Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Mieszkaniec osiedla w Pszowie: Prezes mnie pobił

21.04.2016 13:56 | 22 komentarze | mak

Na jednym z pszowskich osiedli doszło do poważnej awantury. Uczestniczyło w niej dwóch mężczyzn. Jednym z nich był Jonatan Jochem, mieszkaniec bloku należącego do Spółdzielni Mieszkaniowej „Orłowiec”. Drugą osobą okazał się prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Orłowiec, Mariusz Ganita.

Mieszkaniec osiedla w Pszowie: Prezes mnie pobił
Mieszkaniec Jonatach Jochem, prezes SM Orłowiec Mariusz Ganita
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Mieszkaniec bloku należącego do Spółdzielni Mieszkaniowej Orłowiec twierdzi, że został zaatakowany przez prezesa spółdzielni. - Popchnął mnie z całych sił. Odrzuciło mnie do tyłu, a pan prezes chciał mnie jeszcze uderzyć z pięści w twarz - mówi mieszkaniec Jonatan Jochem. Prezes twierdzi, że to mieszkaniec zaatakował jego. - Podbiegł do mnie i skopał mnie. Ja tego człowieka palcem nie tknąłem - podkreśla prezes.

Szczury w klatce i piwnicy

O zajściu powiadomił nas mieszkaniec bloku, Jonatan Jochem, dlatego jego wersję zdarzeń przedstawiamy jako pierwszą. Mężczyzna mówi, że wszystko zaczęło się od... szczurów. - Mniej więcej od dwóch lat zmagamy się ze szczurami, które biegają po piwnicy i klatce schodowej. Mieszka tu dużo dzieci, a szczury są niebezpieczne. Regularnie zgłaszamy problem spółdzielni Orłowiec. Dopiero po zgłoszeniu ktoś ze spółdzielni pofatyguje się, ale kłopot powraca, bo brakuje regularności - mówi Jonatan Jochem.

Mieszkaniec bloku dodaje, że 13 kwietnia również interweniował w spółdzielni w sprawie szczurów. - Już nawet powiedziałem, że poinformuję o tych szczurach media, bo mamy dość. No więc przyszedł jakiś pracownik i miał pretensje, że musiał oderwać się od innej roboty, a my mamy po prostu zamykać drzwi do piwnicy i to rozwiąże problem - dodaje Jonatan Jochem.

Wersja mieszkańca

Tego samego dnia, około godz. 13.00, mieszkaniec i jego partnerka zauważyli na osiedlu kierownika administracji. - Wziąłem dziecko na ręce i wyszedłem z małym przed blok, żeby porozmawiać o szczurach z kierownikiem - relacjonuje mieszkaniec, który w tzw. międzyczasie dostrzegł też prezesa spółdzielni. - Do tej pory byłem z prezesem na „ty”. Zostawiłem więc małego w przedsionku i zacząłem iść w kierunku prezesa. Chciałem się przywitać. Normalnie powiedzieć „cześć”. Ale jak już byłem blisko, to prezes powiedział mi „ty skurw...u, co ty sobie myślisz?” i popchnął mnie z całych sił. Odrzuciło mnie do tyłu, a pan prezes chciał mnie jeszcze uderzyć z pięści w twarz. Zostałem przez pana prezesa zaatakowany! - mówi mieszkaniec. I opisuje dalej. - Wziąłem małego do domu, bo się trochę popłakał. Po chwili znów wyszedłem z domu. Szedłem w kierunku pana prezesa normalnym krokiem. Pokrzykiwaliśmy na siebie. Kiedy byłem kilka metrów od pana prezesa, to on położył się na ziemi i zaczął wymachiwać nogami. Próbowałem złapać go za te nogi. Kopał mnie po rękach. Ja przyznaję, że jeden szlag z nogi mu założyłem, w jego nogę, ale to było wszystko. Są świadkowie, którzy widzieli całą sytuację od początku i potwierdzą, że to ja zostałem zaatakowany - podkreśla mieszkaniec. - Kiedy pan prezes położył się na ziemi, podniósł koszulkę i cały czas prowokował - mówi partnerka mieszkańca.

Obydwie strony zawiadomiły policję w Pszowie. Funkcjonariusze usłyszeli dwie przeciwstawne wersje wydarzeń. Mieszkaniec przekazał funkcjonariuszom, że został zaatakowany przez prezesa spółdzielni. Z kolei prezes spółdzielni powiedział policjantom, że został zaatakowany przez mieszkańca bloku.

Wersja prezesa

Skontaktowaliśmy się z prezesem spółdzielni. Prezes podkreśla, że jest w tej sytuacji poszkodowany. - Skoczył do mnie naćpany mieszkaniec i pobił mnie. Było to w obecności rady nadzorczej, kierownika administracji oraz innych pracowników. Podbiegł do mnie i skopał mnie. Więc nazywajmy rzeczy po imieniu - to nie była bójka, tylko pobicie. Jednostronne, bo to mieszkaniec pobił mnie. Ja tego człowieka palcem nie tknąłem, tylko wycofywałem się - podkreśla prezes. Dodaje, że tego dnia był na osiedlu z pracownikami spółdzielni, ale w zupełnie innej sprawie niż szczury.

Po całym zajściu prezes wykonał obdukcję. - Cała dokumentacja, łącznie z moją obdukcją, została w czwartek złożona w komisariacie policji w Pszowie. Tam udzielą wszelkich informacji na temat zdarzenia - mówi prezes.  

Każdy ma prawo złożyć zawiadomienie

Policja potwierdza, że było wezwanie przed dwie strony sporu i każda wskazywała siebie, jak osobę zaatakowaną. - W czasie interwencji strony sporu miały do siebie pretensje. Oboje mówili, że została naruszona ich nietykalność cielesna - podkreśla kom. Marta Pydych, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu Śl. - Po przesłuchaniu policjanci pouczyli obydwu mężczyzn, że mają prawo złożyć zawiadomienie, jeśli czują się pokrzywdzeni - dodaje. Obydwaj mężczyźni zostali przebadani na obecność alkoholu. Byli trzeźwi.

Do tej pory (informacja z 15.04.2016 r.) zawiadomienie złożył prezes spółdzielni. Zawiadomienie dotyczy gróźb karalnych. - Policja rozpoczęła prowadzenie postępowania. Mężczyzna, który złożył zawiadomienie, dołączył kartę informacyjną od lekarza o odniesionych obrażeniach. Zostanie powołany biegły - dodaje pani rzecznik.  

Mieszkaniec bloku zapewnia, że także złoży zawiadomienie. - To ja zostałem napadnięty, a teraz pan prezes robi z siebie poszkodowanego. Cały czas wyzywał mnie od ćpunów, przeklinał na mnie, robił uśmieszki, że mnie załatwi. Obawiam się o rodzinę. Boję się, że będzie się mścić - mówi mieszkaniec. Wspiera go partnerka. - Mój partner nie jest ćpunem. Jako dowód zrobił po tym zdarzeniu nawet testy, które to potwierdzają. Jeśli trzeba będzie, to je powtórzy - zapewnia.

(mak)

Ludzie:

Mariusz Ganita

Mariusz Ganita

Były Radny Miasta Wodzisławia Śląskiego, były prezes Spółdzielni Mieszkaniowej "Orłowiec" w Rydułtowach