Wzięli go za pijaka. Pomoc przyszła za późno i zmarł w drodze na działkę
Niestety za późno nadeszła pomoc dla 73-letniego pana Bronisława z Żor, który 19 lipca postanowił wybrać się na działkę. Śmierć zastała go obok ławeczki. Wielu przechodniów przechodziło obok niego obojętnie, a karetkę wezwano za późno. Pech chciał, że musiała przyjechać aż z Pawłowic.
Wzięli go za pijaka. Pomoc przyszła za późno i zmarł w drodze na działkę
Minął miesiąc od dramatycznego wydarzenia, jakie rozegrało się na os. 700-lecia Żor. - Na ławce pod drzewem, na przeciwko bloku 1 (ławki wzdłuż ogrodzenia tzw. GS), zasłabł mój 73 letni ojciec. Szedł na działkę, z psem, miał swoje torby. Szedł z osiedla Powstańców do ulicy Traugutta, gdzie mamy rodzinny ogródek działkowy. Zasłabł - relacjonuje pani Anna, która postanowiła do nas napisać, aby przestrzec innych przed ludzką obojętnością.
Stracił cenne minuty, a pogotowie jechalo długo
- Przechodnie sklasyfikowali go jako pijaka i bezdomnego i nie wezwali na czas pomocy. Karetkę wezwał dopiero pan z stanie wskazującym, który zauważył że to nie żaden pijak, tylko starszy człowiek, który gdzieś szedł. Niestety, mimo że zdarzenie miało miejsce jakieś 200m od postoju karetek, w Żorach nie było dostępnej karetki, jechała z Pawłowic. Nie zdążyła na czas. Tato zmarł przed przyjazdem karetki - mówi córka 73-latka. Niestety miejsce, gdzie zasłabł pan Bronisław jest dość ruchliwym traktem. Przechodzi tamtędy wiele osób. Tuż przed zasłabnięciem poszkodowany rozmawiał z młodą sąsiadką, która niestety nie zareagowała na czas. Kiedy zasłabł, zadzwoniła po swojego ojca, zamiast po karetkę, a zanim mężczyzna doszedł na miejsce pan Bronisław tracił cenne minuty. Dopiero inny przechodzień zadzwonił po pogotowie ratunkowe. Niestety musiało dojechać do Żor z sąsiedniej gminy.
Pozostał smutek i żal na obojętność
- Minął już miesiąc. Działkowcy rozpaczają, są zawiedzeni, bo tato wszystkim pomagał, a jemu nie pomógł nikt. Mnie, mamie i bratu również jest bardzo przykro i smutno. Może warto zwrócić uwagę na znieczulicę i podłość ludzi, którzy widząc szczupłego, starszego człowieka z torbami i psem sklasyfikowali go jako kogoś, kto nie jest wart pomocy. Albo może trzeba przypomnieć, co należy zrobić, gdy ktoś na ulicy traci przytomność. To był taki dobry człowiek, kochał przyrodę, nie przeszedłby obojętnie obok człowieka czy zwierzęcia w potrzebie - podkreśla pani Anna.
Możesz uratować komuś życie
Przypominamy więc, jak powinniśmy się zachować w podobnej sytuacji. Jeśli jesteśmy świadkami zasłabnięcia, podchodzimy do niego i upewniamy się, czy jest przytomny, możemy zaobserwować również czy ma oddech (czy unosi się klatka piersiowa). Jeśli poszkodowany jest nieprzytomny, w pierwszej kolejności wykonujemy telefon na numer 999 lub 112 i ustawiamy telefon na tryb głośnomówiący. Następnie stosujemy się do poleceń dyspozytora i odpowiamy na pytania. W przypadku konieczności wykonania masażu serca, stosujemy 30 szybkich i mocnych uciśnięć klatki piersiowej. Można wykonać także oddechy ratownicze w stosunku 30 uciśnięć na 2 wdechy. O wszystkim jednak poinformuje dyspozytor pogotowia, dlatego tak ważne jest szybkie wykonanie telefonu.
Komentarze
3 komentarze
Artykuł miał na celu napiętnowanie obojętności przechodniów i nagannej postawy osoby, która go znała i nie zareagowała prawidłowo, oraz przede wszystkim przypomnienie zasad pierwszej pomocy. Osoba która go znała nie wezwała karetki czy lekarza z pobliskiej przychodni, prawdopodobnie poszła do domu, stąd opinia przechodniów, że to pijak/bezdomny - tak jakby im nie należała się pomoc. Pogotowie zostało wezwane przez innego przechodnia, później. Tekst powstał na podstawie e-mail, jest tam kilka skrótów myślowych, stąd wrażenie chaosu. :(
Pijak nie pijak, ćpun czy nie ćpun..obojętnie kto by to nie był naszym obowiązkiem i reakcją ludzką jet udzielić pomocy!
O czym jest ten tekst? Pomiędzy tym: "Tuż przed zasłabnięciem poszkodowany rozmawiał z młodą sąsiadką, która niestety nie zareagowała na czas. Kiedy zasłabł, zadzwoniła po swojego ojca, zamiast po karetkę, a zanim mężczyzna doszedł na miejsce pan Bronisław tracił cenne minuty. Dopiero inny przechodzień zadzwonił po pogotowie ratunkowe.", a tym: "tato wszystkim pomagał, a jemu nie pomógł nikt" jest ogromna i nielogiczna różnica. Albo pani z żalu coś kręci, albo dziennikarz nie zrozumiał i opisał dwie różne sytuacje. Ile minęło godzin, od zasłabnięcia, do telefonu na pogotowie? Skąd szedł ojciec tej sąsiadki? Też z innej miejscowości? Jeśli chcecie skutecznego moralitetu, to nie puszczajcie takich tekstów.