35 lat pracy z muzyką. Wywiad z Franciszkiem Borysewiczem
Raciborskie Centrum Kultury oraz Spółdzielcze Centrum Kultury „Best” w Bielsku Białej to dwa ośrodki, w których dzieci mogą odkrywać tajemnice muzyki. Małych raciborzan i bielszczan w niezwykłą instrumentalno-wokalną podróż, która rozbudza zainteresowania i wrażliwości na muzyczne doznania, zabiera Franciszek Borysowicz. Ten znany raciborski muzyk, pedagog i dyrygent z myślą o najmłodszych, od 35 lat organizuje koncerty umuzykalniające w Raciborzu, a rok krócej w Bielsku-Białej. Wspierają go wydział kultury Urzędu Miasta w Raciborzu oraz Instytucja Promocji i Upowszechniania Muzyki w Katowicach.
– Dzieci więc nie tylko słuchają, ale biorą czynny udział w takich muzycznych spotkaniach?
– Niezwykle dużo jest ekspresji i emocji na koncertach. Współuczestniczymy w wykonawstwie utworu muzycznego: klaszczemy, pstrykami palcami, wykonujemy rytmy utworów, wykorzystujemy flety proste i inne instrumenty, malujemy to, co słyszymy. Czasem wśród słuchaczy są uczniowie naszej szkoły muzycznej, którzy grają na swoich instrumentach. W koncercie z udziałem oboju uczestniczyła np. Zosia Dik, która zaprezentowała swoje umiejętności na małym oboju. Stosuję wszelkiego typu metody umuzykalniania, po to żeby dzieci były aktywne i jak najwięcej zapamiętały. Obserwuję je, kiedy przychodzą i jak zmieniają się w ciągu tych trzech lat uczestnictwa, mając za sobą 30 wysłuchanych koncertów. Na każdym z nich jest inaczej, program nieustannie się zmienia, są nowi wykonawcy i nowe utwory. Zajęcia dla najmłodszych trwają ok. 45 minut, dla starszych – ok. 55 minut do godziny, ale nikt się nie nudzi.
– Praca jest niełatwa i aby zainteresować dziecko wymaga dobrego przygotowania.
– Z całego zestawu wiedzy muzycznej, którą człowiek posiada, trzeba wybrać to co jest najciekawsze i przyswajalne dla danej grupy wiekowej. W tym roku szkolnym w koncertach umuzykalniających uczestniczyło łącznie 21 klas z raciborskich szkół podstawowych, a więc ok. 500 uczniów. Na jednym koncercie jest od 150 do 170 dzieci. Trudność polega na tym, by znaleźć taką formę przekazu wiedzy, która zainteresuje najmłodszych słuchaczy. Z tego powodu w koncertach uczestniczy mój miś, który ma „ogromną wiedzę muzyczną, jest osłuchany i wie, jak się zachować na koncercie”. Im młodsza grupa wiekowa, tym bardziej miś uczestniczy w rozmowach z dziećmi. Koncerty prowadzę w taki sposób, by dzieci były cały czas aktywne, by musiały pomyśleć zanim odpowiedzą na pytania, by przyswoiły sobie odpowiednie słownictwo muzyczne. Staram się, by wiedziały czego słuchają, jaki jest charakter utworu, kto jest jego kompozytorem. To praca trudna i wyczerpująca, ale dająca ogromną satysfakcję.
– Aby ciekawie poprowadzić koncerty trzeba doskonale znać się na muzyce. Jak to się stało, że tak bardzo zawładnęła pana życiem?
– Nie pochodzę z muzycznej rodziny, mój ojciec był lekarzem, mama też pracowała w służbie zdrowia, ale zadbali o moją edukację muzyczną. W wieku sześciu lat zacząłem naukę gry na fortepianie. Skończyłem Liceum Pedagogiczne w Leśnej Podlaskiej, gdzie był odpowiedni stosunek do muzyki. W Studium Nauczycielskim w Raciborzu miałem znakomitych nauczycieli takich jak m.in.: Aleksander Orłowski, Jan Lomosik, Jan Zorychta. Kształciłem się następnie w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej, obecnej Akademii Muzycznej we Wrocławiu, która znakomicie przygotowała mnie do takiego działania. Później dwuletnie studia podyplomowe na Akademii Muzycznej w Warszawie, na które niezwykle trudno było się dostać. Czasami traktujący mnie jak prelegenta muzycy zaskoczeni są moimi umiejętnościami instrumentalnymi, tym, że potrafię grać na wielu instrumentach i słyszę wszystko, co dzieje się w wykonywanym utworze.