Istniało między nami pokrewieństwo dusz... Ksiądz Szywalski wspomina śp. ks. Mariana Żagana
- Mogę go nawet nazwać przyjacielem, ale takim, na którego patrzy się jakby z dołu i to nie tylko dlatego, że był wyższy wzrostem, ale dlatego, że jego osoba budziła respekt - pisze ks. Jan Szywalski o zmarłym niedawno wieloletnim proboszczu parafii w Raciborzu-Markowicach.
Przed wszystkim był kapłanem
Parafianka Urszula Kozak mówi o nim: „W księdzu Żaganie było jakby dwóch ludzi: gdy stał za ołtarzem nie istniało dla niego nic poza Bogiem. Cały był skupiony na tym co czynił i mówił. Innym człowiekiem był prywatnie: gawędziarz, zajmujący rozmówca”. Wyczuwać można było jego wielką wiarę, gdy sprawował sakramenty. Czynił to powoli, z namaszczeniem. Niekiedy jako infułat zastępował ks. biskupa, był wtedy dostojny i przejęty tym, co robił. Nigdy się jednak nie szczycił swą funkcją, ani też, o ile wiem, nie przyjmował żadnej gratyfikacji.
Jako kaznodzieja nie był może błyskotliwym krasomówcą, jednak każde słowo było wyważone, głoszone z przekonaniem, dobitnie i wyraźnie. Władze miasta jemu zazwyczaj powierzały nabożeństwa patriotyczne w święto 3 maja lub 11 listopada. Nie było w nim nic z szowinizmu, lecz przemawiał przez niego zdrowy patriotyzm.
Poza ołtarzem był jeszcze konfesjonał. Zasiadał w nim długo przed każdą mszą św. Czekał na ludzi, a byli znów i tacy, którzy czekali na niego, bo był ich kierownikiem sumienia.
Zaszczyty i wyróżnienia
Cenili go wierni, doceniali przełożeni. W 1991 r. otrzymał godność prałata, a w 1994 r. tytuł infułata. Był dziekanem rejonu raciborskiego oraz dwukrotnie wybrany dziekanem naszego dekanatu. Należał do rady kapłańskiej i ścisłego grona konsultorów diecezjalnych. Był również członkiem Kapituły Medalu im. ks. Pieczki. Przy tym wszystkim pozostał skromnym kapłanem, ani nie paradował w należnych mu szatach, ani nie lubił wysokiego tytułowania.