Boga się nie wstydzą i strzegą obietnicy sprzed wieków
Są strażnikami obietnicy sprzed wieków - przyrzeczenia danego niegdyś Bogu. W niewielkiej Syryni do dziś przetrwały tzw. procesje pacholcze, których początki sięgają XVII w., a dokładnie 1672 r. Uczestnikami tych procesji są wyłącznie młodzi ludzie. Z modlitwą i śpiewem na ustach pielgrzymują do przydrożnych krzyży i kapliczek. Niosą ze sobą krzyż z czerwoną stułą, paschał i figurkę Chrystusa Zmartwychwstałego.
Dziadku, opowiedz...
Ks. proboszcz Piotr Kachel zauważa jeszcze jeden pozytywny aspekt - wzmocnienie więzi na linii dzieci-rodzice-dziadkowie. Otóż dawniej było tak, że w rodzinach przekazywało się z pokolenia na pokolenie wspomnienia o procesjach pacholczych. Dziadkowie opowiadali swoim dzieciom albo wnukom. To jednocześnie pielęgnowało tradycję. Ostatnio rozmów na temat procesji w rodzinach było jakby mniej. - Ale w ramach lekcji religii dzieci otrzymały zadanie, by porozmawiać o procesjach ze swoimi rodzicami albo dziadkami. To się udało. Nawet jeden z parafian podzielił się ze mną wiadomością, że przyszła do niego wnuczka i chciała posłuchać jego wspomnień o procesjach pacholczych. To bardzo cenne, a jednocześnie wzmacnia rodzinę - puentuje kapłan.
Kompanicy
Z procesjami pacholczymi wiąże się jeszcze jeden zwyczaj. Pierwszą procesję poprzedza chodzenie po domach tzw. kompaników, którzy w nocy z pierwszego na drugie święto budzą mieszkańców, kołacząc drewnianą kołatką, zapowiadającą ich przybycie. Zasadniczo zbierają datki na określone cele, m.in. na pielęgnowanie przydrożnych krzyży.
(mak), na podst. książki Patrycji Bugli „335 lat procesji pacholczych w Syryni”
Senator Adam Gawęda wspomina jedną z procesji pacholczych:
Poniedziałek Wielkiej Nocy, jest rok 1980 może 81. Poranek jak zawsze w tym wyjątkowym dniu rozpoczynam od przygotowania tradycyjnej sikawki, by już po chwili z jakimś wewnętrznym podekscytowaniem wyruszyć z domu. No bo jak mogłoby być inaczej! To przecież lany poniedziałek i koleżanki czekają. Potem w pośpiechu do syryńskiego kościoła, prawie biegiem, by się nie spóźnić. Po mszy św. do domu, gdzie czeka obiad. Jakiś inny niż zwykle, bo przerywany odwiedzinami bliskich, oczekiwanych krewnych i znajomych. Gdzieś z głębi kuchni słychać głos mojej Mamy, Adaś ... zbliża się pierwsza, no oczywiście to czas procesji - wędrówka po Syryni, wspólne spotkanie, śpiew. To pozostawia w naszej pamięci niezatarte ślady. Czy tylko tradycja? Choć piękna, szczytna i godna? Nie tylko, bo jesteśmy razem i czujemy się raźniej, bo przecież nie idziemy sami. Wtedy czujemy, że to jest nasze miejsce i nasz czas, po latach rozumiemy dlaczego.