą polowali na nich w miastach, wioskach i lasach. Była to kara za próbę oderwania Górnego Śląska od Niemiec.

Oto ośmiu powstańców z Biertułtów zmierzało ku granicy, by uchronić się od niechybnej śmierci. Byli to: Ludwik i Paweł Ochojscy, Franciszek Pyszny, Karol Rezner, Ludwik Swoboda, Józef Ścierny oraz Paweł i Roman Weinerowie. Tak duża grupa łatwo mogła wpaść w ręce wroga. Opuściwszy więc las rozdzielający Wodzisław i Marklowice, dotarli do Mszany, a tuż przed Moszczenicą zatrzymali się w przydrożnej gospodzie. Karczmarz niewiele mógł im pomóc. Przekazał wprawdzie kilka naboi, ale uciekinierzy nie mieli pistoletów. Tymczasem w okolicy było bardzo niebezpiecznie. Choć do Piotrowic było już blisko, musieli wzmożyć czujność. Padła więc propozycja rozdzielenia się na trzy grupy. Każda miała przejść przez Moszczenicę inną drogą.

Niestety, Pyszny, R. Weiner i Swoboda, natrafili na nieoczekiwaną przeszkodę. We wsi pojawił się pociąg pancerny. Co gorsza, zatrzymał się i z wagonów zaczęli wyskakiwać żołnierze. Powstańcy rzucili się więc do ucieczki. Ponad ich głowami zaczęły świstać kule. Nie było rady - trzeba było szukać jakiegoś schronienia. Oto i pojawiło się gospodarstwo Pająków. Powstańcy wpadli na podwórze tu właśnie szukając ratunku. Weiner czmychnął do stodoły. Pyszny zaś wydobył naboje i ukrył je pod węgłem, po czym pogonił w ślad za Romkiem. Swoboda jednak zmienił plan. Zauważył bowiem furę drzewa i postanowił wcielić się w rolę gospodarza. Chwycił siekierę i zaczął rąbać okrąglaki.

Tymczasem podwórze zapełniło się wojskiem. Swoboda przerwał pracę i z przerażeniem obserwował jak Niemcy przetrząsają wszystkie zakamarki. „Gdzie insurgenci?” - ryczał do Swobody dowódca. Indagowany nie zdążył nawet zareagować, gdy zauważył wyprowadzanych ze stodoły kolegów. Żołnierze bili ich kolbami po głowach i plecach. Znaleziono i ukrytą amunicję. Teraz Niemcy nie mieli wątpliwości, że schwytali polskich powstańców. Zdwoili razy i katowali ich bez miłosierdzia. Wśród przekleństw i wyzwisk wyprowadzili ich z podwórza.

Swoboda został sam. Pełen rozpaczy usiadł na pniaku, twarz ukrył w dłoniach i cicho łkał. Wtem śmiertelną ciszę rozdarła salwa karabinów. Ocalały z rzezi powstał i opuścił podwórze Pająków. Widział jak w oddali żołnierze wsiadają do wagonów. Pociąg ruszył dalej.

Samotny powstaniec czuł jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Wiedział, że za chwilę zobaczy trupy rozstrzelanych kolegów. Gdy dotarł na miejsce egzekucji, zadrżał z przerażenia. Ciało Romka Weinera pozbawione było głowy, a Franek Pyszny miał tak zmasakrowaną twarz, że Swoboda ledwie go rozpoznał.

Tak zginęli z rąk Grenzschutzu chłopcy z Biertułtów.

Na podstawie relacji Józefa Grzegorzka, dowódcy powstańczego i autora książki o I powstaniu śląskim

Marcin Boratyn