Rybnik we wspomnieniach najstarszych mieszkańców
Helena Lużyna z Rybnika urodziła się w roku, gdy świat usłyszał o Sarajewie po raz pierwszy. Jej małżeństwo trwało szczęśliwie 66 lat. Pamięta, jak młody człowiek z Raciborza starał się o jej rękę, a ona mu tego nie ułatwiała. Musiał się powysilać, powalczyć z konkurencją, kupić niejeden bukiet.
Seneka z pamięci
Ojcem pani Heleny – rybniczanki od urodzenia – był Wilhelm Michalski. W latach trzydziestych Helena często jeździła do Gliwic, do swoich ciotek. Wilhelm Michalski miał bowiem pięciu braci i trzy siostry. W Gliwicach nauczyła się świetnie mówić po niemiecku, co potem bardzo jej się przydało. Kiedy z nią rozmawiałem, przypominała sobie piosenki francuskie, bo w urszulankach, gdzie robiła maturę, nauczano ją francuskiego.
Wspomnienia z urszulanek
Pani Helena ze wzruszeniem i szacunkiem wspomina swych szkolnych profesorów: Dudziaka, Żagana czy Nowaka, który poślubił jej koleżankę szkolną – Tońkę Bluszcz, córkę wodzisławskiego burmistrza. Trzeba dodać, że profesor Artur Żagan przypłacił swą polskość w czasie wojny życiem. Dzięki pracy ojca, dzieci miały zniżki nie tylko kolejowe, ale i szkolne. Miesięczne czesne w urszulankach wynosiło 36 zł. PKP Heli dotowała 30 zł, a jej bratu 24 zł. Po maturze miała praktykę u Moronia.
Urokliwe stare domy
Ojcowi bracia to: Jerzy, Jan, który zginął jako powstaniec pod Górą św. Anny, Maksymilian, który poległ jeszcze w czasie I wojny, Gerhard – aptekarz i najmłodszy Rafał. Ojciec był szefem parowozowni PKP w Rybniku. Należał do ludzi zamożnych. Pierwsza żona Wilhelma była z domu Mazurek. Istnieje zdjęcie, na którym widać dom dziadków pani Heleny. Z zewnątrz wydaje się niepozorny, ale jak zapewnia Helena Lużyna, był całkiem obszerny, bo miał aż 5 pokoi. Na zdjęciach widać też budynki i ogródki przy nich. W tych domach były służbowe mieszkania PKP. Z niektórych ujęć widoczne są kamienice na ul. Kościuszki. Dziś taki widok jest niemożliwy, bo zasłonięte są przez stojące tam (po drugiej stronie ulicy) bloki. Ogródków zresztą też już dawno nie ma. Był jeszcze dom dziadków ze strony ojca, w którym zawsze było gwarno. Z głębokiego dzieciństwa sam przypominam sobie letni wieczór i urokliwą aurę tego starego domostwa. I to tyle o przedwojennych budynkach, z których dwa jeszcze istnieją.
Nowa mama
Kiedy po śmierci matki Heleny – Anny, ojciec powtórnie się ożenił, miała troje rodzeństwa: Adelę, która wyszła za pana Olszewskiego i wcześnie owdowiała, bo jej małżonek poległ pod Olzą już na początku wojny (przebywała w Krakowie), siostrę Miję i brata. Wilhelm Michalski pojął za żonę Apolonię Tatarczyk, a ślub brał w Rybniku 17 września 1929 r. 15 stycznia 1931 r. Helena miała już kolejną siostrę – Aniuchnę. Jak powiada, łączyły ją dobre więzi ze starszą o 11 lat nową mamą.
Ach, ten Antoni....
Początkowo myślano, że Paweł, brat pani Heleny, niechybnie pójdzie do seminarium duchownego. Obrał jednak – rzec można – pokrewną profesję – został lekarzem. W klinice rokitnickiej piastował potem wysokie stanowisko. Kiedy nadeszła wojna, spotkał go ciężki los. Aresztowany początkowo przebywał w rybnickim gestapo na Dworku. Bardzo blisko tego miejsca mieszka teraz Helena Lużyna. Potem został osadzony w KL Mauthausen. Wiele było starań o uwolnienie Pawła Michalskiego. Sama Helena chodziła do siedziby rybnickiego gestapo. Jej mąż poradził, aby kupiła róże dla św. Antoniego, co uczyniła. Pojechała do katowickiego gestapo walczyć o brata. Jej koleżanka – Niemka zresztą – zaproponowała jej nocleg. Kiedy następnego dnia wróciła do Rybnika, jej brat był już w domu. Ach ten św. Antoni...
Nie wracaj, nie ma po co
Gdy Niemcom na frontach zaczęło się palić pod nogami, oczywiście bez skrupułów zaczęli sięgać po śląski „kanonfuter”. Nie mogli wziąć Pawła do Wehrmachtu jako lekarza, wzięli jako sanitariusza. Kiedy tylko nawinęła się sposobność Paweł zniknął. Przez długi czas myślano, że zaginął, czyli pewnie nie żyje. Tym bardziej, że jego przełożony hauptman Puppe donosił o tym, pisząc o zasługach sanitariusza Michalskiego nie tylko dla Niemców. Niejednemu człowiekowi uratował życie. I nagle w 1945 r. przyszła z Anglii wiadomość. Żyje! Chciałby przyjechać. Rodzina odpisała mu, że stanowczo odradza, bo w Polsce szaleją już zsowieciali komuniści. Paweł pozostał więc w Anglii. Poślubił Polkę, też lekarkę. Mieli jednego syna, Tadeusza.
Michał Palica, Tygodnik Rybnicki, 14 sierpnia 2007 roku