Czy chrześcijaństwo potrzebuje "postu" od kazań?
Francuska myślicielka przyjechała do Polski i wprawiła w zdumienie słuchaczy. Mówiła m.in. o tym, że kaznodzieje (i szerzej - chrześcijanie) nie dość, że zbyt dużo mówią, to jeszcze tylko mówią... Jej wykład stał się przyczynkiem do rozważań ks. Łukasza Libowskiego.
1.
Będąc przed kilkoma dniami w Lublinie, zapoznałem się z wykładem „Misja i osoba świadka”, jaki miesiąc temu, 20 października, wygłosiła profesor Chantal Delsol w mojej «alma mater», a więc w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, odbierając przyznany jej przez tę uczelnię doktorat «honoris causa». Jak wiadomo, okolicznościowe wystąpienie Delsol wzbudziło niemałe kontrowersje. Ale o nich mówić tu nie chcę. Wszystkich nimi zainteresowanych odsyłam do tekstu ks. Andrzeja Draguły pt. „Kaznodzieje i świadkowie. Glosa do wykładu prof. Chantal Delsol”, w którym, jak mi się wydaje, najistotniejsze z tych kontrowersji zaprezentowano. W tym zaś miejscu zamierzam wydobyć i skomentować, a być może nawet w jakiejś skromnej mierze rozwinąć, jedną z myśli filozofki, którymi podzieliła się ona z uczestnikami dostojniej akademickiej ceremonii uhonorowania jej tytułem doktorskim.
Otóż w kilku przynajmniej miejscach swoich rozważań Delsol, by tak to delikatnie ująć, krytycznie wypowiada się o rzeczywistości słowa jako takiej. O rzeczywistości słowa i o tym wszystkim, co z rzeczywistością tą się wiąże. Oto stosowne cytaty. „Słowo uległo zbrukaniu, ponieważ przekształciło się w dominację. Cała instytucja [kościelna] stała się despotyczna”. „Chrześcijanie nie godzą się już na to i masowo odchodzą. Zwykłe słowa autorytetu im nie wystarczają. […] Nie możemy dalej wyobrażać sobie misji jako głosu autorytetu panującego nad ciałami i duszami. Nie możemy już być autorytarnymi kaznodziejami, ponieważ ludzie już nas nie słuchają. Misja musi się zmienić. Musi przestać być podbojem, a stać się zwyczajnym świadectwem. Chodzi o dokonanie zasadniczego zwrotu”. „Wierzę, że skoro chrześcijaństwo przetrwało przez minione stulecia, to dzięki istnieniu świadków (wielkich świętych i wszystkich nieznanych świętych), a POMIMO istnienia kaznodziejów”. „Jeśli nadal chcemy żywić szacunek dla naszego powołania misyjnego, to liczy się tutaj jedynie świadek, prosty, pokorny, zwyczajny, chcę powiedzieć: zwykły świadek. Nawracać powinien on jedynie poprzez swoją własną osobę, swoje własne postępowanie. Niech nie otwiera ust, przynajmniej na razie. O wiele za dużo już mówiliśmy i zbyt często TYLKO mówiliśmy. Potrzebujemy długiego okresu wstrzemięźliwości – mam na myśli wstrzemięźliwość od słów, od kazań. Pozwólmy ujrzeć, pozwólmy ukazać żywą postać dobrej nowiny”. „Właśnie w ten sposób przesłanie misji jest prawdziwie przekazywane: nie poprzez przemówienia, w których wszystko zostało zaprogramowane i w najdrobniejszych szczegółach obudowane teorią, lecz poprzez żywe wydarzenia, w których niespokojna i niebezpieczna egzystencja, jeszcze niespisana, a nawet nieznana, niesie swoje przesłanie, przesyłkę bez załączonego do niej adresu”. Tyle błyskotliwa Delsol.
W odniesieniu zatem do kształtu czy to misji chrześcijańskiej, czy też świadectwa chrześcijańskiego, tj. w odniesieniu do sposobu, w jaki wierzący wprowadzać mają ludzi w arkana chrześcijańskiej tajemnicy, francuska myślicielka formułuje następujący postulat. Ewangelię głosić należy życiem. Tak, dobrą nowinę tym, którzy są obok nas i jej nie znają albo znają ją, lecz nie na tyle dobrze, nie na tyle głęboko, by rozświetla ona ich codzienne funkcjonowanie, przekazywać trzeba egzystencją. Przykładem. Egzystencją, przykładem, ale nie słowem. W żadnym razie słowem. Nigdy, przenigdy słowem.
Komentarze
5 komentarzy
Autor w elokwentnych i gładkich słowach zaprzecza temu co mówi Biblia.
„Słowo straciło swoja moc ponieważ ludzie nas nie słuchają”
Ludzie Was nie słuchają ponieważ swoimi czynami zaprzeczacie temu co mówicie. Stopień zepsucia w kościele katolickim osiągnął apogeum, jest powszechnie już widoczny a ludzie nie boją się o nim mówić. Kościół jako instytucja feudalna traci moc trzymania ludzi za pysk. Ludzie już się nie boją i przestają całować was po rękach. Pani filozof chciała by żeby siedzieć cicho co akurat w przypadku kleru było by dobre bo nie mieszali by ludziom w głowach i nie fałszowali prawdziwej ewangelii. Pani filozof mówi „O wiele za dużo już mówiliśmy” a autor artykułu dodaje „Za dużo słów wyszło i wciąż wychodzi z naszych ust. Z ust chrześcijan” oczywiście ma tu na myśli kler i hierarchię katolicką. Rzecz w tym, że nie można ich nazywać chrześcijanami bo słowem i postawą zaprzeczają nauce wypływającej ze Słowa Bożego.
Prawdziwy chrześcijanin nie może siedzieć cicho. Słowo nie straciło swojej mocy. To tylko kler traci rząd dusz.
„Na początku było słowo”
„Wiara bierze się ze słuchania.”
Jezus mówił „Powiadam wam, że jeżeli ci będą milczeć, kamienie krzyczeć będą”
Chrześcijanin powinien świecić, być solą ziemi.
Trzeba być tylko spójnym z tym co się mówi.
KOmuniści mają najwięcej do powiedzenia na temat kościoła. Ciekawe ;)
Ja przestałem chodzić do kościoła jak pis wlazł tam ze swoimi brudnymi buciorami!
Zohydzili mi kościół jak nikt inny!
Byłbym zapomniał: na początku było słowo, a na końcu frazes.
Liboski? Czy to nie zahacza o przykazania?
No i jak tu nie gadać o gadaniu?