Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Może naszym prawdziwym i w istocie jedynym problemem jest nasza niemiłość? Komentarz księdza Łukasza do sytuacji bieżącej

28.10.2020 08:06 | 22 komentarze | (q)

- To, co widzę i co słyszę – głównie w mediach, choć także na żywo: dziś obok budynku, w którym będąc w Lublinie, mieszkam, przechodziła manifestacja – głęboko mnie zasmuca. Więcej chyba nawet: do szpiku kości mnie to przeraża - pisze ks. Łukasz Libowski.

Może naszym prawdziwym i w istocie jedynym problemem jest nasza niemiłość? Komentarz księdza Łukasza do sytuacji bieżącej
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Rzecz druga: aborcja jako taka i aborcja, jak ją nazywamy, eugeniczna.

Tu powtórzyć muszę to, co wszem i wobec, jak sobie wyobrażam, jest znane. A zatem, że etyka katolicka jest etyką absolutystyczną, czyli taką, która formułuje reguły obowiązujące zawsze i wszędzie, których nie można odwołać czy zawiesić. Ma się rozumieć, że nie wszystkie zasady poddawane przez tę etykę są owymi zasadami obowiązującymi zawsze i wszędzie. Natomiast z całą pewnością jest zasadą taką ta, która wyraża się w poleceniu, zakazie: „Nie zabijaj!”. Dla uwypuklenia jego absolutnego charakteru możemy zakaz ów, polecenie to rozwinąć: „Nie zabijaj nikogo nigdy i nigdzie, w żadnych okolicznościach!”; może nawet powinno takie rozwinięcie wyglądać tak – żeby wyraźnie zaznaczyć, że chodzi tu o człowieka, a nie o jakąkolwiek istotę żyjącą: „Nie zabijaj żadnego człowieka nigdy i nigdzie, w żadnych okolicznościach!”. Do tego absolutnego „Nie zabijaj żadnego człowieka nigdy i nigdzie, w żadnych okolicznościach!” dochodzi teraz przesłanka wtóra, która definiuje, kim jest człowiek – ta definicja, choć oparta na solidnych danych naukowych, jest filozoficzna albo, jeśli tak ktoś woli, światopoglądowa, boć każda definicja człowieka, jaka by nie była, jest właśnie taka, czyli filozoficzna i światopoglądowa: człowiekiem jest zarodek, który powstaje w wyniku połączenia się plemnika z jajem. Niektórym trudno pojąć, dlaczego w ten sposób w etyce katolickiej definiuje się człowieka. Jeśli ktoś uważa, dajmy na to, że człowieczeństwo wiąże się ze świadomością, a nie, jak to jest w etyce, za którą ja stoję i z którą się utożsamiam, z przynależnością do gatunku „homo sapiens”, to zrozumiałym jest, że przedstawioną definicję człowieka będzie mu trudno przyjąć, siłą rzeczy, rady nie ma. Logika etyki katolickiej jest taka: życie ludzkie jest tak ważne – jest w tej etyce życie ludzkie najważniejsze, jest ponad wszystkim innym – że gdyby tylko nawet przypuszczano czy podejrzewano, że to, z czym ma się do czynienia, jest życiem ludzkim, etyka ta domagałaby się z całą stanowczością i mocą, aby sprawę rozstrzygnąć na korzyść życia i aby życie wszelkimi możliwymi sposobami zachować, ocalać i ratować.

Co się zaś tyczy aborcji eugenicznej, to do tego, co powiedziałem wyżej, żeby stanowisko etyki katolickiej i w tej materii rozjaśnić, uczynić klarowniejszym, potrzeba dodać jedynie, że etyka ta uważa – podpisują się pod tym obiema rękami – iż wartość życia nie zależy do jakości życia; innymi słowy: że to, jak bardzo wartościowe jest życie, nie zależy od tego, jak to życie przebiega, jak ono, by tak rzec, się dzieje.

Etyka ta głosi po prostu: życie jest życiem, a więc wartością wsobną, której nic nie jest w stanie niczego ująć, której nic nie jest w stanie naruszyć, której nic nie może obniżyć, którą trzeba uszanować i uczcić. Kto zresztą miałby decydować, czy dana, spodziewana jakość danego życia jest dostateczna, aby życiu temu zezwolić przyjść, zezwolić wejść na świat i pozwolić się narodzić, i w oparciu o jakie kryterium miałby tak decydować? Prawo do życia to podstawowe prawo człowieka, to prawo człowieka fundamentalne, najpierwsze. Jeśli tedy zarodek jest człowiekiem, to ma on prawo do życia, tak jak my mamy prawo do życia, z którego to prawa żyjąc, skwapliwie korzystamy. W związku z tym jego, zarodka, istnienie – tak, takie małe, takie kruche, takie, wydawałoby się, błahe – ogranicza nasze prawa: wszystkie nasze bowiem prawa są drugorzędne względem jego prawa do życia. Nic tu nie poradzimy: jedno z drugiego po prostu wynika i nas wiąże. Co więcej, proszę zwrócić uwagę, jak bardzo człowiek-zarodek jest poszkodowany, kiedy się go zabija, jak jego zgładzenie jest straszliwą niesprawiedliwością: bo nie tylko odmawia mu się elementarnego, zasadniczego prawa, ale jeszcze odmawia się mu go w sytuacji, gdy zupełnie nie może się on, człowiek mały, najmniejszy, człowiek bezbronny i niczemu winny, bronić.

I uwaga trzecia: rozumiem, że urodzić i wychować dziecko chore, niepełnosprawne jest trudne – chwała tym, którzy się na to zdobyli, to wielcy, najwięksi bohaterowie; to tytani, ludzie-giganci. Rozumiem, że perspektywy życia z dzieckiem chorym czy niepełnosprawnym można się przestraszyć, że można się tym do trzewi przerazić; rozumiem, że życie z dzieckiem upośledzonym to heroizm, na którego nie wszystkich może być stać, na którego podjęcie nie wszyscy mają ochotę czy muszą mieć ochotę; życie takie może być zadaniem, które wielu może przerastać. Mimo to nie uważam, iżby aborcja, a więc unicestwienie człowieka, zabójstwo, morderstwo, było tu rozwiązaniem: takie rozwiązanie nie wchodzi po prostu w moim najszczerszym przekonaniu w rachubę, takiego rozwiązania najzwyczajniej nie da się usprawiedliwić. Da się do życia z dzieckiem niepełnosprawnym przygotować, da się wielu kwestii, których takie życie wymaga, nauczyć – są przecież ludzie, którzy tak funkcjonują, którzy tak przepędzają swoją codzienność, ba, którzy się kochają i którzy są szczęśliwi; a więc takie życie jest możliwe. Niewykluczone, iż ujawnia się tu, że tak naprawdę nasz problem to wcale nie życie z dzieckiem chorym, bardzo od nas wymagającym, ale że problemem dla nas jest nasza antropologia, czyli przyjęta przez nas koncepcja człowieka, człowieczego życia i szczęścia, bardzo wąska, zacieśniona, małoduszna i małostkowa… Może problemem jest tu nasz brak otwarcia na to, co przynosi nam los, brak otwarcia na niespodziewanie spadłe na nas doświadczenia, brak dyspozycyjności względem tego, co nas spotyka, brak pragnienia wejścia w to i w tym się znalezienia?… A jeśli tak, to czyż nie jest naszym problemem pycha, jak mawiali Grecy, ὕβρις [hýbris]?…