Wojna matki z ojcem policjantem o dzieci. Konfliktem żyje cała wieś
Bożena Malinowska od dwóch miesięcy nie miała kontaktu ze swoimi dziećmi: Mają i Oskarem. Nie pozwala na to jej mąż, policjant. Mężczyzna za nic ma postanowienia sądu, by przekazać dzieci matce. – Kocham swoje dzieci i robię to dla ich dobra. Moja żona kłamie i manipuluje. Poczekam na wyrok sądu apelacyjnego. Inaczej już nigdy nie odzyskam dzieci – mówi zrozpaczony ojciec.
Materiał wideo:
MATKA
Bożena Malinowska jest zdruzgotana. Od prawie dwóch miesięcy nie miała kontaktu ze swoimi dziećmi: 4-letnią Mają i 8-miesięcznym Oskarem. – Pewnego dnia mąż, który pracuje jako policjant w raciborskiej drogówce, po prostu nie wpuścił mnie do mieszkania, a później wywiózł dzieci do teściów w Syryni – rozpacza kobieta. Mężczyzna ignoruje postanowienia sądu, że dzieci mają przebywać razem z matką. Nie pomogła nawet wizyta kuratora i funkcjonariuszy policji.
Zazdrość, kłótnie
Bożena i Wojciech Malinowscy pobrali się 5 lat temu. Zamieszkali w Raciborzu – w mieszkaniu, które należy do pana Wojciecha. Początkowo małżeństwo było udane. Ale wkrótce pojawiły się kłopoty. – Kiedy zaczęłam więcej pracować i więcej zarabiać, mężowi to się nie podobało. Uznał, że traci nade mną kontrolę. Była zazdrość, kłótnie. Zabierał mi kluczyki do samochodu. Mówił, że nie mogę wyjeżdżać z domu, bo wymieni zamki. Do tego szantaże, że pozbawi mnie wszystkiego i zabierze mi dzieci. Najpierw godziłam się na takie traktowanie, bo bałam się, że bez męża sobie nie poradzę – przedstawia swoją wersję zdarzeń pani Bożena.
Wyprowadzka do Bytomia
Konflikt pomiędzy małżonkami narastał. Wreszcie 8 kwietnia pani Bożena wyjechała z dziećmi do swoich rodziców i brata, do Bytomia. – Powiedział mi, że mam się wyprowadzić, bo nie jestem mu do niczego potrzebna. Musiałam jechać z Raciborza taksówką, bo zabrał mi kluczyki do samochodu – mówi kobieta.
Pan Wojciech mógł odwiedzać dzieci w Bytomiu. – Przez pierwsze dni w ogóle się nie odzywał, ale później przyjeżdżał co drugi dzień. Nie utrudniałam mu kontaktów – zapewnia pani Bożena.
Trzy warunki
Do przełomu doszło w maju. Pani Bożena powiadomiła męża, że wniesie do sądu o separację, przyznanie opieki nad dziećmi oraz alimenty. – Wtedy zaczął prosić i błagać, żebym wracała do domu. Obiecał, że się zmieni i że chce ratować nasze małżeństwo – wspomina kobieta. Pani Bożena uwierzyła mężowi i zgodziła się na powrót, ale pod pewnymi warunkami: rozpoczną terapię rodzinną, a mąż uczyni ją współwłaścicielką mieszkania. – Dla mnie było to ważne, bo wcześniej wyrzucał mnie kilka razy z mieszkania, którego jest właścicielem. Mąż zgodził się na wszystko – podkreśla kobieta.
16 maja mąż przyjechał po żonę i dzieci. – Byłam pełna nadziei. Sądziłam, że coś do niego trafiło – mówi pani Bożena. Stało się inaczej. Gdy wszyscy byli już w Raciborzu, mąż wpuścił do mieszkania dzieci, a przed matką zatrzasnął drzwi. Od tego dnia pani Bożena ani razu nie spotkała się z dziećmi. Miała tylko jeden kontakt telefoniczny z córką. To od niej dowiedziała się, że dzieci przebywają u rodziców jej męża w Syryni. – 18 maja zadzwoniła do mnie córka. Błagała, żebym po nią przyjechała. Wtedy mąż zabrał jej telefon i mówił, że nie będzie mieszana w sprawy dorosłych – mówi z żalem pani Bożena.
Plakaty, balony
Pani Bożena rozpoczęła dramatyczną walkę o dzieci. Wieszała na terenie Syryni plakaty z informacją, że dzieci zostały podstępnie zabrane i że są siłą przetrzymywane. Na jakiś czas przeprowadziła się nawet do sąsiadów swoich teściów, bo chciała być bliżej dzieci. Wieszała balony na płocie domu swoich teściów. Liczyła na to, że dzieci zobaczą kolorową niespodziankę i będą wiedziały, że mama cały czas o nich pamięta. – Najgorsze jest to, że wszystkie rolety w domu, gdzie przebywają dzieci, są cały czas opuszczone. Dzieci nie mogą wychodzić na dwór. Były widziane na zewnątrz tylko dwa razy. Nie wiem jak się czują i co się z nimi dzieje – obawia się matka.
Walka matki
Pani Bożena zawiadomiła policję, że dzieci są przetrzymywane. Wniosła też do sądu o przyznanie jej prawa do opieki nad córką i synem.
30 czerwca Sąd Okręgowy w Gliwicach z wydziałem zamiejscowym w Rybniku przeprowadził rozprawę dotyczącą separacji małżonków. Wydał postanowienie, że do czasu dalszych rozstrzygnięć pieczę nad dziećmi ma sprawować matka. Ojciec został zobowiązany do niezwłocznego wydania dzieci. Sąd przyznał matce alimenty na dzieci w wysokości 900 zł. Ojciec otrzymał prawo do widywania się z dziećmi w każdą sobotę przez trzy godziny.
Pan Wojciech zignorował postanowienie sądu. Powiedział, że nie odda dzieci. Matka zwróciła się więc ponownie o pomoc do wymiaru sprawiedliwości. W efekcie 6 lipca Sąd Rejonowy w Wodzisławiu Śl. na niejawnym posiedzeniu postanowił zlecić kuratorowi przymusowe odebranie dzieci.
Przymusowe, ale nieskuteczne
Do przymusowego odebrania dzieci miało dojść 8 lipca (pan Wojciech znał termin, został wcześniej powiadomiony o dacie i godzinie przez kuratora). O godz. 11.00 przed domem rodziców pana Wojciecha w Syryni pojawili się policjanci, pracownicy opieki społecznej i kurator sądowy. Była też matka z postanowieniem sądu. Liczyła na to, że wreszcie odzyska dzieci. Okazało się jednak, że 20 minut przed wizytą kuratora ojciec odjechał z dziećmi w kierunku Raciborza. Kurator i policjanci zostali wpuszczeni do domu. Ale wewnątrz dzieci nie było.
Pani Bożena czuje się bezsilna. Prawo wydaje się nieskuteczne. Kobieta zapowiada dalszą walkę o dzieci. – Aż do skutku. W przyszłym tygodniu będziemy tu z kuratorem i policją po raz kolejny – podkreśla kobieta.
Powinien wykonać
Według sądu, pan Wojciech jest zobowiązany do tego, by przekazać dzieci matce. Obydwa postanowienia sądu mówią wprost, że dzieci mają natychmiast wrócić do matki. Nie trzeba nawet czekać na uprawomocnienie. – Już pierwsze postanowienie sądu powinno być przez ojca wykonane. Pan powinien się mu bezwzględnie podporządkować – zaznacza sędzia Agata Dybek-Zdyń, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gliwicach. Nie stosując się do postanowień sądu ojciec musi liczyć się z odpowiedzialnością. – W sprawach dotyczących dzieci sądy rodzinne działają bardzo szybko. Nadrzędną sprawą jest zawsze dobro dzieci – podkreśla pani rzecznik.
OJCIEC
Na rozmowę z nami zgodził się także Wojciech Malinowski. Początkowo nie chciał dzielić się szczegółami swego życia prywatnego. Dla dobra dzieci. Uznał jednak, że musi się bronić, bo matka dzieci robi wszystko, by go zniszczyć. – Kocham swoje dzieci. Wiem, że jeśli oddam je teraz matce, to nigdy ich nie odzyskam. Chcę zaczekać do decyzji sądu apelacyjnego, bo we wcześniejszych etapach postępowań sądowych były luki – mówi ojciec.
Agresja i dominacja żony
Wojciech Malinowski pracuje w raciborskiej drogówce. Jest magistrem resocjalizacji. Żonę Bożenę poznał na studiach i zakochał się. Z czasem w młodym małżeństwie pojawiły się kłopoty. – Żona coraz częściej wpadała w furię. Z byle jakiego powodu. Zachowywała się wobec mnie agresywnie. Jestem spokojnym człowiekiem, dlatego zawsze starałem się łagodzić konflikty – zapewnia pan Wojciech.
Ze strony żony było oczekiwanie, by mąż całkowicie zrezygnował z kontaktów ze znajomymi. – Przez całe 5 lat małżeństwa miałem zakaz. Żona nie zgadzała się nawet na to, bym zaprosił kolegów z dziećmi do nas. Akceptowałem to, bo liczyła się rodzina. Natomiast żona sama spotykała się z koleżankami – podkreśla mężczyzna. Do tego doszły podejrzenia o zdrady, bo „przecież wszyscy policjanci zdradzają”. – Nigdy żony nie zdradziłem. Nigdy – zapewnia mężczyzna.
Terapia dla współuzależnionych
Sam wychowywał się w spokojnym i pełnym ciepła domu. Wierzył, że taki sam stworzy swoim dzieciom i żonie. – Trudno mi o tym mówić, ale żona wiele przeszła w swoim życiu. Wychowała się w rodzinie, w której był alkohol. Nieraz opowiadała mi o libacjach, skarżyła się na matkę. Twierdziła, że ma syndrom DDA (zespół utrwalonych osobowościowych schematów funkcjonowania psychospołecznego powstałych w dzieciństwie w rodzinie alkoholowej). Współczułem jej i wspierałem ją – podkreśla pan Wojciech. Dodaje, że kobieta – po kolejnej z wywołanych przez siebie awantur – udała się do psychologa i dostała skierowanie na terapię dla osób współuzależnionych.
Policjant uważa, że był dobrym mężem, chętnie dzielącym się obowiązkami domowymi. Charakter służby wymagał od niego dużego zaangażowania. – Do pół godziny po pracy musiałem być w domu. Ale bywało, że podczas służby doszło do jakiegoś wypadku. Wtedy czynności przedłużały się i kończyłem pracę później. W domu spotykała mnie za to awantura, przekleństwa. Ale nie chciałem się rozwodzić. Chciałem, by rodzina była pełna – mówi.
Matka żądała mieszkania, ale bez kredytu
Od wiosny „cichych dni” było coraz więcej. Padły słowa o wyprowadzce i ona wywiozła dzieci do rodziców, do Bytomia. Pan Wojciech przez miesiąc jeździł odwiedzać dzieci. Przywoził dzieciom jedzenie i ubranka. Tęsknił i martwił się o otoczenie, w którym wychowują się jego pociechy. – Dziennie tam dzwoniłem. Córeczka płakała mi do telefonu, że mama ją szczypie, chciała być ze mną, w domu w Raciborzu. Powiedziała, że wujek wziął ją do piaskownicy i zostawił, bo poszedł po papierosy. Bałem się o swoje dzieci – opowiada zrozpaczony pan Wojciech.
Po wielu rozmowach kobieta zdecydowała się wrócić. Według Malinowskiego zrobiła to pod warunkiem, że ten przepisze jej mieszkanie. – Tłumaczyłem jej, że mieszkanie wziąłem na kredyt, który będę spłacał jeszcze wiele lat. Żony kredyt nie interesował. Chciała być współwłaścicielką mieszkania, ale nie zgadzała się na to, by i na niej ciążył mój kredyt. Kazała nawet córeczce, żeby mi powiedziała przez telefon, żebym przywiózł „ten dokument, bo mama powiedziała, że inaczej nie wrócą do Raciborza”. Chodziło o dokument od notariusza – mówi pan Wojciech.
Strach ojca o dzieci
Ostatecznie tych dwoje już się nie pogodziło. Pan Wojciech nie chciał dopuścić do tego, by jego dzieci przebywały w mieszkaniu rodziców pani Bożeny. – Matka i brat mojej żony nadużywają alkoholu. Nie chciałem, by dzieci wychowywały się w domu, z powodu którego nieraz płakała moja żona – żali się pan Wojciech. Mężczyzna miał też poważne podejrzenia, że jego żona ma uknuty plan: stać się współwłaścicielką mieszkania, rozwieść się, odebrać mu dzieci i doprowadzić do tego, by za wszelką cenę opuścił mieszkanie i został z kredytem do spłacenia.
16 maja mąż zamknął się w mieszkaniu z dziećmi i nie chciał wpuścić tam małżonki. Od tamtej pory broni się przed zarzutem, że nie pozwala matce na kontakt z nimi. – To pierwszy raz, kiedy musiałem nagiąć swoje normy moralne. Ale kierowałem się celem nadrzędnym, czyli dobrem mych dzieci – bije się w pierś pan Wojciech. Co więcej – podkreśla, że żona ani razu nie zapukała do drzwi domu jego rodziców, by spotkać się z dziećmi. – Przychodzi pod dom, fotografuje, zostawia ulotki, pokrzyczy i idzie do sąsiadów. Tam przez kilka godzin śmieją się, biesiadują i piją piwo. Mam na to dowody – dodaje mężczyzna.
Skargi, pisma, plakaty
Od ojca i brata żony policjant słyszy groźby, porysowali mu auto. W domu swoich rodziców, gdzie przebywa z dziećmi, założył monitoring, bo obawia się, że może dojść do linczu. Czuje się jak wróg nr 1. Jest zdruzgotany tym, co żona opowiada sąsiadom. – Wszystko to jest wielkie kłamstwo – broni się. Nazwisko raciborskiego policjanta staje się głośne w regionie i poza nim. Jego żona – prócz plakatów i ulotek – pisze pisma do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, senatora Adama Gawędy oraz komendanta raciborskiej policji Łukasza Krebsa. Wszędzie skarży się na męża. Temat zna także „policja w policji” – Biuro Spraw Wewnętrznych. Kobieta kontaktuje się także z mediami. Poza naszym tygodnikiem sprawie przygląda się „Uwaga!” TVN.
Detektyw i specjalista od praw ojców
Pan Wojciech rozmawiał o całej sytuacji z psychologiem komendy wojewódzkiej policji. Później trafił do prywatnego detektywa Sebastiana Klimka z wodzisławskich Kokoszyc. On sam wywalczył prawo do opieki nad swymi dziećmi i zajmuje się wieloma podobnymi przypadkami. Doradza Malinowskiemu i pomaga mu przetrwać trudny moment życia. Obaj liczą na wsparcie prawne Dariusza Szenkowskiego, który udziela się społecznie w walce o prawa dziecka. Jest zaangażowany w zmianę prawa rodzinnego, które w obecnym wymiarze przyczynia się jego zdaniem "wyłącznie do patologizacji życia rodzinnego oraz gwałceniu praw dziecka czy rodzinywnika zaangażowany w walkę o prawa ojców.
Zarówno Malinowski, jak i Klimek dostrzegli wiele luk w postępowaniu rybnickiego i wodzisławskiego sądu. Najpierw w sądzie w Rybniku mężczyznę miano przesłuchać pobieżnie, a wielu dowodów nie uznano. Później sąd w Wodzisławiu zadecydował o przymusowym odebraniu dzieci na posiedzeniu, które było niejawne, i o którym policjant nie wiedział.
Pan Wojciech odwołuje się też do art. 26 kodeksu cywilnego, że „jeżeli władza rodzicielska przysługuje na równi obojgu rodzicom mającym osobne miejsce zamieszkania, miejsce zamieszkania dziecka jest u tego z rodziców, u którego dziecko stale przebywa”. Czyli u pana Wojciecha. – Sąd w Rybniku uznał inaczej. Dlatego złożyłem apelację do sądu w Katowicach. Wierzę, że tam moje dowody zostaną dopuszczone, a dzieci pozostaną przy mnie. Jeśli sąd apelacyjny uzna inaczej, to oddam dzieci matce – zapewnia pan Wojciech.
Wiara, że sąd apelacyjny pomoże
Dlaczego więc nie chce przekazać dzieci już teraz i czekać spokojnie na rozstrzygnięcie sądu apelacyjnego Prawda jest taka, że dla niego to jedyna szansa. Proszę wyobrazić sobie, że teraz pan Malinowski odda dzieci, a za chwilę udowodnimy, że sąd w Rybniku i Wodzisławiu popełnił błąd. Tylko co z tego, skoro sąd nie poniesie za to odpowiedzialności, a pan Wojciech nie odzyska już dzieci – wyjaśnia detektyw. Dodaje też, że policja i kurator nie mogą siłowo wtargnąć do domu i odebrać ojcu dzieci, jeśli nie jest zagrożone ich życie i zdrowie.
Jako policjant Wojciech Malinowski zdaje sobie sprawę, że jest pod szczególnym nadzorem i nie wolno mu łamać prawa. – Zawsze dbałem o to by mieć nieposzlakowaną opinię. Gdybym wiedział, że moje dzieci będą bezpieczne ze swoją matką, nie walczyłbym tak. Ale robię to dla ich dobra i wierzę, że sąd apelacyjny wysłucha mnie, przyzna mi opiekę nad dziećmi, a matce wyznaczy widzenia. Dzieciom jest u mnie dobrze, są bezpieczne i kochane – puentuje ojciec.
Magdalena Kulok, Mariusz Weidner
KOMENTARZ RACIBORSKIEJ POLICJI
Pytaliśmy w raciborskiej komendzie jak traktowana jest tam sprawa policjanta Wojciecha Malinowskiego. Do momentu zakmnięcia tego numeru nie uzyskaliśmy oficjalnej odpowiedzi, którą – jak nam powiedziano – miano wysłać 12 lipca. Z rozmów z rzecznikiem prasowym Mirosławem Szymańskim wynika, że raciborska policja traktuje tę sprawę jako prywatną sferę swojego funkcjonariusza. – Każdy policjant zdaje sobie sprawę, że gdy złamie prawo to pożegna się ze służbą – podkreślił M. Szymański. Nieoficjalnie wiemy, że komendant Łukasz Krebs zna temat, bo rozmawiał z W. Malinowskim i dostawał korespondencję od jego żony.
377 komentarzy
A Ty chyba jesteś aż ponad z wiedzą o tym wszystkim. Ale nie będę z Tobą dyskutować . Porozmawiamy jak matka dostanie w końcu dzieci :) Ciekawe czy wtedy też będziesz miała tyle do powiedzenia i będziesz w takiej wielkiej wiedzy na ten temat. i przy okazji na zdrowie wszystkim tym co mnie podglądają.
gal_anonim-Jego plac i jego wolność, równie dobrze może cię podglądać przez lornetkę i sobie dobrze robić, wytłumacz swoje myślenie? Dziś jest elektronika, ten sąsiad może cię kamerą z swojego okna nagrywać ukrytą kamerę z długą ogniskową. Musisz być chyba bardzo stara, skoro nie zdajesz sobie z obecnej techniki, sąsiad może też sobie drona kupić i też cię nagrywać z każdej strony. Lata komunizmu sie już skończyły i dziś byś zawału dostała, jak byś wiedziała ile dziś możliwości, z dronnami i noktowizorami włącznie.
Mnie nie podglądają więc mnie winogrona i inne rzeczy nie są potrzebne. Ale no po co im monitoring na sąsiadów? No skoro ja zdrowa nie jestem to dlaczego uważam to za niesłuszne? Chciałabyś się opalać na swoim ogrodzie wiedząc, ze jakiś stary oblech ślini sie na Twój widok? Albo niewiadomo co jeszcze innego robi? No pomyśl matko i kobieto.
gal_anonim-Zadadź sobie tuje, winogrona, zrób parkan, jest masa możliwości, aby cię sąsiad nie widział.
Co ty nie powiesz tak się składa że jestem kobietą i matką! Nie wyobraz sobie że nie widziałam!!! A zastanów się czy aby napewno jesteś zdrowa???
no te beżowe rolety, nie wiedziałes/as ich? No nie mów :D wszyscy widzieli! jestem na tyle zdrowa, ze L4 nie potrzebuję :) Dzieci nie mam ale kobieta po stronie kobiety stanie zawsze. Pamiętaj życzliwa osóbko.
Do gal_anonim żal ci to idz na L4 skoro cały czas o tym piszesz, jakie rolety ludziska walnijcie sie w łeb bo już nieda sie tego czytać.
Właśnie! Państwo M. też interesuje sie zyciem znajomych mając założony monitoring na ich posesję. Czy to naprawdę jest potrzebne? No bo nie rozumiem? Po co mi wiedzieć gdzie mój sąsiad chodzi, co pije na swojej posesji i z kim pije?
Jestem z wsi, nie nalatuję na Syrynię, tylko wiem jakie są na wsi zwyczaje, jeden interesuje się życiem drugiego, co mnie na wsi wkurza, wkurza mnie sąsiad, co interesuje się moim życiem i plotkuje na mój temat, bez znaczenia na jaki, ma do mnie problem, ale nie podejdzie i nie powie, ale za to cię obgada a do ciebie będzie się uśmiechał i interesował się wszystkim, co ciebie dotyczy, ale jak byś potrzebował pomocy, to ma cię gdzieś, takie są niestety minusy wsi.
do poniżej ..
ciekawe skąd Ty jesteś, że tak najatujesz na Syrynię. Ja też mieszkam na wsi, a co więcej wiem co dzieje się właśnie u tej "swietnej" rodziny. W artykule jest napisane, że Pan Wojciech pochodzi z bardzo dobrej rodziny. I jaki on teraz daje przykład swoim dzieciom? Trzymając ich w zamknięciu, bez światła dziennego, bez powietrza i z "rodzinką na L4".
Mareczki83-Syrynia to przeca wieś,a jak to na wsi to tam to jest norma że jeden drugigo podglądo i posłuchuje i wszystki plotki zbiyro i interesuje się wszystkim, chcesz powiedzieć że twoja rodzinka nie plotkuje w Syrynii i nie obgaduje ludzi? Tam nie trzeba kamer, tam plotka działo z szybkością telefonu, tam działo najlepszy wywiad, terorryzm z ISIS tam nie grozi bo tam działo wywiad KGW(Koło gospodyń wiejskich)
do poniżej
Jakby Ciebie sasiedzi podgladal albo podsluchiwali i to byś inaczej gadal/a
joooo -Do tego on dostanie alimenty, więc jest o co walczyć, bo o 1900 zł co miesiąc, a jak ona nie pracuje, to jeszcze dają jej 1000 zł, czyli 2900 zł, jej by się to lepiej opłacało finasowo, bo mu pewnie dochód przekroczy i tylko na drugie dostał by 500 zł i 900 zł alimentów, czyi 1400 zł, ale jak by nie patrzeć, to kasa dobra i jest się o co bić
To że policjant to jego zawód on wie jakie konsekwencje go czekają ale ma rację i kropka...
Tak i wszyscy tam byli i wszystko widzieli i taka jest prawda bo ona tak mówi...NAPEWNO!!!
Do DalekiSąsiad i innych... GRATULUJĘ ODWAGI, WSPÓŁCZUJĘ GŁUPOTY jak się Wam nudzi to sobie znajdzcie zajęcie a nie bzdury wypisujecie!!!
do Psikus... z artykułu wynika, ze chciała ratować malzenstwo, a on ją. oszukal i zostawil pod drzwiami, teraz juz niema co ratować. Kobieta szuka wszędzie pomocy, bo 2 miesiące nie miała kontaktu z dziećmi, nie dziwie się jej.
Bronię prawa, nie lewych gliniarzy
no tak...policjant sobie wymyślił, ze jak nie odda dzieci zgodnie z postanowieniem sądu to dostanie 500+ i alimentów nie będzie musiał płacić
Ktoś napisał: "a jakby był zwykłym robolem to co byście wtedy pisali? " To by jego fotka wisiała na komisariatach jako poszukiwany za uprowadzenie dzieci. Nie ważne kto ma racje, pewno jeden i drugi są tej sytuacji winni. Chodzi o prawo, jeśli sąd tak zadecydował to psim obowiązkiem jest tego przestrzegać, koniec, kropka.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę, dziś na dzieciach to ładna kasa, wiec jest się o co bić, bo to nie taka mała kasa.
Wszyscy znajomi ale chyba tylko tej pani! Jakby jej tak zależało to ratuje rodzine a nie robi cyrk i małpe z siebie.
Do Daleki sąsiad mylisz się oj bardzo a po h.. Ty sie wpiepszasz w nie swoje sprawy??? A dlaczego tak jej bronisz co?
Założę się, że Ci, co tak bronią policjanta i szykanują sąsiadów to jego Szanowna rodzinka na L4, zamknięta w domu za roletami
Przecież dzieci jest dwoje, to niech się podzielą, albo niech jej jeszcze dwa dorobi i będą mieć po dwa. Jaki problem? Swoją drogą widać że 500+ zadziałało, skoro taka bitwa o dzieci, 1000 zł piechotą nie chodzi, do tego alimenty i kasa pasuje.
To nie talent show, ona chce tylko zobaczyć swoje dzieci... ludzie
Ona ma 2 postanowienia Sądu, co ma Pan policjant? I kto tu potrzebuje psychiatry...
Nie chodzi o monitoring, tylko o to że ten Pan ma przestrzegać prawa. Tyle. Jak masz coś do kogokolwiek, to może mu to powiedz. Jej numer mają wszyscy, może zadzwoń i jej to powiedz, wolisz pisać tu bo jesteś anonim?
Nie chodzi o monitoring, tylko o to że ten Pan ma przestrzegać prawa. Tyle. Jak masz coś do kogokolwiek, to może mu to powiedz. Jej numer mają wszyscy, może zadzwoń i jej to powiedz, wolisz pisać tu bo jesteś anonim?
Ta dziewczyna moim zdaniem potrzebuje dobrego psychiatry, a tak wogóle jak chce być sławna to niech idzie do jakiegoś talent schow!!!
Ludzie ja też mam monitoring i nikomu to nie przeszkadza a Was chyba zazdrość zżera bo Wy nie macie!!! POLICJANT TEŻ CZŁOWIEK JAK KAŻDY INNY!!!! I jak niemacie co pisać to sobie dajcie spokój!!!
Ta dziewczyna jest na stałe zameldowana w tamtym mieszkaniu w Raciborzu, ale są tam wymienione zamki, chore to wszystko, policja pomaga swojemu koledze. ..
Oni monitorują sąsiadów i wszystkich zastraszaja, wiem coś o tym, bo mieszkam niedaleko. Droga jest publiczna drodzy sąsiedzi i wszyscy mogą tamtędy chodzić, a sąsiedzi mogą robić co chcą i z kim chcą, co Państwu M. tak wszystko przeszkadza, sumienie gryzie?
Policjant czy nie, ma przestrzegać prawa
Policjant czy nie to nie znaczy że mu na dzieciach nie zależy!!! Sąsiedzi nie potrzebują monitoringu bo oni sami monitorują i kablują i po cholere się wpiepszają nudzi im sie to niech sie roboty złapią!!!
Bo to policjant w polsce wszystko może to dupa kryta!ciekawe jak by trafiło na chłopa co robi!!!
Matka BM-Czemu twoim zdaniem chce sam wychowywać dzieci, przecież jesteś ładna, jaki miał by cel w tym, skoro wziął z tobą ślub, normalny facet chciał by mieć normalną i ładną kobietę, która by dbała o dzieci, dom i meża. Swoją drogą nie wiem po co wasze prywatne brudy wyciągasz na publikę. Po za tym za dobrze znam baby, aby wam uwierzyć w wasze historyjki, wy zawsze jesteś święte a facet to zawsze jest świnia, co nie rozumie kobiet, a jak nie da sobą rządzić, to już w ogóle świnia. Co do mieszkania to wystarczy że cię tam zamelduje na stałe i wtedy nie może cię wywalić. Po za tym nie wierzę że nie chciał abyś pracowała, co on aż tyle w policji zarabia że bylibyście w stanie dobrze żyć z jednej pensji?
Oni mogą podglądać sąsiadów, a sąsiedzi mogą na swojej posesji robić co chcą, widocznie okazali tej biednej kobiecie serce. .. którego jej "rodzinka" nie ma. Ona i tak to wygra, a Pan policjant straci wszystko. Psychol
Uwaga,nie zależało mi nigdy na jego mieszkaniu, ani na alimentach. Komu z was by się podobało
,gdyby słyszeli co chwile-jak wyjdziesz, to zmienię zamki? Zostawił mnie pod drzwiami bez dzieci, mieszkania i rzeczy osobistych, a dzień wcześniej błagał mnie o powrót i mówił, że mnie kocha. Jego przyjaciele z policji mu pomogli w tym planie, który wymyślił wcześniej ze swoją rodziną, do czego wszyscy przyznali się w sądzie. Nie mam patologicznej rodziny,nie piję i nie cpam, nie jestem też psychiczną jak mówi mój mąż. Nie ma żadnych dokumentów na potwierdzenie swoich słów. Sąsiedzi pomogli mi w trudnych chwilach i nadal pomagają, ale nigdy z nimi nie piłam, ciągle jeżdżę samochodem. Na wszystko co mówię są dokumenty, opinie OPSU i kuratorów na mój i jego temat, a Pani znajoma-kuzynka też im pomaga, mimo, że wcześniej obrabiali jej tyłek, czego sama byłam świadkiem. Obraniaka tyłek wszystkim, bo tylko oni są tymi dobrymi, są idealni...,
To są chorzy ludzie, wierzcie, albo nie. Nie widziałam już dzieci od 2 miesięcy, nie pozwala mi nawet na rozmowy z córką, dlaczego? Bo wie,jak ona mnie kocha i jak ja kocham dzieci. PONAD ŻYCIE
Uwaga,nie zależało mi nigdy na jego mieszkaniu, ani na alimentach. Komu z was by się podobało
,gdyby słyszeli co chwile-jak wyjdziesz, to zmienię zamki? Zostawił mnie pod drzwiami bez dzieci, mieszkania i rzeczy osobistych, a dzień wcześniej błagał mnie o powrót i mówił, że mnie kocha. Jego przyjaciele z policji mu pomogli w tym planie, który wymyślił wcześniej ze swoją rodziną, do czego wszyscy przyznali się w sądzie. Nie mam patologicznej rodziny,nie piję i nie cpam, nie jestem też psychiczną jak mówi mój mąż. Nie ma żadnych dokumentów na potwierdzenie swoich słów. Sąsiedzi pomogli mi w trudnych chwilach i nadal pomagają, ale nigdy z nimi nie piłam, ciągle jeżdżę samochodem. Na wszystko co mówię są dokumenty, opinie OPSU i kuratorów na mój i jego temat, a Pani znajoma-kuzynka też im pomaga, mimo, że wcześniej obrabiali jej tyłek, czego sama byłam świadkiem. Obraniaka tyłek wszystkim, bo tylko oni są tymi dobrymi, są idealni...,
To są chorzy ludzie, wierzcie, albo nie. Nie widziałam już dzieci od 2 miesięcy, nie pozwala mi nawet na rozmowy z córką, dlaczego? Bo wie,jak ona mnie kocha i jak ja kocham dzieci. PONAD ŻYCIE