Święci na co dzień
Czy spotkaliście w swoim życiu świętych? Ksiądz Szywalski wspomina osoby, które żyjąc w zgodzie z Ewangelią, zaskarbiły sobie szacunek współczesnych. Nie ogłoszono ich co prawda świętymi, ale...
„Verba docent, exempla trahunt – słowa pouczają, przykłady pociągają”. Dlatego w Kościele istnieje kult świętych: wystawia się ich na pokaz jako namacalne przykłady życia Ewangelią.
Są to nie tylko ci, którzy zostali ogłoszeni świętymi, ale często ludzie codziennego życia, żyjący Ewangelią. Obserwując życie niektórych z nich, słuchając zwierzeń, przyznajemy czasem w duchu: „My byśmy tak nie potrafili, na to my byśmy się nie zdobyli”. Budzi się w nas podziw z dozą zazdrości.
Johann Antony
Wracam wspomnieniami do roku 1980. Wielki kryzys gospodarczy, puste półki sklepowe, pieniądz bez wartości. W socjalistycznej Polsce formuje się Solidarność; coś groźnego wisi w powietrzu. Wydarzenia w Polsce z ogromną sympatią śledzi Zachód. Z Niemiec, a także z innych krajów przychodzi fala materialnej pomocy. Nasza parafia nawiązała kontakty z Gelsenkirchen; stamtąd przyjeżdżały całe ciężarówki z żywnością i ubraniami – choć przyznać trzeba, że najbardziej upragniona była kawa i czekolada. Zawiązały się kontakty międzyludzkie, które przetrwały długie lata. Pisał do mnie wtedy starszy pan, Johann Antony. Prosił, abym odszukał pewną rodzinę, u której stacjonował jako żołnierz Wehrmachtu w latach 1939–1940. Chciałby tej rodzinie pomóc, bo czuł się u nich dobrze, choć była wojna. Nie pamięta jednak nazwiska, wie tylko tyle, że dorastająca córka miała na imię Emilia, jej koleżanka Sabina, i że ktoś z rodziny był na robotach w Niemczech. Zapamiętał też „Kąty Denkowskie”, ale nie wie czy to było nazwisko czy miejscowość. Na szczegółowej mapie znalazłem Kąty Denkowskie, wieś koło Ostrowca Świętokrzyskiego, w pobliżu Kielc. Johannowi w dalekich Niemczech zdawało się, że dla mnie będzie to popołudniowa wycieczka, ale w ówczesnych warunkach miała to być daleka wyprawa. Na myśl mu nie przychodziło, że trzeba wpierw zdobyć benzynę!
Odstałem kilka godzin w kolejce na Placu Moniuszki i miałem pełny bak paliwa; do karnista na zapas nie dawano.
W kilka osób wybraliśmy się w daleką Polskę. Każdy odcinek z górki na luzie, by zaoszczędzić paliwo.
Późnym popołudniem dotarliśmy do Ostrowca Świętokrzyskiego. Pytamy o Kąty Denkowskie.
– Tej wioski już nie ma, postawiono tam hutę, pozostało tylko parę domów.
– Czy jest ktoś, który pamięta stare dzieje? Wskazano nam starego człowieka na skraju dawnej wsi. Opowiadamy mu całą historię Johanna Antonyego. Gdy wspominamy imiona Emilii i Sabiny, wtrąca:
– Sabina to moja córka, zaś Emilia mieszka niedaleko. Zajechaliśmy z nim pod jej dom. Znów opowiadamy historię o żołnierzu niemieckim, który stacjonował w ich domu 40 lat temu.