Poniedziałek, 25 listopada 2024

imieniny: Erazma, Katarzyny, Beaty

RSS

Wspomnień czar. Rafako na wczasach w Łazach

30.08.2024 09:58 | 1 komentarz | eos

Nie było kiedyś „wypasionych” wojaży zagranicznych, pogoda nad polskim morzem często płatała figle, a ośrodki wczasowe nie przypominały wielogwiazdkowych pensjonatów i hoteli z luksusowych katalogów turystycznych. A jednak niepowtarzalny klimat wczasów zakładowych z lat 70. i 80 na zawsze pozostanie w pamięci wczasowiczów, którzy w tamtych czasach korzystali z tej formy wakacyjnego wypoczynku.

Wspomnień czar. Rafako na wczasach w Łazach
Klimat wczasów zakładowych z lat 70. i 80 na zawsze pozostanie w pamięci wczasowiczów
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Swoje domy wczasowe lub ośrodki campingowe, co większe raciborskie zakłady pracy posiadały zarówno w górach, jak i nad morzem. Jednym z najlepszych była rafakowska „Ko-Ra” w nadbałtyckich Łazach. Raciborskie „Kotły” prowadziły ją wówczas wspólnie z Koszalińskimi Zakładami Przemysłu Lniarskiego „Płytolen”. Dla podkreślenia międzyzakładowej inicjatywy nadano ośrodkowi nazwę od pierwszych sylab miast, w których przedsiębiorstwa miały swoje siedziby.

Krystian Niewrzoł

Krystian Niewrzoł

Przez sześć lat „Ko-Rze” szefował Krystian Niewrzoł (na zdjęciu powyżej), który był inspektorem klubu fabrycznego w Rafako, a jednocześnie miał pod opieką świetlicę znajdującą się w Hotelu Robotniczym przy ul. Bukowej, którą potem przeniesiono do Hotelu „Ragos”. – Zauważono, że jestem człowiekiem aktywnym i dobrym organizatorem. Dlatego gdy zrezygnował z pracy kierownik ośrodka zakładowego w Łazach, zaproponowano mi jego prowadzenie – wspomina. Natenczas 27-letni pan Krystian podjął się tej funkcji na krótko przed sezonem.

Nie było czasu na nudę

Był 1975 r. Załoga została już skompletowana, prowadzono ostatnie prace porządkowe. „Ko-Rę” tworzyły trzy piętrowe pawilony mieszkalne, z dwu– i czteroosobowymi pokojami. Wtedy jeszcze wczasowiczom nie przeszkadzało, że trzeba było iść na koniec podwórka, aby skorzystać z toalet i łazienek. Z czasem węzły sanitarne powstały przy każdym z pawilonów. Nowy kierownik szczególną uwagę przykładał do czystości i porządku, kultury obsługi, a także starał się, aby ośrodek był pięknie ukwiecony. Najważniejsi byli jednak wczasowicze, dlatego czekało na nich wiele atrakcji, zwłaszcza gdy niepogoda nie pozwalała iść na pobliską plażę. – Na każdym turnusie był m.in. wieczorek zapoznawczy, wieczorek taneczny i wieczorek pożegnalny. Organizowaliśmy ogniska, wyjazdy np. do Koszalina, Kołobrzegu i Gdańska. Na moją prośbę przypływał do Łazów stateczek wycieczkowy z Mielna. Ponieważ nie było przystani, sami zrobiliśmy pomost z desek. Pomimo, że teren ośrodka był nieduży, utworzyłem tam ścieżkę zdrowia. Zaproponowałem też konkurs na formy plastyczne na piasku z szyszek i kamieni przed domkami, które potem oceniała komisja. W pokoju baśni urządziłem salę zabaw dla dzieci, które nie miały prawa się nudzić – przedstawia bogaty program Krystian Niewrzoł.

Zadbał, by goście ośrodka mieli codziennie opiekę lekarską, dostęp do książek, a także w całości zradiofonizował „Ko-Rę”. – Podczas posiłków zawsze „leciała” dobra muzyka i moje komunikaty, wymyśliłem również koncert życzeń. Zdarzało się, że ludzie wstawali od stołu i śpiewali solenizantom 100 lat – opowiada.

Zależało mu na tym, aby przez dwa tygodnie urlopu wczasowicze stanowili jedną rodzinę, szczególnie że wakacje spędzali tam nie tylko raciborzanie, ale także warszawiacy ze Zjednoczenia Megat, któremu podlegało Rafako oraz kilka rodzin z Łodzi, gdzie z kolei Płytolen miał swoje Zjednoczenie przemysłu Lniarskiego.

– Po pierwszym turnusie zauważyłem, że niektórzy goście z Warszawy z ukosa patrzyli na Ślązaków. Wpadłem na pomysł, aby z raciborskiego klubu przywieść dwa projektory. Wypożyczałem filmy, a przy okazji wyświetlałem „Raciborskie spotkania”, ukazujące historię ziemi raciborskiej. Potem pytałem o wrażenia, próbowałem wytłumaczyć związki Śląska z Polską. W końcu udawało się zjednoczyć ludzi. Pod koniec turnusu zaczęły zawiązywać się znajomości, przepijano brudzia, wymieniano się adresami – mówi z uśmiechem.

W 1980 r. „Ko-Ra” przystąpiła do konkursu „Wczasy na piątkę” organizowanego przez „Kurier Polski”, w którym zajęła I miejsce. Przez dwa kolejne lata zajmowała również I miejsce wśród ponad 160 ośrodków w gminie Mielno. Konsekwencją były niecodzienne odwiedziny partyjnych dygnitarzy. Najlepszy ośrodek zapragnął zobaczyć m.in. ówczesny minister kultury i sztuki Lucjan Motyka. – Pracownicy mogli korzystać z uroków morza co trzy lata. Do dyspozycji mieli inne rafakowskie ośrodki w Zawoi i Zagórzu Śląskim – przypomina.

Pod koniec lat 70. Krystian Niewrzoł zaczął sprowadzać do ośrodka aktorów. Swoje spotkania autorskie mieli tam m.in.: Leon Niemczyk, August Kowalczyk, Andrzej Kopiczyński, Krzysztof Kolberger, Leszek Teleszyński, Kazimierz Kaczor, Igor Śmiałowski, Stanisław Mikulski, Grażyna Barszczewska, Jerzy Zelnik. Pan Krystian jeździł po nich do okolicznych miejscowości wczasowych, a po spotkaniach kierowca odwoził artystów z powrotem. Kiedyś zaskoczony regularnością wizyt w Unieściu Marka Perepeczki, zapytał o aktora gospodynię kwatery, a ona zdradziła, że przyjeżdża do niej co roku, ponieważ specjalnie dla niego zrobiła długie łóżko.

Z „Ko-Rą” sąsiadował ośrodek studencki Almatur, na terenie którego kemping miał Zenon Laskowik. W trakcie dnia grał w tenisa, a wieczorami prowadził zajęcia z kabaretami studenckimi. – Na 10-lecie naszego ośrodka Zenek wraz z aktorami Kabaretu „Tey” – Olo Gołębiowskim i Bogdanem Smoleniem oraz śląskim kabaretem „Pyrlik” z Bytomia, przygotował cały program gratis. Nasi wczasowicze siedzieli przy stołach, a przy otwartych oknach stołówki zgromadziło się ok. 1000 osób spoza ośrodka – wspomina jubileusz i przyjacielskie relacje ze znanym satyrykiem.

Dobre jedzenie ponad wszystko

W deszczowe dni pan Krystian starał się tak zorganizować czas, aby wczasowicze nie mieli powodów do narzekań w szczególności na jedzenie. Przygotowanie zaś urozmaiconych posiłków, które tak chwalili goście „Ko-Ry” stanowiło nie lada wyzwanie. W owym czasie niemal wszystkie produkty były na przydział. Któregoś lata święto 22 lipca przypadło po weekendzie. Przydział mięsny w żaden sposób nie wystarczył na trzy wolne dni. – Bezskutecznie interweniowałem u dyrektor handlu w Urzędzie Wojewódzkim w Koszalinie. A ponieważ na turnusie byli inżynierowie pracujący przy budowie Huty Katowice, poprosiłem by wraz ze mną pojechali do wojewódzkiego komitetu partii w Koszalinie. Sekretarz ds. handlu przyjął nas bez problemu i wysłuchał. Na koniec złapał za słuchawkę i na wstępie zapytał dyrektora handlu urzędu wojewódzkiego, czy nadal chce pracować na stanowisku kierowniczym? Po czym poinformował nas, że wszystko zostało załatwione. Otrzymałem tak duży przydział, że szef geesowskiej rzeźni w Sianowie, trzymając się za głowę zastanawiał się skąd weźmie tyle mięsa i innych wyrobów. W rezultacie mieliśmy w Łazach znakomite jedzenie, nie brakowało schaboszczaków i dobrych wędlin – wspomina pan Krystian.

Sposobem zdobywał również jajka, na zakup których organizował dziesięcioosobowe wycieczki samochodem dostawczym do Koszalina. Wczasowicze stawali do kolejki w kilku sklepach i każdy kupował po 10 jaj. Kucharz śp. Norbert Głąbik, który poza sezonem pracował w GS w Chałupkach, nie mógł się nadziwić, skąd ich tyle w kryzysie. – Po warzywa i owoce jeździliśmy zaś na wieś, do zaprzyjaźnionych producentów – pan Krystian zdradza kulisy swej pracy, którą zwykle rozpoczynał o świcie, a kończył późnym wieczorem.

Ostatni turnus w „Ko-Rze” trwał do końca sierpnia. Kierownik pozostawał tam do połowy września, aby zrobić inwentaryzację i zabezpieczyć budynki na zimę. Tylko wtedy mógł spokojnie wyjść na plażę. Swą przygodę z Łazami zakończył w 1980 r. Po dwóch latach ponownie próbowano go zwerbować do pracy w ośrodku. Nie zgodził się. – To już nie była ta sama „Ko-Ra”. Z jej prowadzenia wycofał się Płytolen, przejął ją Ragos, a w końcu odkupił właściciel prywatny. Duży budynek świetlicy i stołówki zamieniony został na restaurację pośledniej kategorii, a pawilony trawiły do radomskiej Odlewni Żeliwa. Dziś ośrodek prawdopodobnie jest w prywatnych rękach – tłumaczy pan Krystian.

Nie ukrywa, że podczas szefowania ośrodkiem zawsze najważniejsi byli dla niego wczasowicze. Nieustannie powtarzał: „Ja i załoga jesteśmy dla was”. Goście zaś odwdzięczali się pochwalnymi wpisami do kroniki, która dziś jest cenną pamiątką i wspomnieniem tamtych niezwykłych lat.

Ewa Osiecka