Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

04.09.2022 07:00 | 15 komentarzy | Andrzej Ślakowski

W tym roku zdecydowaliśmy się rodzinnie odwiedzić Włochy. Dlaczego dopiero teraz, skoro kilka krajów w Europie, czy Azji już zwiedziliśmy i to nie jeden raz? Dlaczego, skoro wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, my Italię omijaliśmy? Aspekt poznawczo-turystyczny odłożyliśmy na dalszy plan. Ważne było coś innego.

W głąb siebie
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

- Włochy bez plażowania? – dziwili się znajomi. – Po co tam jedziecie? – Ależ będziemy grzać się, tak – broniłem się. Nie kryliśmy jednak, że najważniejszy był duchowy wymiar tej wędrówki. Osobiste, rodzinne, czy społeczne intencje, zanoszone przed oblicza świętych, których śladami mieliśmy podążać, wydawały nam się sensowniejsze, szybsze do spełnienia od tych codziennych, modlitewnych, polskich… Wiem, wiem, ktoś zarzuci mi, że intencja nie może być sensowniejsza czy szybsza. Jej spełnienie to kwestia wiary i z każdego miejsca na Ziemi jest wysłuchana. Nam chodziło bardziej o to, że program wakacyjnej pielgrzymki organizowanej przez parafię NMP Matki Kościoła w Jastrzębiu był na tyle bogaty, iż nasze rozmowy przed cudownymi obrazami świętych, przed ich relikwiami w wielu bazylikach czy w sanktuariach, odmienią nasze życie?…

Od samego początku nie podobały nam się w kolejnych miejscach przebywania (Padwa, Asyż, Neapol, Rzym) tzw. fabryki przemysłowe pamiątek, związanych z kultem świętych. Włochy, jako jeden z najbardziej chrześcijańskich krajów w Europie kojarzył nam się (w zderzeniu bezpośrednim) z ascezą, wyciszeniem, prawdą w wierze… Chociaż i w Częstochowie, i w Licheniu, i w Wadowicach spotkać można podobne souveniry, od typowych dewocjonaliów, po naczynia i koszulki z „sakralizowanym” nadrukiem, to już zapalniczki z wizerunkiem ojca Pio, otwieracze do butelek ze św. Antonim, czy magnesowe medaliony (?) z... Diego Maradoną (to w Neapolu) budziły nasze wątpliwości. Cóż takie czasy! Słowa tracą na wartości, a zyskują obrazki i blichtr. My starliśmy się, by ten modlitewny kontakt był żarliwy i bez efekciarstwa i tandety.

Poszukiwane wyciszenie znaleźliśmy dopiero w klasztorze św. Rity w miasteczku Cascia. Dlaczego dopiero tam odkryliśmy niezwykłość? Dlaczego zafascynował nas żywot Margerithy Mancini? Usłyszałem kiedyś, że „święci potrzebni są nam, żywym do wzorowania się na ich życiu”. Chociaż św. Rita jest patronką spraw trudnych i beznadziejnych, to nie uważam siebie, mojej rodziny czy najbliższego otoczenia za „beznadziejność”, ale polecałbym wejrzenie w jej życie, wszystkim nadużywającym słów „masakra, beznadzieja”. Św. Rita zapewne nie będzie fascynowała tzw. ludzi sukcesu. Sukces bowiem to samotność, czasem zazdrość, a nawet zawiść. Ona chciała zgody, imponowała wiarą w zwycięstwo dobra. Dziś, gdy wielu mówi o kryzysie autorytetów, może warto naśladować jej poczynania? Z osobistych intencji, z jakimi jechaliśmy do Włoch, przeszedłem jako żywo do myślenia o naszym mieście, o mojej szkole, o Polsce…. O zgodzie narodowej, o umiejętności wybaczania sobie, czego w każdej z tych przestrzeni odczuwamy ogromny deficyt, właśnie w kontekście życia św. Rity.

A plażowanie po rejsie wzdłuż półwyspu Gargano i ulewa, jaka nas spotkała w drodze powrotnej, też przysłużyła się znacząco do spojrzenia w głąb siebie i innych.

Andrzej Ślakowski