W pierwszej kolejności myślę o pacjencie, a dopiero później o konsekwencjach, które mogę ponieść
- Gdyby sytuacja wymagała natychmiastowego działania, czyli ratowania życia kobiety lub nie, na pewno byśmy to życie ratowali - mówi Nowinom Krzysztof Dąbrowski. Z kierownikiem oddziału ginekologiczno-położniczego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku rozmawiamy o nieprzewidywalności i niebezpieczeństwach, jakie towarzyszą kobietom w ciąży, a także o lekarzach, którzy przeciwdziałają tym zagrożeniom, choć prawo nie zawsze im to ułatwia.
- Tylko, że pan jest w Rybniku od niedawna, a wcześniej pracował pan w szpitalu w Rudzie Śląskiej, który ma trzeci stopień referencyjności, więc dla pana taka niebezpieczna sytuacja nie jest czysto hipotetyczna.
- Tak, nieraz miałem tam do czynienia z sytuacjami bezpośredniego zagrożenia zycia pacjentki i jej ciąży. Wychowano mnie i nauczono mnie tego, żeby w pierwszej kolejności martwić się o los pacjenta, a dopiero później myśleć o sobie. To chyba tak jest, że czynimy zanim pomyślimy o konsekwencjach. Niemal codziennie dzieją się rzeczy, które nas zaskakują, które są nieprzewidywalne, bo takie jest życie ludzkie. Za każdym razem może dojść do sytuacji wykraczających poza standard, które powodują, że będziemy musieli postąpić nieszablonowo.
- Nie ma rutyny.
- Jak w każdym zawodzie medycznym, nie ma czegoś takiego jak standard. Reguła jest, ale są od niej wyjątki.
- Co stałoby się, gdyby w takim szpitalu jak WSS nr 3 w Rybniku, o najniższym stopniu referencyjności, doszło do dramatycznego pogorszenia sytuacji kobiety w ciąży?
- Gdyby sytuacja wymagała natychmiastowego działania, czyli ratowania życia kobiety lub nie, na pewno byśmy to życie ratowali. Konsekwencja takich czynów mogłaby być niekorzystna dla lekarza czy dla mnie jako kierownika oddziału. Tyle że w sytuacji ratowania życia, postępowanie w zgodzie z moim sumieniem jest dla mnie ważniejsze od tego, czy to jest zgodne z obowiązującym prawem, czy nie. Podkreślam, mówię o sytuacji ciąży fizjologicznej, która w pewnym momencie staje się patologiczna. Nie mówię o ciąży patologicznej od samego początku i my się zastanawiamy, czy ją usunąć czy nie.
- Do szpitala trafia kobieta w 25. tygodniu w ciąży. Dotychczas wszystko przebiegało bez większych komplikacji, ale teraz odeszły jej wody płodowe. Co się dzieje?
- Często odejściu wód płodowych towarzyszy rozpoczęcie akcji porodowej i jakiś procent tych ciąż kończy się porodem, bo my nie jesteśmy w stanie tego zatrzymać. Natomiast są sytuacje, że odejdą wody płodowe, ale nic więcej się nie dzieje - nie ma czynności skurczowej, nie ma żadnych innych wykładników, które by powodowały, że ta kobieta w ciągu najbliższych kilku-kilkunastu godzin urodzi. Biorąc pod uwagę całkowity dobrostan pacjentki i płodu, my taką ciążę kontynuujemy. Pacjentka może leżeć jeden dzień, dwa dni, celem podania sterydów na tzw. dojrzewanie płuc u płodu, czasem tydzień i dłużej. Jednak są warunki tej sytuacji - kontrolujemy, czy nie ma stanu zapalnego, pobieramy wymazy itd. Monitorujemy dobrostan płodu. To, że wrota sa otwarte, to nie znaczy że zaraz będziemy mieć infekcję czy sepsę.
- To wszystko, jeśli dobrze rozumiem, dzieje się w szpitalach o wyższym stopniu referencyjności.
- Tak, gdyby taka kobieta trafiła do naszego szpitala w Rybniku, to my ją musimy przekazać do ośrodka o wyższym stopniu referencyjnosci. To nie znaczy, że taka pacjentka jest przekazywana bezpośrednio. Pacjentka fizycznie się u nas znajdzie, wykonamy niezbędne czynności, które mają ją zabezpieczyć na tu i teraz. Jeśli byłaby konieczna pilna interwencja, to my się tej interwencji podejmiemy, ale jeśli nie, to równolegle do tego wszystkiego szukamy dla niej miejsca w szpitalu o wyższym stopniu referencyjności. Może się zdarzyć sytuacja, w której w szpitalu A tego miejsca nie będzie, w szpitalu B tego miejsca również nie będzie i w szpitalu C też. Będziemy się taką kobietą zajmować tak długo, aż zwolni się miejsce w którymś z tych ośrodków.
Ludzie:
Krzysztof Dąbrowski
Kierownik oddziału ginekologiczno-położniczego WSS nr 3 w Rybniku.