Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Kto wyrywa krzyż z żołnierskiej mogiły?

23.07.2018 07:00 | 3 komentarze | art

- Ktoś ciągle niszczy mogiłę poległych żołnierzy. Może trzeba sprawę nagłośnić, żeby się to skończyło? To przecież ohydny przejaw wandalizmu – zadzwoniła do naszej redakcji Wiesława Parma z Bełsznicy.

Kto wyrywa krzyż z żołnierskiej mogiły?
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Wycieczka do Bełsznicy

– Babcia źle się czuła nie wiedząc, gdzie dokładnie znajduje się grób jej brata. Zawsze wspominała go przy bożonarodzeniowym stole – wspomina Harald Hack. W 2006 r. Hack rozpoczął intensywne poszukiwania miejsca pochówku brata babci. Rodzina chciała dokładnie wiedzieć, gdzie pochowany został Nikolaus. Hack ustalił w archiwach niemieckich w jakiej jednostce służył Langguth i gdzie stacjonował. Udało mu się skontaktować z ówczesnym sołtysem Bełsznicy i wójtem Gorzyc. Nikt jednak nie miał pojęcia gdzie może być poszukiwany grób. Ten konkretny, bo przecież nie tylko w gminie Gorzyce, ale na całym Śląsku pojedynczych grobów niemieckich żołnierzy było jeszcze całe mnóstwo. Hack wspomina, że się wówczas zniechęcił. Na jakiś czas odłożył poszukiwania na bok. Znów jednak do nich wrócił. Uznał, że musi poznać kogoś z Polski, kogoś ze Śląska, kto pomoże odnaleźć mu tropy w Bełsznicy. W 2012 r. poznał młode małżeństwo. Ona choć mieszkała w Niemczech, to pochodziła z Górnego Śląska. Nadal miała tu rodzinę. Hack opowiedział jej o swoich poszukiwaniach. Okazało się, że Joanna, bo tak nazywała się owa Ślązaczka, znała okolice Bełsznicy. Wychowała się niedaleko niej. – Ona i jej ojciec udzielili mi pomocy – podkreśla Hack.

Łzy w przededniu święta

Jesienią 2013 r. Harald pojawił się w Bełsznicy. – Wiedziałem, że nie wystarczy przyjechać. Że trzeba jeszcze znaleźć to miejsce. A tu las, wzgórze, polne drogi – wspomina Niemiec. O samodzielnym znalezieniu czegokolwiek mógł zapomnieć. Joanna, która przyjechała z Haraldem do Bełsznicy, poprosiła o pomoc pewną kobietę, która niosła pod pachą bochenek chleba. Wiesława Parma – bo to ona była tą kobietą z bochenkiem, wracającą akurat ze sklepu do swojego domu pod bełsznickim lasem – wysłuchała opowieści Niemca o grobie na obrzeżu sadu. Szybko skojarzyła, o które miejsce mu chodzi. Razem z Urszulą Ligocką zaprowadziły gości do lasu. – Niemiec miał trochę szczęścia, że trafił akurat na osobę, która wie gdzie ten grób się znajduje – wspomina pani Wiesia. Tym sposobem 31 października, a więc dzień przed Wszystkimi Świętymi, Harald Hack stanął przed miejscem wojennego pochówku wujka Nikolausa. Był tam wtedy brzozowy krzyż, paliły się znicze. – Ten Niemiec, kiedy go tam zaprowadziłyśmy i kiedy tam stanął, po prostu zaczął płakać. Zadzwonił do swojej babci, mówiąc jej, że w końcu znalazł miejsce, gdzie w czasie wojny pochowany został jej brat – opowiada pani Wiesia. – Cieszyłyśmy się, że mogłyśmy mu pomóc, wskazując miejsce pochówku – dodaje Urszula Ligocka.