Poniedziałek, 23 grudnia 2024

imieniny: Sławomiry, Wiktorii, Iwona

RSS

Wielki traktat o karmieniu

08.09.2024 06:59 | 0 komentarzy | ż

Od pięknego obrazu do głębokiej refleksji o roli kapłana oraz karmicielu doskonałym - Bogu.

Wielki traktat o karmieniu
Francisco Goya (1746-1828) [?], „Mleczarka z Bordeaux”, 1827, olej na płótnie, 74 x 68 cm, Madryt, Prado.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

1.

Jest taki obraz – „Mleczarka z Bordeaux”.

Kto jest autorem dzieła? Zdania uczonych są podzielone. Jedni historycy sztuki uważają, że obraz namalował Francisco Goya. Z kolei drudzy, że płótno nie wyszło spod pędzla Goi. Oczywiście, tak jedni, jak drudzy znawcy tematu przytaczają stosowne racje dla uzasadnienia zajmowanego przez się w sprawie stanowiska. Nie miejsce tu jednak, by racje te referować i ważyć i jakkolwiek kwestię autorstwa „Mleczarki z Bordeaux” rozpatrywać.

Tu ważne jest jedno tylko: że mianowicie obraz taki istnieje – „Mleczarka z Bordeaux”.

2.

Kogo płótno przedstawia? Eksperci, wychodząc zapewne od tego, co sugeruje tytuł dzieła, stwierdzają, że jedną z dziewczyn, które w XIX wieku przybywały do Bordeaux z wiosek leżących w pobliżu miasta, by sprzedawać jego mieszkańcom mleko. Niezawodnie wskazywać ma na to, jak chcą badacze, atrybut dziewczyny. Jest nim dzban, jaki oglądający obraz zauważa w lewym dolnym rogu malowidła.

Sportretowana kobieta jest młoda. Ubrana jest w ciemną, granatową suknię. Jej ramiona spowija jaśniejszy szal. Na głowie ma czepiec, spod którego wyglądają bujne włosy. Na mnie przynajmniej dziewczę sprawia wrażenie osoby szlachetnej i dobrotliwej. Mój wzrok przykuwa przede wszystkim jej przepiękna ciepła twarz o bardzo delikatnych rysach. Twarz różowa – i tym swoim ciepłym różem odcinająca się od reszty obrazu, od wszystkich wypełniających go kolorów chłodnych. Zimnych.

Całość kompozycji tchnie świeżością. I sielskim, błogim spokojem.

3.

Czy owo przedstawienie urodziwej sprzedawczyni mleka z Bordeaux we mnie rezonuje? Owszem, rezonuje. Intensywnie i wielorako. W przeciwnym razie nie zdecydowałbym się na to, by o dziele tym pisać.

A czy ten bogaty, wielopostaciowy substrat, który pojawia się w moim wnętrzu, kiedy przypatruję się pełnej nieodpartego powabu „Mleczarce z Bordeaux”, potrafię opisać jednym słowem, jednym wyrażeniem? Owszem, potrafię. Powiem tak: „Mleczarka z Bordeaux” jest dla mnie osobliwą rozprawą. Rodzajem traktatu. Stanowi ona dla mnie traktat o karmieniu. Wielki traktat o karmieniu.

Ową ujmująco skromną dziewczynę stojącą przy dzbanie pełnym mleka na sprzedaż postrzegam bowiem jako symbol. Symbol, który otwiera mi dostęp do rzeczywistości karmienia. Rzeczywistości na pozór zwyczajnej, a jednak, jak to się okazuje, skoro tylko podejmie się nad nią namysł, doniosłej. Czytam „Mleczarkę z Bordeaux” jako symbol, który z tajemnicy karmienia cokolwiek przede mną ujawnia. Który w arkana tajemnicy karmienia w jakiejś mierze mnie wprowadza.