Niedziela, 24 listopada 2024

imieniny: Emmy, Flory, Jana

RSS

Bielickie schronisko im. św. Brata Alberta

08.10.2017 07:00 | 0 komentarzy | (q)

„Być dobrym jak chleb” – czyli bez reszty oddać się innym. Obecny rok poświęcony jest w Polsce pamięci świętego Brata Alberta, którego św. Jan Paweł II nazwał w swym dramacie „Bratem naszego Boga”. Okazją jest setna rocznica jego śmierci; umarł 25 grudnia 1916 r. Do wigilii tego roku rozciągnięto rozważania nad nauką o miłości bliźniego, którą pozostawił swym życiem św. brat Albert.

Bielickie schronisko im. św. Brata Alberta
Ks Jerzy założyciel schroniska oraz kapelan ks. Bronisław
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Ks. – brat Jerzy.

Chciał być księdzem. Zanim wstąpił do seminarium wrocławskiego miał ukończoną anglistykę. Miał już niższe święcenia i chodził w sutannie, gdy mu przełożeni poradzili, by nie przyjął święceń kapłańskich ze względów zdrowotnych.

– Zatrudnili mnie w seminarium jako bibliotekarza, a potem jeszcze jako furtiana. Przez 9 lat siedziałem przy furcie seminaryjnej, a przychodzili tu różni nieszczęśnicy: byli więźniowie, biedacy, alkoholicy... Szukali u nas pomocy. Nakarmiłem ich, a czasem klerycy donosili jakieś paczki z ubraniami. Zdawałem sobie sprawę, że to ogromny problem społeczny. Powstał pomysł, żeby stworzyć schronisko dla bezdomnych. We wrocławskim parku przy ul. Lotniczej był drewniany barak, kiedyś hotel robotniczy. Tu postanowiłem z nimi zamieszkać. Była wigilia. Poszło nas tam dziesięciu, a jedenastego pensjonariusza spotkaliśmy po drodze w mieście. W baraku mieliśmy kilka łóżek i koce. Przygotowaliśmy skromną kolację. Znajomy ksiądz odprawił pasterkę. Tak powstało pierwsze schronisko.

– Kiedy to było?

– W wigilię 1981 r. Spędziłem tam sześć lat. Była grupa ludzi, często młodzi, studenci, którzy nam pomagali. Władze starały się to schronisko zamknąć, bo nie odpowiadało normom higienicznym. Wtedy ktoś nam powiedział, że w Bielicach jest duży dom, dworek, w którym kiedyś mieszkały zakonnice, potem mnisi, ale się przenieśli. Obiekt stał pusty i był w dobrym stanie, bo dbał o niego ks. proboszcz Dołhań. Pamiętna data 14 maja 1988 r.: przyjechałem tu z Janem Sykałą, moim byłym podopiecznym, któremu udało się wyjść z alkoholizmu. Za rok będzie 30 lat jak przed Bożym Narodzeniem obiekt tutejszy poświęcił ks. bp Antoni Adamiuk. Już wtedy było 70 osób.

– A obecnie?

– Około 140. Tu w tym budynku jest ok. 100 ludzi, a w drugim, nowym obok, jeszcze 30 osób chorych i starych potrzebujących opieki. Były lata kiedy było nas 260.

Podnosi się z łóżka. – Chodźmy do kaplicy. Przed kolacją odmawiam zawsze krótką modlitwę.

Kaplica nie jest duża, ale zadbana. Brat Jerzy staje przed mikrofonem, najpierw daje sygnał dzwonkiem, a potem odmawia krótką modlitwę, słyszalną dzięki nagłośnieniu we wszystkich pomieszczeniach obydwu budynków.

Gdy schodzę po schodach spotykam mężczyzn, niosących każdy po dwie duże pajdy chleba z grubym wkładem. Skromnie, ale do syta można zjeść w jadalni albo w pokoju.

Ks. Jerzy otrzymał liczne wyróżnienia i odznaczenia, m. in. w 1995 r. Medal św. Jerzego ufundowany przez Tygodnik Powszechny, a w 2001 r. wysokie odznaczenie „Pro Ecclesia et Pontfice”, które przyznaje Ojciec Święty. Skromnie mówi o tym: – W Ewangelii jest taki fragment: odebrali już zapłatę swoją, czyli ci, którzy tutaj na ziemi coś otrzymali, już nie dostaną nic w niebie, ale oczywiście się cieszę z tych wyróżnień.