Wojna matki z ojcem policjantem o dzieci. Konfliktem żyje cała wieś
Bożena Malinowska od dwóch miesięcy nie miała kontaktu ze swoimi dziećmi: Mają i Oskarem. Nie pozwala na to jej mąż, policjant. Mężczyzna za nic ma postanowienia sądu, by przekazać dzieci matce. – Kocham swoje dzieci i robię to dla ich dobra. Moja żona kłamie i manipuluje. Poczekam na wyrok sądu apelacyjnego. Inaczej już nigdy nie odzyskam dzieci – mówi zrozpaczony ojciec.
Materiał wideo:
MATKA
Bożena Malinowska jest zdruzgotana. Od prawie dwóch miesięcy nie miała kontaktu ze swoimi dziećmi: 4-letnią Mają i 8-miesięcznym Oskarem. – Pewnego dnia mąż, który pracuje jako policjant w raciborskiej drogówce, po prostu nie wpuścił mnie do mieszkania, a później wywiózł dzieci do teściów w Syryni – rozpacza kobieta. Mężczyzna ignoruje postanowienia sądu, że dzieci mają przebywać razem z matką. Nie pomogła nawet wizyta kuratora i funkcjonariuszy policji.
Zazdrość, kłótnie
Bożena i Wojciech Malinowscy pobrali się 5 lat temu. Zamieszkali w Raciborzu – w mieszkaniu, które należy do pana Wojciecha. Początkowo małżeństwo było udane. Ale wkrótce pojawiły się kłopoty. – Kiedy zaczęłam więcej pracować i więcej zarabiać, mężowi to się nie podobało. Uznał, że traci nade mną kontrolę. Była zazdrość, kłótnie. Zabierał mi kluczyki do samochodu. Mówił, że nie mogę wyjeżdżać z domu, bo wymieni zamki. Do tego szantaże, że pozbawi mnie wszystkiego i zabierze mi dzieci. Najpierw godziłam się na takie traktowanie, bo bałam się, że bez męża sobie nie poradzę – przedstawia swoją wersję zdarzeń pani Bożena.
Wyprowadzka do Bytomia
Konflikt pomiędzy małżonkami narastał. Wreszcie 8 kwietnia pani Bożena wyjechała z dziećmi do swoich rodziców i brata, do Bytomia. – Powiedział mi, że mam się wyprowadzić, bo nie jestem mu do niczego potrzebna. Musiałam jechać z Raciborza taksówką, bo zabrał mi kluczyki do samochodu – mówi kobieta.
Pan Wojciech mógł odwiedzać dzieci w Bytomiu. – Przez pierwsze dni w ogóle się nie odzywał, ale później przyjeżdżał co drugi dzień. Nie utrudniałam mu kontaktów – zapewnia pani Bożena.
Trzy warunki
Do przełomu doszło w maju. Pani Bożena powiadomiła męża, że wniesie do sądu o separację, przyznanie opieki nad dziećmi oraz alimenty. – Wtedy zaczął prosić i błagać, żebym wracała do domu. Obiecał, że się zmieni i że chce ratować nasze małżeństwo – wspomina kobieta. Pani Bożena uwierzyła mężowi i zgodziła się na powrót, ale pod pewnymi warunkami: rozpoczną terapię rodzinną, a mąż uczyni ją współwłaścicielką mieszkania. – Dla mnie było to ważne, bo wcześniej wyrzucał mnie kilka razy z mieszkania, którego jest właścicielem. Mąż zgodził się na wszystko – podkreśla kobieta.
16 maja mąż przyjechał po żonę i dzieci. – Byłam pełna nadziei. Sądziłam, że coś do niego trafiło – mówi pani Bożena. Stało się inaczej. Gdy wszyscy byli już w Raciborzu, mąż wpuścił do mieszkania dzieci, a przed matką zatrzasnął drzwi. Od tego dnia pani Bożena ani razu nie spotkała się z dziećmi. Miała tylko jeden kontakt telefoniczny z córką. To od niej dowiedziała się, że dzieci przebywają u rodziców jej męża w Syryni. – 18 maja zadzwoniła do mnie córka. Błagała, żebym po nią przyjechała. Wtedy mąż zabrał jej telefon i mówił, że nie będzie mieszana w sprawy dorosłych – mówi z żalem pani Bożena.
Plakaty, balony
Pani Bożena rozpoczęła dramatyczną walkę o dzieci. Wieszała na terenie Syryni plakaty z informacją, że dzieci zostały podstępnie zabrane i że są siłą przetrzymywane. Na jakiś czas przeprowadziła się nawet do sąsiadów swoich teściów, bo chciała być bliżej dzieci. Wieszała balony na płocie domu swoich teściów. Liczyła na to, że dzieci zobaczą kolorową niespodziankę i będą wiedziały, że mama cały czas o nich pamięta. – Najgorsze jest to, że wszystkie rolety w domu, gdzie przebywają dzieci, są cały czas opuszczone. Dzieci nie mogą wychodzić na dwór. Były widziane na zewnątrz tylko dwa razy. Nie wiem jak się czują i co się z nimi dzieje – obawia się matka.
Walka matki
Pani Bożena zawiadomiła policję, że dzieci są przetrzymywane. Wniosła też do sądu o przyznanie jej prawa do opieki nad córką i synem.
30 czerwca Sąd Okręgowy w Gliwicach z wydziałem zamiejscowym w Rybniku przeprowadził rozprawę dotyczącą separacji małżonków. Wydał postanowienie, że do czasu dalszych rozstrzygnięć pieczę nad dziećmi ma sprawować matka. Ojciec został zobowiązany do niezwłocznego wydania dzieci. Sąd przyznał matce alimenty na dzieci w wysokości 900 zł. Ojciec otrzymał prawo do widywania się z dziećmi w każdą sobotę przez trzy godziny.
Pan Wojciech zignorował postanowienie sądu. Powiedział, że nie odda dzieci. Matka zwróciła się więc ponownie o pomoc do wymiaru sprawiedliwości. W efekcie 6 lipca Sąd Rejonowy w Wodzisławiu Śl. na niejawnym posiedzeniu postanowił zlecić kuratorowi przymusowe odebranie dzieci.
Przymusowe, ale nieskuteczne
Do przymusowego odebrania dzieci miało dojść 8 lipca (pan Wojciech znał termin, został wcześniej powiadomiony o dacie i godzinie przez kuratora). O godz. 11.00 przed domem rodziców pana Wojciecha w Syryni pojawili się policjanci, pracownicy opieki społecznej i kurator sądowy. Była też matka z postanowieniem sądu. Liczyła na to, że wreszcie odzyska dzieci. Okazało się jednak, że 20 minut przed wizytą kuratora ojciec odjechał z dziećmi w kierunku Raciborza. Kurator i policjanci zostali wpuszczeni do domu. Ale wewnątrz dzieci nie było.
Pani Bożena czuje się bezsilna. Prawo wydaje się nieskuteczne. Kobieta zapowiada dalszą walkę o dzieci. – Aż do skutku. W przyszłym tygodniu będziemy tu z kuratorem i policją po raz kolejny – podkreśla kobieta.
Powinien wykonać
Według sądu, pan Wojciech jest zobowiązany do tego, by przekazać dzieci matce. Obydwa postanowienia sądu mówią wprost, że dzieci mają natychmiast wrócić do matki. Nie trzeba nawet czekać na uprawomocnienie. – Już pierwsze postanowienie sądu powinno być przez ojca wykonane. Pan powinien się mu bezwzględnie podporządkować – zaznacza sędzia Agata Dybek-Zdyń, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gliwicach. Nie stosując się do postanowień sądu ojciec musi liczyć się z odpowiedzialnością. – W sprawach dotyczących dzieci sądy rodzinne działają bardzo szybko. Nadrzędną sprawą jest zawsze dobro dzieci – podkreśla pani rzecznik.
OJCIEC
Na rozmowę z nami zgodził się także Wojciech Malinowski. Początkowo nie chciał dzielić się szczegółami swego życia prywatnego. Dla dobra dzieci. Uznał jednak, że musi się bronić, bo matka dzieci robi wszystko, by go zniszczyć. – Kocham swoje dzieci. Wiem, że jeśli oddam je teraz matce, to nigdy ich nie odzyskam. Chcę zaczekać do decyzji sądu apelacyjnego, bo we wcześniejszych etapach postępowań sądowych były luki – mówi ojciec.
Agresja i dominacja żony
Wojciech Malinowski pracuje w raciborskiej drogówce. Jest magistrem resocjalizacji. Żonę Bożenę poznał na studiach i zakochał się. Z czasem w młodym małżeństwie pojawiły się kłopoty. – Żona coraz częściej wpadała w furię. Z byle jakiego powodu. Zachowywała się wobec mnie agresywnie. Jestem spokojnym człowiekiem, dlatego zawsze starałem się łagodzić konflikty – zapewnia pan Wojciech.
Ze strony żony było oczekiwanie, by mąż całkowicie zrezygnował z kontaktów ze znajomymi. – Przez całe 5 lat małżeństwa miałem zakaz. Żona nie zgadzała się nawet na to, bym zaprosił kolegów z dziećmi do nas. Akceptowałem to, bo liczyła się rodzina. Natomiast żona sama spotykała się z koleżankami – podkreśla mężczyzna. Do tego doszły podejrzenia o zdrady, bo „przecież wszyscy policjanci zdradzają”. – Nigdy żony nie zdradziłem. Nigdy – zapewnia mężczyzna.
Terapia dla współuzależnionych
Sam wychowywał się w spokojnym i pełnym ciepła domu. Wierzył, że taki sam stworzy swoim dzieciom i żonie. – Trudno mi o tym mówić, ale żona wiele przeszła w swoim życiu. Wychowała się w rodzinie, w której był alkohol. Nieraz opowiadała mi o libacjach, skarżyła się na matkę. Twierdziła, że ma syndrom DDA (zespół utrwalonych osobowościowych schematów funkcjonowania psychospołecznego powstałych w dzieciństwie w rodzinie alkoholowej). Współczułem jej i wspierałem ją – podkreśla pan Wojciech. Dodaje, że kobieta – po kolejnej z wywołanych przez siebie awantur – udała się do psychologa i dostała skierowanie na terapię dla osób współuzależnionych.
Policjant uważa, że był dobrym mężem, chętnie dzielącym się obowiązkami domowymi. Charakter służby wymagał od niego dużego zaangażowania. – Do pół godziny po pracy musiałem być w domu. Ale bywało, że podczas służby doszło do jakiegoś wypadku. Wtedy czynności przedłużały się i kończyłem pracę później. W domu spotykała mnie za to awantura, przekleństwa. Ale nie chciałem się rozwodzić. Chciałem, by rodzina była pełna – mówi.
Matka żądała mieszkania, ale bez kredytu
Od wiosny „cichych dni” było coraz więcej. Padły słowa o wyprowadzce i ona wywiozła dzieci do rodziców, do Bytomia. Pan Wojciech przez miesiąc jeździł odwiedzać dzieci. Przywoził dzieciom jedzenie i ubranka. Tęsknił i martwił się o otoczenie, w którym wychowują się jego pociechy. – Dziennie tam dzwoniłem. Córeczka płakała mi do telefonu, że mama ją szczypie, chciała być ze mną, w domu w Raciborzu. Powiedziała, że wujek wziął ją do piaskownicy i zostawił, bo poszedł po papierosy. Bałem się o swoje dzieci – opowiada zrozpaczony pan Wojciech.
Po wielu rozmowach kobieta zdecydowała się wrócić. Według Malinowskiego zrobiła to pod warunkiem, że ten przepisze jej mieszkanie. – Tłumaczyłem jej, że mieszkanie wziąłem na kredyt, który będę spłacał jeszcze wiele lat. Żony kredyt nie interesował. Chciała być współwłaścicielką mieszkania, ale nie zgadzała się na to, by i na niej ciążył mój kredyt. Kazała nawet córeczce, żeby mi powiedziała przez telefon, żebym przywiózł „ten dokument, bo mama powiedziała, że inaczej nie wrócą do Raciborza”. Chodziło o dokument od notariusza – mówi pan Wojciech.
Strach ojca o dzieci
Ostatecznie tych dwoje już się nie pogodziło. Pan Wojciech nie chciał dopuścić do tego, by jego dzieci przebywały w mieszkaniu rodziców pani Bożeny. – Matka i brat mojej żony nadużywają alkoholu. Nie chciałem, by dzieci wychowywały się w domu, z powodu którego nieraz płakała moja żona – żali się pan Wojciech. Mężczyzna miał też poważne podejrzenia, że jego żona ma uknuty plan: stać się współwłaścicielką mieszkania, rozwieść się, odebrać mu dzieci i doprowadzić do tego, by za wszelką cenę opuścił mieszkanie i został z kredytem do spłacenia.
16 maja mąż zamknął się w mieszkaniu z dziećmi i nie chciał wpuścić tam małżonki. Od tamtej pory broni się przed zarzutem, że nie pozwala matce na kontakt z nimi. – To pierwszy raz, kiedy musiałem nagiąć swoje normy moralne. Ale kierowałem się celem nadrzędnym, czyli dobrem mych dzieci – bije się w pierś pan Wojciech. Co więcej – podkreśla, że żona ani razu nie zapukała do drzwi domu jego rodziców, by spotkać się z dziećmi. – Przychodzi pod dom, fotografuje, zostawia ulotki, pokrzyczy i idzie do sąsiadów. Tam przez kilka godzin śmieją się, biesiadują i piją piwo. Mam na to dowody – dodaje mężczyzna.
Skargi, pisma, plakaty
Od ojca i brata żony policjant słyszy groźby, porysowali mu auto. W domu swoich rodziców, gdzie przebywa z dziećmi, założył monitoring, bo obawia się, że może dojść do linczu. Czuje się jak wróg nr 1. Jest zdruzgotany tym, co żona opowiada sąsiadom. – Wszystko to jest wielkie kłamstwo – broni się. Nazwisko raciborskiego policjanta staje się głośne w regionie i poza nim. Jego żona – prócz plakatów i ulotek – pisze pisma do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, senatora Adama Gawędy oraz komendanta raciborskiej policji Łukasza Krebsa. Wszędzie skarży się na męża. Temat zna także „policja w policji” – Biuro Spraw Wewnętrznych. Kobieta kontaktuje się także z mediami. Poza naszym tygodnikiem sprawie przygląda się „Uwaga!” TVN.
Detektyw i specjalista od praw ojców
Pan Wojciech rozmawiał o całej sytuacji z psychologiem komendy wojewódzkiej policji. Później trafił do prywatnego detektywa Sebastiana Klimka z wodzisławskich Kokoszyc. On sam wywalczył prawo do opieki nad swymi dziećmi i zajmuje się wieloma podobnymi przypadkami. Doradza Malinowskiemu i pomaga mu przetrwać trudny moment życia. Obaj liczą na wsparcie prawne Dariusza Szenkowskiego, który udziela się społecznie w walce o prawa dziecka. Jest zaangażowany w zmianę prawa rodzinnego, które w obecnym wymiarze przyczynia się jego zdaniem "wyłącznie do patologizacji życia rodzinnego oraz gwałceniu praw dziecka czy rodzinywnika zaangażowany w walkę o prawa ojców.
Zarówno Malinowski, jak i Klimek dostrzegli wiele luk w postępowaniu rybnickiego i wodzisławskiego sądu. Najpierw w sądzie w Rybniku mężczyznę miano przesłuchać pobieżnie, a wielu dowodów nie uznano. Później sąd w Wodzisławiu zadecydował o przymusowym odebraniu dzieci na posiedzeniu, które było niejawne, i o którym policjant nie wiedział.
Pan Wojciech odwołuje się też do art. 26 kodeksu cywilnego, że „jeżeli władza rodzicielska przysługuje na równi obojgu rodzicom mającym osobne miejsce zamieszkania, miejsce zamieszkania dziecka jest u tego z rodziców, u którego dziecko stale przebywa”. Czyli u pana Wojciecha. – Sąd w Rybniku uznał inaczej. Dlatego złożyłem apelację do sądu w Katowicach. Wierzę, że tam moje dowody zostaną dopuszczone, a dzieci pozostaną przy mnie. Jeśli sąd apelacyjny uzna inaczej, to oddam dzieci matce – zapewnia pan Wojciech.
Wiara, że sąd apelacyjny pomoże
Dlaczego więc nie chce przekazać dzieci już teraz i czekać spokojnie na rozstrzygnięcie sądu apelacyjnego Prawda jest taka, że dla niego to jedyna szansa. Proszę wyobrazić sobie, że teraz pan Malinowski odda dzieci, a za chwilę udowodnimy, że sąd w Rybniku i Wodzisławiu popełnił błąd. Tylko co z tego, skoro sąd nie poniesie za to odpowiedzialności, a pan Wojciech nie odzyska już dzieci – wyjaśnia detektyw. Dodaje też, że policja i kurator nie mogą siłowo wtargnąć do domu i odebrać ojcu dzieci, jeśli nie jest zagrożone ich życie i zdrowie.
Jako policjant Wojciech Malinowski zdaje sobie sprawę, że jest pod szczególnym nadzorem i nie wolno mu łamać prawa. – Zawsze dbałem o to by mieć nieposzlakowaną opinię. Gdybym wiedział, że moje dzieci będą bezpieczne ze swoją matką, nie walczyłbym tak. Ale robię to dla ich dobra i wierzę, że sąd apelacyjny wysłucha mnie, przyzna mi opiekę nad dziećmi, a matce wyznaczy widzenia. Dzieciom jest u mnie dobrze, są bezpieczne i kochane – puentuje ojciec.
Magdalena Kulok, Mariusz Weidner
KOMENTARZ RACIBORSKIEJ POLICJI
Pytaliśmy w raciborskiej komendzie jak traktowana jest tam sprawa policjanta Wojciecha Malinowskiego. Do momentu zakmnięcia tego numeru nie uzyskaliśmy oficjalnej odpowiedzi, którą – jak nam powiedziano – miano wysłać 12 lipca. Z rozmów z rzecznikiem prasowym Mirosławem Szymańskim wynika, że raciborska policja traktuje tę sprawę jako prywatną sferę swojego funkcjonariusza. – Każdy policjant zdaje sobie sprawę, że gdy złamie prawo to pożegna się ze służbą – podkreślił M. Szymański. Nieoficjalnie wiemy, że komendant Łukasz Krebs zna temat, bo rozmawiał z W. Malinowskim i dostawał korespondencję od jego żony.
377 komentarzy
Może dzilocho? żal.... brak argumentow
Ona wie co robi, ja na miejscu tego kraweznika bym się bal
Do znam cię: Nie będę komentowąć tej wypowiedzi bo nie jest tego warta dziewczynko.
to chyba mieszkasz w tym domu gwiazdko, co?
Pomyśleć, a jakiej kasie ty mówisz?
Tak widziałam dzieci,mają się bardzo dobrze :)
500+ i od razu widać efekty
Heh, założyli monitoring dawno temu
Hmm nie tylko ja, a co? Widział ktoś dzieci na dworze, skoro się tak dobrze mają?
gizmoo-A to ona nie ma swojej ekipy? Jaki problem zrobić wjazd na chatę, skoro ma na dzieci papiery? Nocny wjazd, dzieci w auto i załatwione, są od tego firmy. Tu chodzi o kasę a nie o dzieci, taki dom bezproblemu amatorzy sforsują, ale kasy wtedy nie będzie za dzieci....
Moi Drodzy..czy wy widzicie co piszecie? Wtrącacie się w sprawy które was nie dotyczą. Po co to? Nie macie własnego życia?Niech rodzice dzieci załatwia to sobie sami
Do Gizmoo.. A co obserwujesz ich dom ?
do prosta sprawa. Wiadomo kto tu kogo wziął w niewolę. Czy ktoś te dzieci widuje w ogóle?
od 2 miesięcy taka pogoda w Syrynii?
malinka77-Na dworze i tak nic dobrego by nie zobaczyły, bo pogoda nie zabardzo. Tatuś i tak spokojny, ja bym już taki spokojny nie był.....Dobrze że nie mam dzieci, bo dla dzieci to zrobił bym wszystko, z tym że w nerwach to za dużo robię a za mało myślę.
Pani Znajoma I. Nie wszyscy są tacy jak Państwo M. i na coś wszędzie i od wszystkich liczą, a ty na co liczysz?Sprawa ucichnie, nie będziesz już potrzebna i obrobią ci znów tylek Państwo M.
Dzieci nie wychodzą na dwór, rokrocznie widzi. Są w piwnicy, czy na strychu? Dobry tatuś?
gruszka 82-Bo to pies i ma plecy, skoro chciała być z psem to ma teraz problem. Przecież piszą aby nigdy nie wychodzić za psa, skoro to zrobiła to jej wybór i musi ten krzyż ponieść na sobie
Jakbyście tego nie skomentowali to powiedzcie, czemu on nie chce jej choć tych dzieci pokazać, albo dbać jej pogadać przez telefon? tyle czasu..,?
znajoma1970-Fajna z niej laska, jak byś była młodym facetem, nie pomogła byś? Ładna jest, który facet by takiej nie pomógł....
Skoro ich znają całe zycie to wiedzą o nich więcej niż my wszyscy....
Moze ci życzliwi sąsiedzi liczą na cos za pomoc okazana matce.Skoro znaja kogoś cale życie i tak go oczerniają a wieza osobie poznanej miesiąc temu.Cos.tu śmierdzi i to mocno
Cała wojna polega na graniu z jencami, czyli dziecmi.
Zawsze prowadzili wojnę, taką z I wojny, czyli nikt nie wygrywał ale każdy był mocny, walił największymi armatami, nikt sie nie oszczędzał, walili ile się dało, byle dowalić choćby minimalnie, szlak z dziecmi, to tylko jeńcy, ważne że mamy ostrą broń i niszczymy nawzajem nasze wojska, niczym w szachach czy warcanach. Jeden patyk łatwo złamać, ale kilka patyków w sznurku to już jest problem, bo to jest rodzina, pojedynczo idzie złamać każdego, ale rodzinę trudno złamać, amen.
Ludzie! Zamiast patrzeć na innego radzę spojrzeć na siebie. Ta sprawa żadnego z was nie dotyczy ( nawet mnie ) więc czemu się wtrącacie? Dużo ludzi zna tylko jedną wersje ,,Kochająca matka" a czemu skazujecie zaraz na chłostę ojca? Słyszeliście jego wersje? Ja też mogę powiedzieć, że zostałem pobity przez tego i tego to uwierzycie zaraz ? Zajmijcie się swoimi sprawami! Matka, która tak rzekomo kocha swoje dzieci nie wystawiła by ich na takie emocje... P.S. Pozdrawiam patrolujących sąsiadów zatrudnionych przez panią B.
Żeby nie było, znam to i przeżyłem, dlatego nienawidzę matki i ojca, czyli tych co wzieli mnie w niewolę.
Jency to oczywiście dzieci, kogo one interesują, liczy się wojna, jeńcy są poza wojną
A co ty w sąd się bawisz?
No tak, ale tu pewnie chodzi o kasę, dziecko=500 zł + alimenty, więc wojna i wojna, zero jenców.....
A czemu złe je fifty fifty? Dziecko sobie sama zrobiła? Wiesz skąd są dzieci? Życie jest brutalne, niech się spotykają na wymianę dzieci, to normany system, jeden tydzień on z córką a jeden tydzień ona z synem, co w tym niesprawiedliwego i dziwnego? Brat z siostrą zawsze się nie lubią i toczą z sobą wojny, taki system to ideał, dziwne prawo jest, że dzieci nie dzieli po równo.
Jak ojciec dalej tak będzie pogrywał to zostanie pozbawiony praw. ... ale wy jako jego rodzinka wiecie i znacie konsekwencje, co Ludek?
Skoro sąd powierzył jej opiekę to znaczy, że jest dobra matka.
Prawo jest łamane bo sąd nakazał oddać dzieci matce. Prawa dziecka są łamane, bo nie widzialy 2 miesiące matki. Ktoś "madry" już któryś raz pisze o dzieleniu się dziećmi,puknij się w lep, to nie przedmioty.
Skoro dzieci jest dwoje, czemu nie umieją się nimi podzielić sprawiedliwe? Na głowę wychodzi po jednym dziecku i jest konkurencja, które wychowa lepiej, przecież to prosta sprawa.
Koleżanko gal_ anonim widocznie więcej ludzi myśli tak jak ja!!!
Gdzie prawo zostało złamane? A pisze gdzieś że ojciec został pozbawiony praw ojcowskich!!!
gal_anonim-No tak, widać żeś z wsi, , nieważne jaka matka byle matka, kiedyś też tak baby na wsi mówiły, nieważne że chłop pije i bije, ważne że chłop jest, lepsze to niż być starą panną. Widać że patologia to twój żywioł.
Właśnie dobro dzieci zostało zlekceważone przez ojca. Wiadomo, że jaka matka by nie była to dziecku najlepiej jest przy niej. Ojciec ewidentnie nie jest poinformowany o konsekwencjach skoro nie bierze pod uwagę tego, co powiedział i NAKAZAŁ mu sąd!
gal_anonim-Też tak myślałem że dla ciebie dron to nowość i zapewne go wedlug ciebie posiadam, nie wiem tylko po co miał bym w to kasę inwestować, skoro to nie moja bajka. Dziś każdy wie co to dron, facbok czy laptop, ale nie każdy z niego korzysta, ale wiedza jest powrzechna i jedynie starzy ludzie mogą niewiedzieć co to jest. Jednym słowem to nie trzeba uprawiać seksu, aby być seksuologiem. Nie wiem co ty masz z tym podgladaniem w dobie internetu, dziś ludzie się podglądają na internecie a nie jak w twojej młodości, jest porno wszelkiego rodzaju, myślisz że kogoś jesteś w obecnym czasie zainteresować w epoce porno? Jak chce pooglądać sąsiadkę, to zapraszam ją na kawę, lub ona mnie i idę do niej na kawę na pogadać, nie muszę jej podglądać, do tego nie interesuje mnie jej życie, bo jestem z wsi, ale mam lepsze zajęcia i ciekawsze, niż interesowanie się życiem innych, jak to robią starzy emeryci, co swojego życia ani żadnych zainteresowań nie mają.
Wojna ojciec -matka .......a gdzie w tym wszystkim są dzieci ?,tyle się mówi że najważniejsze jest dobro dziecka ,gdzie prawo ?gdzie honorowanie wyroku sądu i w dodatku w osobie która powinna bronić i chronić prawa w Polsce? ,czy ja mam rozumieć że Polskie prawo i polskie sądy nie są dla wszystkich jednakowe ? ktoś już tu napisał gdyby ten ojciec nie był policjantem ?, ja też chciałbym wiedzieć co wtedy ? może by tak zapytać w programie " Państwo w Państwie "czy wyroki sądu honorować w Polsce czy nie ? czy wyrok sądowy może każdy obywatel ignorować ?,czy tylko ten przywilej należny jest pracownikom policji lub pracownikom związanym z pracą z prawem w Polsce ? jeżeli wyrok brzmiał korzystny dla matki tych dzieci a ojciec nie dostosował się do wyroku sądu i zrobił to co zrobił ,czyli prawo zostało złamane , to i dziecko wie że złamał prawo i powinien odpowiedzieć przed sądem i iść siedzieć i to z nawiązką jako pracownik i przedstawiciel tego prawa ......takie jest moje zdanie ....