Old good Rybnik czyli dobra firma inżyniera Malinowskiego
Córka Władysława Malinowskiego, Józefa Janulek, wspomina największą firmę budowlaną w przedwojennym Rybniku
Old good Rybnik. Tak w listach, łącząc końcowe pozdrowienia, nazywa nasze miasto mój stryj z Neuss. Człowiek niezwykle zasłużony dla historii naszej rodziny. Miasto nasze powstawało dzięki utalentowanym ludziom, w tym rzecz jasna budowniczym. Artur Trunkhardt w swej bazowej niemal dla historii naszego grodu książce wymienia dwie wielkie firmy, które można bez przesady określić znanym nam już z historii powiedzeniem: „Zastali gród drewniany, zostawili murowany”.
Dwie takie firmy
Oblicze naszego miasta zmieniły istotnie firmy budowlane braci Fuchsów i Martiny’ego. Na jeden z kompleksów budowlanych fachowcy w Rybniku do dziś nie powiedzą inaczej jak „martinowiec”. Szukając śladów pierwszej budowy rodzinnego domu trafiłem do Józefy Janulek urodzonej w 1923 roku. Ta niezwykle żywotna i pogodna kobieta zamieszkuje w starej, pięknej rybnickiej kamienicy z przełomu XIX i XX w. Opowiedziała mi jak to było...
Spłacił wdowę w ratach
Jej ojciec, inżynier, miał udziały w wielkiej firmie budowlanej, która nosiła nazwę „P. Martiny & Co.” Przedsiębiorstwo było własnością Martiny’ego, Tschubela i Malinowskiego. I właśnie ta firma, jak pisze Trunkhardt, przetrwała zastój, jaki nastąpił po boomie budowlanym, natomiast firma Fuchsów upadła już przed I wojną światową. Tschubel wkrótce po wojnie wyjechał do Niemiec. Natomiast po śmierci Martiny’ego inż. Władysław Malinowski spłacił w ratach wdowę po nim, gdy ta wyjechała do Wrocławia. Tak więc narodziła się nowa i chyba największa w powiecie rybnickim, (a pamiętajmy, że obejmował on wtedy także ziemię wodzisławską) firma budowlana inżyniera Malinowskiego.
Obserwował żonę w kawiarni
Ten urodzony w 1888 (poznańskie) roku człowiek studiował architekturę w Lipsku i Heidelbergu. W naszym mieście znalazł się jeszcze przed I wojną. Należał do władz pierwszego polskiego magistratu organizowanego w 1921 r. Na niejednym zdjęciu widać go np. z późniejszym burmistrzem Rybnika Weberem. Wiele budynków w mieście jest dziełem jego firmy. Józefa Janulek prezentując fotogramy z jej ciekawego, starego albumu snuje swą opowieść. Opowiada, jak ojciec poznał swą piękną przyszłą żonę. Siedząc w kawiarni zrobił otwór w gazecie i obserwował obiekt swych westchnień. Wkrótce dziewczyna stała się małżonką właściciela znanej firmy.
Kierowca chciał go uratować
Malinowski posiadał limuzynę chevroleta, mała Józia zaczęła chodzić do szkoły sióstr urszulanek. Ojciec pani Józefy był zapalonym myśliwym. Ponadto obdarzony był nieprzeciętnym talentem plastycznym. Świetnie rysował i rzeźbił. Na zdjęciach widoczne są m.in. rysunki ich klubu skaciarskiego, który mieścił się w hotelu jego kolegi przy rynku. Władysław Malinowski został aresztowany 12 lutego 1943, a 2 kwietnia tegoż roku zamordowano go w Oświęcimiu. Starsza pani ociera łzę, a po chwili dodaje: „Drugiego kwietnia, jak nasz Ojciec Święty...” Wspomina także kierowcę ojca – Niemca Hossemanna, który nawet jeździł do Berlina starając się uratować swego byłego szefa. Niestety, na próżno.
Michał Palica, Tygodnik Rybnicki, 21 maja 2007 r.