Kilka tysięcy litrów niemocy
Najpierw był wielki pożar na krajowej czterdziestce piątce w gminie Rudnik, później samobójstwo popełnił właściciel firmy przewozowej. Po pożarze pozostał wrak i niebezpieczny ładunek. Mieszkańcy Szonowic przez kilka miesięcy starali się o usunięcie spalonej naczepy. Osiągnęli tylko połowiczny sukces – wrak w końcu odholowano, ale niebezpieczne odpady, które nią przewożono, pozostały. Teraz mieszkańcy obawiają się rozszczelnienia zbiorników i skażenia okolicy.
Podwórko to nie składowisko odpadów
Rozmawiamy o sprawie z Krzysztofem Spornym, kierownikiem referatu ochrony środowiska Starostwa Powiatowego w Raciborzu. – Jeśli potwierdziłoby się, że są to odpady, to podwórko na pewno nie jest miejscem przeznaczonym do składowania odpadów – mówi „Nowinom Raciborskim” K. Sporny.
Kwestie związane z odbiorem, przechowywaniem i zagospodarowaniem odpadów nie należą do kompetencji starosty, ale burmistrza, prezydenta lub wójta danej gminy. Dlatego też zwracamy się do wójta gminy Rudnik Piotra Rybki z prośbą o komentarz w tej sprawie.
– Odpowiadamy za gospodarkę odpadami na terenie gminy, jednak w tym przypadku mamy podwójnie związane ręce, gdyż te beczki nie znajdują się na terenie należącym do gminy, a całą sprawą zajmowała się prokuratura. Prokuratura skierowała sprawę do Głównego Inspektora Ochrony Środowiska w Warszawie o nielegalnym międzynarodowym przemieszczaniu odpadów. Jak ustalono urząd ten poinformował stronę kraju wysyłki o obowiązku odbioru materiału. Dlatego nie możemy przystąpić do działania, dopóki nie otrzymamy oficjalnego pisma w tej sprawie z nakazem usunięcie tych odpadów, czy przekazania ich do utylizacji. Gdybyśmy zrobili to na własną rękę, mogłoby dojść do sytuacji, w której właściciel tych beczek zażądałby odszkodowania za zutylizowany przez nas ładunek – mówi Piotr Rybka, wójt gminy Rudnik.
W rozmowie z „Nowinami Raciborskimi” wójt zwraca uwagę na fakt, że do urzędu gminy nie wpłynęła żadna informacja o podjętych działaniach w celu przewiezienia materiału do kraju wysyłki. Jednocześnie zauważa, że gdyby odpady stwarzały zagrożenie dla życia i zdrowia mieszkańców, wówczas służby nie pozwoliłyby na ich przechowywanie w miejscu do tego nieprzeznaczonym.
Pytamy więc w prokuraturze, dlaczego niebezpieczne odpady znajdują się na prywatnej posesji jednego z mieszkańców, która nie jest przecież składowiskiem odpadów. – Przedmioty zabezpieczone znalazły się tam, bo tam doszło do zdarzenia. Tam zostało to ujawnione. Prokuratura w toku prowadzonego postępowania występowała do innych organów, m.in. do Głównego Inspektora Ochrony Środowiska, który jest organem właściwym do podjęcia decyzji i działań w zakresie usunięcia tych substancji z miejsca, w którym się znajdują. Z uzyskanych przez nas informacji wynika, że główny Inspektor Ochrony Środowiska zwrócił się do strony czeskiej o spowodowanie przewiezienia powrotnego tych odpadów z Polski do Czech, bo stamtąd one pochodziły i stamtąd zostały przewiezione – odpowiada M. Klekotka.
Co jest w beczkach?
Prokuratura odmawia podania nazwy niebezpiecznych odpadów, które znajdują się w Szonowicach, a tylko informacje z tego źródła można byłoby uznać za pewne. Ze swojej strony udało nam się jednak dotrzeć do charakterystyk substancji umieszczonych na dwóch beczkach z odpadami. Jeśli zawarte w nich informacje rzeczywiście odpowiadałyby zawartości pojemników, to mielibyśmy do czynienia ze środkami służącymi do produkcji piany gaśniczej, które zawierają m.in. 2–butoksyetanol. To środek charakteryzujący się ostrą toksycznością przy kontakcie z drogami oddechowymi, skórą lub drogami pokarmowymi. Związek działa drażniąco na oczy i skórę. Przy ostrym zatruciu może powodować m.in. bóle i zawroty głowy, mdłości czy wymioty.
Inne źródła wskazują, że w beczkach znajdowały się szlamy wodne zawierające farby i lakiery, zawierające rozpuszczalniki organiczne lub inne substancje niebezpieczne.
Ludzie:
Andrzej Chroboczek
Radny Powiatu Raciborskiego.
Artur Wierzbicki
Radny Powiatu Raciborskiego.
Piotr Rybka
Wójt gminy Rudnik.