Owce zostały odebrane bezpodstawnie. Pan Krzysztof walczy w sądzie o uniewinnienie
Mieszkaniec Wodzisławia Śląskiego hodował na swojej działce dwie owce. Stracił je w styczniu 2022 roku po interwencji przedstawicieli nielegalnego stowarzyszenia. Przez sąd I instancji został skazany za wykroczenie. Złożył jednak apelację, bo sam czuje się w tej sprawie pokrzywdzony.
Zabrali mu owce, usłyszał zarzuty
Sprawa ma swój początek w połowie stycznia 2022 roku. Wówczas to dwóch mężczyzn, podających się za obrońców zwierząt, w asyście policji weszło na działkę pana Krzysztofa, skąd zabrali hodowane tam przez niego dwie owce. Przedstawiciele "Pogotowia dla zwierząt", jak się później okazało - zdelegalizowanego, odebrali zwierzęta w trybie interwencyjnym. Wyjaśnijmy, że tryb ten jest stosowany w przypadku spraw, w których zwierzę padło ofiarą znęcania i znajduje się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia.
Interwencję przeprowadzono pod nieobecność pana Krzysztofa, któremu wkrótce prokurator postawił zarzuty o dokonanie przestępstwa polegającego na znęcaniu się nad dwiema owcami. Miało ono polegać na "utrzymywaniu zwierząt w stanie zaniedbania oraz niechlujstwa, w niewłaściwych warunkach bytowania uniemożliwiających schronienie się przed działaniem warunków atmosferycznych zagrażających ich życiu i zdrowiu, a także bez odpowiedniego pokarmu i wody przez okres wykraczający poza minimalne potrzeby właściwe dla jego gatunku".
Po rozpoznaniu sprawy przez Sąd Rejonowy w Wodzisławiu Śląskim, na początku tego roku zapadł wyrok. Sędzia nie dopatrzył się, by czyny oskarżonego wyczerpywały znamiona zarzucanego mu przestępstwa. Zamiast tego uznał, że doszło do popełnienia wykroczenia, wskazując, że owce na działce mogły być narażone na urazy z powodu znajdującego się tam gruzu i odpadów budowlanych. "Sąd ustalił, odmiennie niż przyjął to oskarżyciel publiczny, że owce musiały mieć zapewniony stały dostęp do pokarmu skoro ich stan wizualny był dobry i owce nie wyglądały na wygłodzone czy niedokarmione" - stwierdził sędzia. Wskazał jednocześnie, że warunki wymagały poprawy, jednak "zaniedbania nie miały charakteru rażącego, a skala dolegliwości i naruszeń nie zagrażała zdrowiu ani życiu owiec, choć niewątpliwie narażała je na powstanie urazów".
Owce powinny zostać zwrócone
Sąd nie orzekł również przepadku zwierząt. Uznał natomiast, że skoro owce "zostały zabrane przez podmiot nieuprawniony, to powinny zostać właścicielowi zwrócone". Tymczasem do dziś nie wiadomo, co stało się ze zwierzętami, które w styczniu 2022 roku dwóch mężczyzn wywiozło z działki pana Krzysztofa. Na rozprawę odwoławczą się nie stawili.
Sprawa przed Sądem Rejonowym w Wodzisławiu zakończyła się wymierzeniem grzywny oskarżonemu w wysokości 1500 złotych. Obrońca pana Krzysztofa, mecenas Rafał Rduch wniósł apelację od wyroku.
Nie zgadzamy się z wyrokiem
W poniedziałek (18.11.) odbyła się rozprawa odwoławcza w Sądzie Okręgowym w Rybniku. Jak się okazało, apelację złożyła też Fundację "Pańska Łaska", jednak nie została ona rozpoznana, wpłynęła bowiem po terminie. W związku z tym sąd zajmuje się wyłącznie apelacją obrońcy oskarżonego, który w całości zaskarżył wyrok.
- Sąd uznał, że nie doszło do przestępstwa znęcania się nad zwierzętami, a do wykroczenia niezapewnienia właściwych warunków bytowania zwierzęta. My się z tym nie zgodziliśmy, bo te zwierzęta tam bytowały już lata i dobrze znały ten teren, dlatego też złożyliśmy apelację. A owiec nie ma do dzisiaj. Zostały przywłaszczone - powiedział Nowinom adwokat Rafał Rduch.
Przed sądem obrońca argumentował, że owce znajdowały się na wskazanej działce około 6 lat, stanowiąc lokalną atrakcję dla okolicznych mieszkańców i dzieci. Podkreślał, że zwierzęta doskonale znały teren, na którym się znajdowały, a warunki w żaden sposób im nie zagrażały. Wskazał, że to pan Krzysztof jest faktycznym pokrzywdzonym w sprawie ze względu na bezpodstawną utratę zwierząt. Podkreślił, że osoby, które "dokonały zaboru owiec" już wcześniej działały w podobny sposób, m.in. w Marklowicach odbierając psa właścicielowi za niewłaściwe przetrzymywanie, z czym nie zgodził się sąd oczyszczając mężczyznę z zarzutów.
Zarówno mecenas Rduch, jak i pan Krzysztof wnieśli o uniewinnienie. Wyrok zapadnie w przyszłym tygodniu.
Komentarze
5 komentarzy
Większość tych "organizacji obrony zwierząt" kradnie zwierzęta na zamówienie. Owszem, są też interwencje gdzie ratują zwierzęta - ale to przykrywka. Gdzie są jak trzeba interweniować w przypadku tzw "kociar". Mam kolegę z pracy który mieszka w klatce z "kociarą" (nie wiadomo ile ma kotów ale szacują że ponad 20). Smród, pchły, nocne miauczenia, mieszkanie niszczone przez sraj...e koty, usunąć jej nie mogą bo (o dziwo) płaci regularnie czynsz i media, obcych nie wpuszcza, korespondencji ne przyjmuje. Tu w tym przypadku - kradzież (i tak jak pisze @ Obywatelka26) "asystujący policjanci powinni być skazani za pomoc w przestępstwie" przez nielegalną organizację.
To nie są obrońcy zwierząt! To ZŁODZIEJE.
Naprawdę sądy zajmują się takimi głupotami ?
Interweniujący "obrońcy" powinni być skazani za kradzież z włamaniem oraz paserstwo (bo komuś prawdopodobnie sprzedali lub przekazali skradzione zwierzęta) a także za znęcanie się nad zwierzętami - bo nie wiadomo w jakich warunkach były przetrzymywane po kradzieży i co się z nimi stało. Do tego asystujący policjanci powinni być skazani za pomoc w przestępstwie oraz wydaleni ze służby.
Brak w artykule informacji czy ci dwaj bandyci zostali zatrzymani za kradzież owiec