Mord w Kamieniu. Przez pierwszy rok nie mogłem spać
– Nikt z domowników nie pytał mnie o tą zasypaną dziurę. Ciężko było przebywać na tym placu, robić grilla, wiedząc, że Andrzej jest tam pochowany. Pod koniec 2016 roku już czułem, że policja zaczyna mnie podejrzewać o jego zniknięcie – mówi Sebastian P., oskarżony o makabryczne zabójstwo w Rybniku Kamieniu.
On to bagatelizował
Dzień później, 27 czerwca 2010 roku, Sebastian P. zauważył Andrzeja Becha na podwórku. 61-latek mieszkał w budynku gospodarczym. – Zaprosiłem go na kawę, aby go dopytać o to co zrobił Pawełkowi i czy rozumie że go skrzywdził. Cały czas byłem na niego wściekły. Andrzej wszedł do kuchni. Kiedy sypałem kawę do szklanki, poszedł do łazienki. Jak wyszedł, powiedział, że jest sprawa na policji w kontekście tych śladów pobicia na twarzy – mówił oskarżony. Dom przy ulicy Poremby zbudowany jest w ten sposób, że z kuchni można było przejść do przedpokoju, a potem do tego małego przedpokoiku, skąd jedne drzwi prowadziły do piwnicy a drugie na zewnątrz. – Tego dnia byłem trzeźwy. Żona nie widziała tego co zrobiłem, była na piętrze w sypialni. Kiedy powiedział o tym pobiciu nie wytrzymałem. Zrzuciłem go ze schodów, które prowadziły z przedpokoiku na parterze do piwnicy. Tam udusiłem przedłużaczem – mówił Sebastian P.
Zabójca przeciągnął nieżywego już Andrzeja do innej części piwnicy i pojechał na spotkanie rodzinne. W pewnym momencie z niego wyszedł i wrócił sam na ulicę Poremby. Na taczce przewiózł zwłoki na plac. I wrzucił do dołu. – Ta dziura, którą wykorzystałem do zakopania zwłok, była w miejscu, w którym wcześniej było mnóstwo zbędnych materiałów, kamieni, wszystko to porośnięte trawą. Kiedy go tam zakopałem, to specjalnie nie rzucało się to w oczy. Nikt z domowników nie pytał mnie o to. Potem w miejscu zasypanej dziury zrobiłem wylewkę do składowania drewna – tłumaczy.