Poniedziałek, 6 maja 2024

imieniny: Judyty, Juranda, Benedykty

RSS

Krzysztof Tarnowski – wspomnienie polonistki [25 lat po zabójstwie]

26.04.2024 07:50 | 0 komentarzy | (q)

Piątkowe popołudnie. Ósma godzina lekcyjna. Każdy uczeń o tej porze myśli już tylko o pójściu do domu. Nareszcie weekend. Żegnaj budo! A tu drzwi B-2-7 otwierają się, Krzyś wolno wsuwa głowę. – Ale lekcja polskiego dzisiaj będzie, prawda? – pyta z nadzieją. – Będzie Krzysiu – odpowiada nauczycielka.

Krzysztof Tarnowski – wspomnienie polonistki [25 lat po zabójstwie]
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Przyszedł do nas we wrześniu 1993 roku jako uczeń klasy VB. Był drobnym niezbyt wysokim chłopcem. Nosił aparat słuchowy. Jako inny mógł być odtrącony przez klasę. Dzieci w tym wieku tak reagują. Nie lubią inności. Za gruby, za chudy, za rudy – więc nie nasz. A tu stała się rzecz dziwna. Krzyś od razu wszedł w zespół klasowy. Z mety został zaakceptowany. Nie drażniła nikogo niewyraźna wymowa Krzysia czy konieczność wielokrotnego powtarzania kwestii w rozmowach z Nim. Był wśród swoich. Dzieciaki zrozumiały, że zawsze musi siedzieć w pierwszej ławce, że musi iść w pierwszej parze. Podczas klasowych wyjść, imprez czy wycieczek dyskretnie „opiekowały się” Krzysiem.

Wkrótce okazało się, że Krzysiu nie potrzebuje żadnej opieki. Doskonale radził sobie sam. Ciężko pracował. Kłopoty ze słuchem zmuszały Go do o wiele większego wysiłku i ogromnego nakładu pracy. Początkowo było bardzo ciężko. Trochę upłynęło czasu zanim wsłuchałam się w mowę Krzysia, zanim On nabrał zaufania do pani z polskiego. Znaleźliśmy jednak wspólny język. Nie chciał chodzić do szkoły dla głuchych i niedosłyszących, nie chciał porozumiewać się językiem migowym. – Proszę pani, ja nie umiałbym tak migać rękoma, ja chcę mówić jak wszyscy. Przecież Pani widzi, że potrafię – przekonywał z zapałem.

Świadomie wybrał ten ciężki chleb. Państwo Tarnowscy podtrzymywali syna w wyborze. Upływały dni. Rok minął niepostrzeżenie. Później szósta, następnie siódma klasa. Krzysztof na dobre wsiąkł w krajobraz szkoły. Wszędzie Go było pełno. Nie opuścił żadnej akademii, żadnego apelu. Wszystkiego był ciekaw, wszystko Go zajmowało. Bodajże w szóstej, a może już w siódmej klasie wraz ze swym serdecznym przyjacielem Sebastianem zaczął całe popołudnia spędzać u szkolnego konserwatora. Coś malował, coś skręcał, majsterkował. Później pojawiały się w klasach półeczki, świeżo odmalowane szafki czy tablice przeznaczone na ścienne gazetki. Skąd brał na to czas? Jak godził naukę z dodatkowymi zajęciami i odpoczynkiem? Przecież oprócz obowiązkowych zajęć szkolnych miał dodatkowo dwie lekcje z języka polskiego oraz dwie matematyki. A zajęcia z panem Lazarem, logopedą, który wyciskał z Krzysia „siódme poty”? – Nie samą nauką człowiek żyje, proszę pani - mówił uśmiechając się figlarnie.

Pamiętam Jego ogromną radość i dumę w dniu, w którym otrzymał świadectwo ukończenia szkoły podstawowej. Pokonał trudy, udowodnił, że może i potrafi. Cieszył się jak dziecko, a był już 14-letnim młodzieńcem. Przyszedł wtedy do mnie z ogromnym bukietem. – To za serce i trud – dziękował serdecznie. Czyj trud Krzysiu? Mój czy Twój?

We wrześniu brakowało mi Krzysztofa. Tak bardzo wpisał się w koloryt naszej 18-stki. Ale On był już uczniem Liceum Ekonomicznego. Czasem wpadał do nas. Niby miał sprawę do Sebastiana, ale przy okazji zaglądał do pani dyrektor, byłej wychowawczyni czy do mnie. Mówił, że jest trudno, ale od razu dodawał, że da radę. Zadziwiająca jest ta Krzysia wiara w sukces, ten Jego wieczny optymizm. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek zniechęcił się czy poddał. Nie było dla Niego rzeczy niewykonalnych. Jak nie za pierwszym, to za drugim razem. Do oporu. Spotykaliśmy się teraz sporadycznie. W sklepie, na mieście, w RDK-u na spektaklu teatralnym. Zawsze uśmiechnięty, serdeczny, pełen ciepła.

Wiadomość o śmierci Krzysia spadła na nas jak przysłowiowy grom z jasnego nieba. Długo nie mogłam uwierzyć w tę straszliwą zbrodnię. – To nieprawda! – Każdy, tylko nie On! – Nie! Nie! Nie! Na mieście pojawiły się plotki. Wstrętne przekłamania, domysły, niedomówienia. Jedni doszukiwali się sensacji, inni żerowali na ludzkim nieszczęściu, ale najliczniejsi płakali nad iza Krzysiem, łączyli się w bólu z najbliższymi Krzysztofa. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy zatrzymano sprawców. Poprzez łzy radowaliśmy się, gdy ciało Krzysia odnalazło się. Serdecznie dziękujemy ekipie płetwonurków oraz wszystkim, którzy zaangażowali się w poszukiwania.

12 kwietnia 1999 roku pożegnaliśmy Krzysia. Mieszkańcy Raciborza gromadnie towarzyszyli Mu w Jego ostatniej drodze. 18-tka także podążała w żałobnym kondukcie. Miałam powiedzieć parę ciepłych słów o Tobie, Krzysiu. Nie mogłam przedrzeć się przez zbity, pogrążony w smutku tłum. Dotarłam do miejsca Twojego wiecznego spoczynku jako jedna z ostatnich. Składając kondolencje usłyszałam od Twojego Taty: – Za serce, za serce jakby powiedział Krzyś. Nie mogłam dłużej wstrzymywać łez.

Płaczemy Krzysiu, pogrążeni jesteśmy w żałobie. W naszych sercach pozostaniesz tym dobrym, kochanym chłopcem. Chłopcem, który dla każdego miał serdeczny uśmiech, otwarte serce, w przyjaznym geście wyciągniętą dłoń. Bezgranicznie przecież ufałeś ludziom. Życie brutalnie zadrwiło z tej Krzysinej naiwnodziecięcej wiary w dobro i szlachetność drugiego człowieka. Nie ma Go wśród nas. Został jego Duch i pamięć o Nim. Żegnaj Krzysiu.

Twoja polonistka z 18-tki Dorota Orzechowska „Nowiny Raciborskie” 21 kwietnia 1999 roku, zdjęcia Grzegorz Wawoczny