Wojna matki z ojcem policjantem o dzieci. Konfliktem żyje cała wieś
Bożena Malinowska od dwóch miesięcy nie miała kontaktu ze swoimi dziećmi: Mają i Oskarem. Nie pozwala na to jej mąż, policjant. Mężczyzna za nic ma postanowienia sądu, by przekazać dzieci matce. – Kocham swoje dzieci i robię to dla ich dobra. Moja żona kłamie i manipuluje. Poczekam na wyrok sądu apelacyjnego. Inaczej już nigdy nie odzyskam dzieci – mówi zrozpaczony ojciec.
Materiał wideo:
MATKA
Bożena Malinowska jest zdruzgotana. Od prawie dwóch miesięcy nie miała kontaktu ze swoimi dziećmi: 4-letnią Mają i 8-miesięcznym Oskarem. – Pewnego dnia mąż, który pracuje jako policjant w raciborskiej drogówce, po prostu nie wpuścił mnie do mieszkania, a później wywiózł dzieci do teściów w Syryni – rozpacza kobieta. Mężczyzna ignoruje postanowienia sądu, że dzieci mają przebywać razem z matką. Nie pomogła nawet wizyta kuratora i funkcjonariuszy policji.
Zazdrość, kłótnie
Bożena i Wojciech Malinowscy pobrali się 5 lat temu. Zamieszkali w Raciborzu – w mieszkaniu, które należy do pana Wojciecha. Początkowo małżeństwo było udane. Ale wkrótce pojawiły się kłopoty. – Kiedy zaczęłam więcej pracować i więcej zarabiać, mężowi to się nie podobało. Uznał, że traci nade mną kontrolę. Była zazdrość, kłótnie. Zabierał mi kluczyki do samochodu. Mówił, że nie mogę wyjeżdżać z domu, bo wymieni zamki. Do tego szantaże, że pozbawi mnie wszystkiego i zabierze mi dzieci. Najpierw godziłam się na takie traktowanie, bo bałam się, że bez męża sobie nie poradzę – przedstawia swoją wersję zdarzeń pani Bożena.
Wyprowadzka do Bytomia
Konflikt pomiędzy małżonkami narastał. Wreszcie 8 kwietnia pani Bożena wyjechała z dziećmi do swoich rodziców i brata, do Bytomia. – Powiedział mi, że mam się wyprowadzić, bo nie jestem mu do niczego potrzebna. Musiałam jechać z Raciborza taksówką, bo zabrał mi kluczyki do samochodu – mówi kobieta.
Pan Wojciech mógł odwiedzać dzieci w Bytomiu. – Przez pierwsze dni w ogóle się nie odzywał, ale później przyjeżdżał co drugi dzień. Nie utrudniałam mu kontaktów – zapewnia pani Bożena.
Trzy warunki
Do przełomu doszło w maju. Pani Bożena powiadomiła męża, że wniesie do sądu o separację, przyznanie opieki nad dziećmi oraz alimenty. – Wtedy zaczął prosić i błagać, żebym wracała do domu. Obiecał, że się zmieni i że chce ratować nasze małżeństwo – wspomina kobieta. Pani Bożena uwierzyła mężowi i zgodziła się na powrót, ale pod pewnymi warunkami: rozpoczną terapię rodzinną, a mąż uczyni ją współwłaścicielką mieszkania. – Dla mnie było to ważne, bo wcześniej wyrzucał mnie kilka razy z mieszkania, którego jest właścicielem. Mąż zgodził się na wszystko – podkreśla kobieta.
16 maja mąż przyjechał po żonę i dzieci. – Byłam pełna nadziei. Sądziłam, że coś do niego trafiło – mówi pani Bożena. Stało się inaczej. Gdy wszyscy byli już w Raciborzu, mąż wpuścił do mieszkania dzieci, a przed matką zatrzasnął drzwi. Od tego dnia pani Bożena ani razu nie spotkała się z dziećmi. Miała tylko jeden kontakt telefoniczny z córką. To od niej dowiedziała się, że dzieci przebywają u rodziców jej męża w Syryni. – 18 maja zadzwoniła do mnie córka. Błagała, żebym po nią przyjechała. Wtedy mąż zabrał jej telefon i mówił, że nie będzie mieszana w sprawy dorosłych – mówi z żalem pani Bożena.
Plakaty, balony
Pani Bożena rozpoczęła dramatyczną walkę o dzieci. Wieszała na terenie Syryni plakaty z informacją, że dzieci zostały podstępnie zabrane i że są siłą przetrzymywane. Na jakiś czas przeprowadziła się nawet do sąsiadów swoich teściów, bo chciała być bliżej dzieci. Wieszała balony na płocie domu swoich teściów. Liczyła na to, że dzieci zobaczą kolorową niespodziankę i będą wiedziały, że mama cały czas o nich pamięta. – Najgorsze jest to, że wszystkie rolety w domu, gdzie przebywają dzieci, są cały czas opuszczone. Dzieci nie mogą wychodzić na dwór. Były widziane na zewnątrz tylko dwa razy. Nie wiem jak się czują i co się z nimi dzieje – obawia się matka.
Walka matki
Pani Bożena zawiadomiła policję, że dzieci są przetrzymywane. Wniosła też do sądu o przyznanie jej prawa do opieki nad córką i synem.
30 czerwca Sąd Okręgowy w Gliwicach z wydziałem zamiejscowym w Rybniku przeprowadził rozprawę dotyczącą separacji małżonków. Wydał postanowienie, że do czasu dalszych rozstrzygnięć pieczę nad dziećmi ma sprawować matka. Ojciec został zobowiązany do niezwłocznego wydania dzieci. Sąd przyznał matce alimenty na dzieci w wysokości 900 zł. Ojciec otrzymał prawo do widywania się z dziećmi w każdą sobotę przez trzy godziny.
Pan Wojciech zignorował postanowienie sądu. Powiedział, że nie odda dzieci. Matka zwróciła się więc ponownie o pomoc do wymiaru sprawiedliwości. W efekcie 6 lipca Sąd Rejonowy w Wodzisławiu Śl. na niejawnym posiedzeniu postanowił zlecić kuratorowi przymusowe odebranie dzieci.
Przymusowe, ale nieskuteczne
Do przymusowego odebrania dzieci miało dojść 8 lipca (pan Wojciech znał termin, został wcześniej powiadomiony o dacie i godzinie przez kuratora). O godz. 11.00 przed domem rodziców pana Wojciecha w Syryni pojawili się policjanci, pracownicy opieki społecznej i kurator sądowy. Była też matka z postanowieniem sądu. Liczyła na to, że wreszcie odzyska dzieci. Okazało się jednak, że 20 minut przed wizytą kuratora ojciec odjechał z dziećmi w kierunku Raciborza. Kurator i policjanci zostali wpuszczeni do domu. Ale wewnątrz dzieci nie było.
Pani Bożena czuje się bezsilna. Prawo wydaje się nieskuteczne. Kobieta zapowiada dalszą walkę o dzieci. – Aż do skutku. W przyszłym tygodniu będziemy tu z kuratorem i policją po raz kolejny – podkreśla kobieta.
Powinien wykonać
Według sądu, pan Wojciech jest zobowiązany do tego, by przekazać dzieci matce. Obydwa postanowienia sądu mówią wprost, że dzieci mają natychmiast wrócić do matki. Nie trzeba nawet czekać na uprawomocnienie. – Już pierwsze postanowienie sądu powinno być przez ojca wykonane. Pan powinien się mu bezwzględnie podporządkować – zaznacza sędzia Agata Dybek-Zdyń, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gliwicach. Nie stosując się do postanowień sądu ojciec musi liczyć się z odpowiedzialnością. – W sprawach dotyczących dzieci sądy rodzinne działają bardzo szybko. Nadrzędną sprawą jest zawsze dobro dzieci – podkreśla pani rzecznik.
OJCIEC
Na rozmowę z nami zgodził się także Wojciech Malinowski. Początkowo nie chciał dzielić się szczegółami swego życia prywatnego. Dla dobra dzieci. Uznał jednak, że musi się bronić, bo matka dzieci robi wszystko, by go zniszczyć. – Kocham swoje dzieci. Wiem, że jeśli oddam je teraz matce, to nigdy ich nie odzyskam. Chcę zaczekać do decyzji sądu apelacyjnego, bo we wcześniejszych etapach postępowań sądowych były luki – mówi ojciec.
Agresja i dominacja żony
Wojciech Malinowski pracuje w raciborskiej drogówce. Jest magistrem resocjalizacji. Żonę Bożenę poznał na studiach i zakochał się. Z czasem w młodym małżeństwie pojawiły się kłopoty. – Żona coraz częściej wpadała w furię. Z byle jakiego powodu. Zachowywała się wobec mnie agresywnie. Jestem spokojnym człowiekiem, dlatego zawsze starałem się łagodzić konflikty – zapewnia pan Wojciech.
Ze strony żony było oczekiwanie, by mąż całkowicie zrezygnował z kontaktów ze znajomymi. – Przez całe 5 lat małżeństwa miałem zakaz. Żona nie zgadzała się nawet na to, bym zaprosił kolegów z dziećmi do nas. Akceptowałem to, bo liczyła się rodzina. Natomiast żona sama spotykała się z koleżankami – podkreśla mężczyzna. Do tego doszły podejrzenia o zdrady, bo „przecież wszyscy policjanci zdradzają”. – Nigdy żony nie zdradziłem. Nigdy – zapewnia mężczyzna.
Terapia dla współuzależnionych
Sam wychowywał się w spokojnym i pełnym ciepła domu. Wierzył, że taki sam stworzy swoim dzieciom i żonie. – Trudno mi o tym mówić, ale żona wiele przeszła w swoim życiu. Wychowała się w rodzinie, w której był alkohol. Nieraz opowiadała mi o libacjach, skarżyła się na matkę. Twierdziła, że ma syndrom DDA (zespół utrwalonych osobowościowych schematów funkcjonowania psychospołecznego powstałych w dzieciństwie w rodzinie alkoholowej). Współczułem jej i wspierałem ją – podkreśla pan Wojciech. Dodaje, że kobieta – po kolejnej z wywołanych przez siebie awantur – udała się do psychologa i dostała skierowanie na terapię dla osób współuzależnionych.
Policjant uważa, że był dobrym mężem, chętnie dzielącym się obowiązkami domowymi. Charakter służby wymagał od niego dużego zaangażowania. – Do pół godziny po pracy musiałem być w domu. Ale bywało, że podczas służby doszło do jakiegoś wypadku. Wtedy czynności przedłużały się i kończyłem pracę później. W domu spotykała mnie za to awantura, przekleństwa. Ale nie chciałem się rozwodzić. Chciałem, by rodzina była pełna – mówi.
Matka żądała mieszkania, ale bez kredytu
Od wiosny „cichych dni” było coraz więcej. Padły słowa o wyprowadzce i ona wywiozła dzieci do rodziców, do Bytomia. Pan Wojciech przez miesiąc jeździł odwiedzać dzieci. Przywoził dzieciom jedzenie i ubranka. Tęsknił i martwił się o otoczenie, w którym wychowują się jego pociechy. – Dziennie tam dzwoniłem. Córeczka płakała mi do telefonu, że mama ją szczypie, chciała być ze mną, w domu w Raciborzu. Powiedziała, że wujek wziął ją do piaskownicy i zostawił, bo poszedł po papierosy. Bałem się o swoje dzieci – opowiada zrozpaczony pan Wojciech.
Po wielu rozmowach kobieta zdecydowała się wrócić. Według Malinowskiego zrobiła to pod warunkiem, że ten przepisze jej mieszkanie. – Tłumaczyłem jej, że mieszkanie wziąłem na kredyt, który będę spłacał jeszcze wiele lat. Żony kredyt nie interesował. Chciała być współwłaścicielką mieszkania, ale nie zgadzała się na to, by i na niej ciążył mój kredyt. Kazała nawet córeczce, żeby mi powiedziała przez telefon, żebym przywiózł „ten dokument, bo mama powiedziała, że inaczej nie wrócą do Raciborza”. Chodziło o dokument od notariusza – mówi pan Wojciech.
Strach ojca o dzieci
Ostatecznie tych dwoje już się nie pogodziło. Pan Wojciech nie chciał dopuścić do tego, by jego dzieci przebywały w mieszkaniu rodziców pani Bożeny. – Matka i brat mojej żony nadużywają alkoholu. Nie chciałem, by dzieci wychowywały się w domu, z powodu którego nieraz płakała moja żona – żali się pan Wojciech. Mężczyzna miał też poważne podejrzenia, że jego żona ma uknuty plan: stać się współwłaścicielką mieszkania, rozwieść się, odebrać mu dzieci i doprowadzić do tego, by za wszelką cenę opuścił mieszkanie i został z kredytem do spłacenia.
16 maja mąż zamknął się w mieszkaniu z dziećmi i nie chciał wpuścić tam małżonki. Od tamtej pory broni się przed zarzutem, że nie pozwala matce na kontakt z nimi. – To pierwszy raz, kiedy musiałem nagiąć swoje normy moralne. Ale kierowałem się celem nadrzędnym, czyli dobrem mych dzieci – bije się w pierś pan Wojciech. Co więcej – podkreśla, że żona ani razu nie zapukała do drzwi domu jego rodziców, by spotkać się z dziećmi. – Przychodzi pod dom, fotografuje, zostawia ulotki, pokrzyczy i idzie do sąsiadów. Tam przez kilka godzin śmieją się, biesiadują i piją piwo. Mam na to dowody – dodaje mężczyzna.
Skargi, pisma, plakaty
Od ojca i brata żony policjant słyszy groźby, porysowali mu auto. W domu swoich rodziców, gdzie przebywa z dziećmi, założył monitoring, bo obawia się, że może dojść do linczu. Czuje się jak wróg nr 1. Jest zdruzgotany tym, co żona opowiada sąsiadom. – Wszystko to jest wielkie kłamstwo – broni się. Nazwisko raciborskiego policjanta staje się głośne w regionie i poza nim. Jego żona – prócz plakatów i ulotek – pisze pisma do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, senatora Adama Gawędy oraz komendanta raciborskiej policji Łukasza Krebsa. Wszędzie skarży się na męża. Temat zna także „policja w policji” – Biuro Spraw Wewnętrznych. Kobieta kontaktuje się także z mediami. Poza naszym tygodnikiem sprawie przygląda się „Uwaga!” TVN.
Detektyw i specjalista od praw ojców
Pan Wojciech rozmawiał o całej sytuacji z psychologiem komendy wojewódzkiej policji. Później trafił do prywatnego detektywa Sebastiana Klimka z wodzisławskich Kokoszyc. On sam wywalczył prawo do opieki nad swymi dziećmi i zajmuje się wieloma podobnymi przypadkami. Doradza Malinowskiemu i pomaga mu przetrwać trudny moment życia. Obaj liczą na wsparcie prawne Dariusza Szenkowskiego, który udziela się społecznie w walce o prawa dziecka. Jest zaangażowany w zmianę prawa rodzinnego, które w obecnym wymiarze przyczynia się jego zdaniem "wyłącznie do patologizacji życia rodzinnego oraz gwałceniu praw dziecka czy rodzinywnika zaangażowany w walkę o prawa ojców.
Zarówno Malinowski, jak i Klimek dostrzegli wiele luk w postępowaniu rybnickiego i wodzisławskiego sądu. Najpierw w sądzie w Rybniku mężczyznę miano przesłuchać pobieżnie, a wielu dowodów nie uznano. Później sąd w Wodzisławiu zadecydował o przymusowym odebraniu dzieci na posiedzeniu, które było niejawne, i o którym policjant nie wiedział.
Pan Wojciech odwołuje się też do art. 26 kodeksu cywilnego, że „jeżeli władza rodzicielska przysługuje na równi obojgu rodzicom mającym osobne miejsce zamieszkania, miejsce zamieszkania dziecka jest u tego z rodziców, u którego dziecko stale przebywa”. Czyli u pana Wojciecha. – Sąd w Rybniku uznał inaczej. Dlatego złożyłem apelację do sądu w Katowicach. Wierzę, że tam moje dowody zostaną dopuszczone, a dzieci pozostaną przy mnie. Jeśli sąd apelacyjny uzna inaczej, to oddam dzieci matce – zapewnia pan Wojciech.
Wiara, że sąd apelacyjny pomoże
Dlaczego więc nie chce przekazać dzieci już teraz i czekać spokojnie na rozstrzygnięcie sądu apelacyjnego Prawda jest taka, że dla niego to jedyna szansa. Proszę wyobrazić sobie, że teraz pan Malinowski odda dzieci, a za chwilę udowodnimy, że sąd w Rybniku i Wodzisławiu popełnił błąd. Tylko co z tego, skoro sąd nie poniesie za to odpowiedzialności, a pan Wojciech nie odzyska już dzieci – wyjaśnia detektyw. Dodaje też, że policja i kurator nie mogą siłowo wtargnąć do domu i odebrać ojcu dzieci, jeśli nie jest zagrożone ich życie i zdrowie.
Jako policjant Wojciech Malinowski zdaje sobie sprawę, że jest pod szczególnym nadzorem i nie wolno mu łamać prawa. – Zawsze dbałem o to by mieć nieposzlakowaną opinię. Gdybym wiedział, że moje dzieci będą bezpieczne ze swoją matką, nie walczyłbym tak. Ale robię to dla ich dobra i wierzę, że sąd apelacyjny wysłucha mnie, przyzna mi opiekę nad dziećmi, a matce wyznaczy widzenia. Dzieciom jest u mnie dobrze, są bezpieczne i kochane – puentuje ojciec.
Magdalena Kulok, Mariusz Weidner
KOMENTARZ RACIBORSKIEJ POLICJI
Pytaliśmy w raciborskiej komendzie jak traktowana jest tam sprawa policjanta Wojciecha Malinowskiego. Do momentu zakmnięcia tego numeru nie uzyskaliśmy oficjalnej odpowiedzi, którą – jak nam powiedziano – miano wysłać 12 lipca. Z rozmów z rzecznikiem prasowym Mirosławem Szymańskim wynika, że raciborska policja traktuje tę sprawę jako prywatną sferę swojego funkcjonariusza. – Każdy policjant zdaje sobie sprawę, że gdy złamie prawo to pożegna się ze służbą – podkreślił M. Szymański. Nieoficjalnie wiemy, że komendant Łukasz Krebs zna temat, bo rozmawiał z W. Malinowskim i dostawał korespondencję od jego żony.
377 komentarzy
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
MałaMii co Ty wiesz o prawie? Masz mało swoich spraw i problemów? To ogarnij swoje życie, już nie mam nic do powiedzenia, sprawa mnie nie dotyczy, ale ludzi zostawcie w spokoju. W Internecie każdy mądry, najłatwiej oceniać innych stojąc z boku. Dajcie sobie na luz bo tak naprawdę nikt z obcych poza najbliższymi nie zna prawdy. Nie ma sprawy niech każdy jest po stronie jakiej jest matki, ojca, ale ludzie nie róbcie kwasu co wam do tego..
MałaMii widać, że zyjesz tą sprawą ale tego przynajmniej nie okazuj
MałaMii twoje zachowanie jest żałosne więc nie jest warte nawet komentarzu ale lepiej zajmij się swoim dzieckiem
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
chcemy gadać z towarzystwem zamkniętym w tym domu
do MałaMii ortografia sie kłania ale czego ja od ciebie oczekuje...
MałaMii ktos musi robic za nianie by ktoś mógł robić za szpiega i adwokata :)nie mój interes ale ludzi, którzy sa niewinni i nie wtracaja się w nie swoje sprawy będę bronić bo oni przynajmniej mają swoje życie. Nie żyją plotkami i nie robią sensacji, czego radzę i Tobie, widać ze czysta Wieś. Pozdrawiam
gwiazdko adres, jeżeli mieszkasz na wąskiej 12 to nie ma o czym gadać, bo nic nie wiesz
do ~bytomianka co zatkało WAM KAKAŁO ..... heheheh
Pani A czy Pani I... jedną drugiej warta. A tej drugiej to mi nawet szkoda, boją wykorzystują
jestem chętna pogadac :)
Skoro jesteś taka odważna to daj adres, może zdazylas wyjechać. ..
To na kiedy zapraszacie? Jak sądzicie dzieci wywieźć, a gwiazda zmieni dres?
to było do ~bytomianka
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Ludzie opanujcie się zajmijcie się swoimi sprawami swoimi rodzinami i tam róbcie porzadek
tylko niech otworzy drzwi
no to czekam na Ciebie, jestem ciekawa czy trafisz dobrze
gwiazdka chce pogadać, to do niej przyjdę chętnie
czemu te firmy tu się zgłaszają anonimowo? Do Bożeny dzwoncie, chyba że to firma kulawy i spolka
1234 żeby być lawnikiem to musisz mieć nieposzlakowana opinie a my jej nie mamy
LUDZIE SĄD WYDAŁ WYROK I KONIEC ..... czy tak trudno to zrozumieć .... pytanie dlaczego nie respektowany jest wyrok sądu .... NIKT JESZCZE TEGO NIE POWIEDZIAŁ !!!!!!!!!!!!!!!
Przecież Państwo F to największe źródło informacji w Syryni.
A tobie nie?
Po co mam wchodzić, skoro nikt mi nie zapłacił, za darmo umarło, dla mnie godzina pracy i dzieci są jej.
domu nie masz?
Mareczku ty mnie nie zobaczysz bo jesteś w NL. A tak poza tym nadal mylą Ci sie osoby :)
do ~bytomianka dlaczego nie pracujesz jako ławnik sądowy jak wiesz lepiej co dla tych dzieci jest lepsze ???????
a co maja państwo F do tego gwiazdko, może u ciebie?
do ~1234432112233432415321 Mam pretensje ale wiele osob pisze rzeczy o których nawet nie rozumie.
możemy spotkamy sie na posesji państwa F na rogozinie i porozmawiamy otwarcie wtedy zobaczymy kto będzie odważny
a ty zapytanie byłeś w sądzie, ze wiesz na takiej podstawie wydano wyrok?
gwiazdko gdybyś wyszła z domu to można by Ci spojrzeć w twarz, ale dwa miesiące Cię nikt nie widzial tylko na balkonie
to dlaczego macie pretensje do komentujących tu osób a nie do sadu który wydał wyrok
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
do ~1234432112233432415321 Jak ma być respektowany wyrok skoro jest on wydany na podstawie zeznań Pani B. a nie ojca ?
Do 123456i cos tam prawo obowiazuje każdego i tu się zgadzam z rana ale prawo nie oszustwo .Nie moja sprawa ale jeśli te dzieci maja szanse wychować się w normalnej rodzinie to niech tam zostaną nawet w bidulu będzie lepiej niż przy niej
Wszyscy piszecie tu po nickami a nie macie odwagi nawet napisać swojego imienia, obrabiacie dupe sasiadom i jak się czujecie? Jak mówi cytaty "Cwaniak w mecie, Piz** w świecie " pozdrawiam
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu