Tym, którzy wierzą jest zawsze łatwiej
O dystansie Kościoła do kremacji zwłok, rozwodnikach, którzy mogą liczyć na katolicki pogrzeb i innowiercach, chowanych na przykościelnych cmentarzach z księdzem prałatem Janem Szywalskim rozmawia Katarzyna Gruchot.
– Jakie trzeba spełniać warunki, żeby być pochowanym w katolickim obrządku?
– Trzeba być katolikiem, a więc człowiekiem ochrzczonym, praktykującym i niewykluczonym z Kościoła. Apostaci, czyli osoby, które wyrzekły się wiary, a także ateiści i innowiercy na taki pochówek nie mogą liczyć. Wyznawałem też zasadę, że jeśli ktoś od lat nie uczestniczył w życiu Kościoła, to nie wprowadzałem zwłok do kościoła. Owszem, odprowadzałem zmarłego na cmentarz, odprawiałem też później mszę św za niego, ale uważałem, że nie należy po śmierci zmuszać kogoś do wejścia do kościoła, gdy za życia go unikał. Byłoby to wbrew jego woli, a tylko pragnieniem rodziny. Uważam, że należy uszanować poglądy innych, nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy, i nie wykorzystywać przeciwko zmarłemu faktu, że nie może już o sobie decydować. W swojej 40-letniej posłudze kapłańskiej miałem może cztery pogrzeby, podczas których ominęliśmy kościół i wprowadziliśmy trumnę od razu na cmentarz. Jeżeli krewni zmarłego mieli takie życzenie, poszliśmy potem do kościoła i odprawiałem mszę świętą.
– Czy rozwodnicy, którzy wciąż czują się katolikami, mogą mieć kościelny pogrzeb?
– Oni wciąż należą do Kościoła, choć bez możliwości przyjmowania komunii świętej, która wymaga stanu łaski uświęcającej. Musieliby przecież przystąpić do spowiedzi i powziąć postanowienie poprawy, czyli powrót do sakramentalnego męża, co w praktyce jest najczęściej niemożliwe. Nasz biskup Andrzej Czaja rozumie ich trudną sytuację, dlatego często organizuje im spotkania rekolekcyjne i ma dla nich zawsze jakieś wskazania na przyszłość. Kościół nie odmawia im jednak katolickiego pogrzebu.
– Samobójcy będą mogli liczyć na taką samą przychylność Kościoła?
– Kiedyś była taka zasada, która nakazywała chowanie ich w miejscach odosobnionych. W tym geście chodziło więcej o przestrogę dla żywych, niż karanie zmarłego. Trzeba bowiem pamiętać o tym, że samobójstwo jest grzechem ciężkim i to nie do naprawienia. Muszę przyznać, że ja sam przez wiele lat miałem do samobójców negatywny stosunek, ale kiedy zobaczyłem, że życie odbierają sobie ludzie bardzo pobożni, a nawet księża, zrozumiałem, że sprawa nie jest taka prosta. Dziś Kościół uznaje, że za samobójstwem zawsze kryje się depresja lub inna choroba psychiczna, bo ludzie w pełni zdrowi mają wrodzony silny instynkt samozachowawczy. Nie robimy więc na ogół żadnych problemów z katolickim pochówkiem, któremu towarzyszy msza święta, jeśli tylko jest taka wola rodziny zmarłego.
Komentarze
3 komentarze
ci co nie chodza pluja na kosciol powinni byc gdzie indziej chowani bo miejsca potem nie ma na cmentarzu
Chyba to nie wina strony, a wirusa w Twoim kompie. Ja żadnych dźwięków nie mam.
Fajny artykuł, czytałoby się o niebo lepiej bez tych przeraźliwie głośnych i trzeszczących dźwięków, wydobywających się niepytanie z głośnika. I to co przejście na następną stronę, muszę to wideo wyłączać na nowo. Paranoja. Nie cierpię tej strony właśnie przez to.