Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

„Smaż się w piekle” do chorej na białaczkę

02.12.2016 19:00 | 59 komentarzy | mak

Aleksandra Wieczorek z Rydułtów od lat zmaga się z poważną chorobą. Gdy myślała, że nic gorszego jej nie spotka, dowiedziała się, że ma białaczkę. Mało? W najgorszym momencie zetknęła się z przejawami internetowej nienawiści. Ten artykuł jest o tym, jak złością i nienawiścią można uprzykrzyć choremu życie.

„Smaż się w piekle” do chorej na białaczkę
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Aleksandra Wieczorek przez wiele lat pracowała w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr w 2 w Rydułtowach. Niestety, poważne problemy zdrowotne przerwały jej plany, nie tylko zawodowe. – Od prawie 30 lat przewlekle choruję na wrzodziejące zapalenie jelita grubego – mówi pani Aleksandra.

Choroba jest na tyle zaawansowana, że lekarze zdecydowali o wszczepieniu w przedsionek serca cewnika, który zapewnia żywienie pozajelitowe. Na 14–15 godzin dziennie musi podpinać się do specjalnej pompy, która dostarcza organizmowi składniki odżywcze. – Początkowo byłam załamana. Moje nastawienie zmieniło się, bo zauważyłam, że dzięki żywieniu pozajelitowemu stałam się silniejsza. Wcześniej mój organizm był na tyle wyniszczony, że trafiałam do szpitala z powodu odwodnienia i anemii, z koniecznością podawania kroplówek i przetaczania krwi – wyznaje.

Kolejny cios

Gdy pani Aleksandra sądziła, że nic gorszego jej nie spotka, zachorowała na przewlekłą białaczkę limfatyczną 3 stopnia. Chorobę trudno było wykryć. Utrudniały to złe wyniki krwi spowodowane problemami z jelitem. – To był cios, ponieważ okazało się, że standardowe leczenie w moim przypadku nie jest możliwe. Lekarze zakazali chemioterapii, ponieważ jelito tego nie wytrzyma. Z kolei bez chemioterapii przeszczep szpiku nie jest możliwy – opowiada o swoim dramacie mieszkanka Rydułtów.

Leczenie w Czechach

Pani Aleksandra musiała szukać ratunku poza granicami kraju. Udało jej się skontaktować ze światowej sławy onkologiem z Czech. Trafiła na konsultacje. Specjalista zaproponował immunoonkologię, która polega na wykorzystywaniu sił układu odpornościowego w leczeniu nowotworów. – W dużym uproszczeniu polega to na pobraniu krwi i przetworzeniu jej. Od lipca korzystam z tej terapii. Na przełomie stycznia i lutego dowiem się, czy przyniesie ona jakikolwiek efekt i czy będę mogła ją kontynuować – wyjaśnia rydułtowianka.

Kosztowne metody alternatywne

Niestety, leczenie immunoonkologiczne przy tym rodzaju nowotworu nie jest refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Pani Aleksandra musi płacić za nie z własnej kieszeni. Do kosztu samej terapii dochodzą dojazdy, wizyty lekarskie. Prócz tego mieszkanka Rydułtów szuka innych metod leczenia oraz terapii alternatywnych, które stosuje się w Polsce i za granicą. – Sprowadzam z Niemiec tak zwane wlewy z witaminy C. Polega to na tym, że podaje się dożylnie bardzo duże dawki witaminy C. W zagranicznej literaturze medycznej opisano, że powoduje to niszczenie komórek nowotworowych i wzmacnia odporność. I rzeczywiście, odkąd stosuję wlewy, czuję się lepiej i nie łapię infekcji, co przy białaczce jest jednym z kluczowych problemów – podkreśla pani Aleksandra.

Miesięczny koszt samej terapii witaminą C to koszt około 5,5 tys. zł. Do tego leczenie w Czechach i wszystkie inne koszty, jak zakup kabli do pompy z żywieniem pozajelitowym, za które płaci się 600 zł co miesiąc. Wszystko to spowodowało, że pani Aleksandra zaczęła szukać wsparcia wśród ludzi dobrej woli. Zgłosiła się do stowarzyszenia, za którego pośrednictwem można przekazywać jej 1% podatku (Stowarzyszenie „Apetyt na życie” KRS 0000409039, cel szczegółowy: Aleksandra Wieczorek). Jednak fundacje i stowarzyszenia zwracają wyłącznie koszty leczenia konwencjonalnego, nie mogą zwracać kosztów metod alternatywnych, a te są obecnie najwyższe.