Niemcy zadłużone po uszy, Rybnik chce kolei, a niegodziwcy zalecają się do swoich cór [107 lat temu w Nowinach]
Reformy finansów nie przynoszą efektów. Dług Rzeszy Niemieckiej rośnie w zastraszającym tempie. Tymczasem w Rybniku dwóch spryciarzy ukradło i zakopało w pobliżu kościoła małą fortunę. Wkrótce zajmie się nimi sąd i na pewno nie mogą liczyć na pobłażliwość. Tak jak niegodziwi ojcowie, których przysięgli skazali na kary więzienia za "występki przeciw moralności z własnymi córkami". Sprawdź, co jeszcze można było przeczytać w "Nowinach Raciborskich" dokładnie 107 lat temu.
107 lat temu - tak jak i dzisiaj - opinia publiczna z rosnącym niepokojem czytała o rosnącym zadłużeniu państw. Ludzie kręcili głowami z niedowierzaniem, słysząc że rządy nie stosują się do prostej reguły, która ich wszystkich obowiązywała: Nie wydawaj więcej niż zarabiasz. Tak było również w Rzeszy Niemieckiej, jednej z największych potęg gospodarczych ówczesnej Europy.
- W ostatnich trzech latach przeprowadzał rząd dwa razy >reformę finansów<, która miała jednakowoż ten dziwny skutek, że długi państwa niemieckiego jeszcze o pół miliarda wzrosły i obecnie już pięć tysięcy milionów, czyli pięć miliardów przenoszą - czytamy na pierwszej stronie wydania "Nowin Raciborskich" z 4 grudnia 1909 roku. Remedium na zadłużenie państwa miały być oszczędności w administracji, ale ich wprowadzenie było "niemożliwe". Brzmi znajomo?
Napad z rewolwerem w ręku...
Dzięki lekturze kolejnych stron "Nowin Raciborskich" z 4 grudnia, Czytelnicy mogli dowiedzieć się o niecnym występku "robotnika R. Grabca z pod Wodzisławia", który na drodze publicznej, z rewolwerem w ręku, napadł na niejakiego Sedlaczka z Zabełkowa. Łupem rabusia padła para nowych kamaszy, które złodziej "zaraz wciągnał na nogi". Ówczesne sądy nie patyczkowały się z rabusiami, o czym szybko przekonał się Grabiec. Sąd przysięgłych skazał go na 5 lat i 1 miesiąc domu karnego.
...i niecne występki preciw moralności
O ile wzmianka o kradzieży kamaszy wywołuje uśmiech na twarzy, o tyle reakcją na czyny chałupnika Teofila Bambucha z Kozielskiego oraz Ferdynanda Czogaly z Dziergowic tak kiedyś, jak i dziś, może być jedynie gniew i zgorszenie. Niegodziwi ojcowie dopuścili się "występków przeciw moralności" z własnymi córkami. Pierwszego skazano za to na karę sześciu lat więzienia, drugi trafił za kratki na trzy lata.
Fortunę ukradli i zakopali
Przeglądając rubrykę "Z blizka i z daleka" natrafiamy w "Nowinach..." sprzed 107 lat na jeszcze jedno, ciekawe zdarzenie. Otóż w Rybniku "zrabowano z woza pocztowego" skrzynkę zawierającą 22 300 marek. Podejrzenie padło na byłego pracownika poczty, niejakiego Gollę. Policjanci rychło odwiedzili go w mieszkaniu. Mężczyzna był tak przerażony, że do wszystkiego się przyznał.
Otóż Golla, gdy jeszcze był pracownikiem poczty, ukradł klucz do skrzyni, w której przewożono pieniądze. W swój plan wtajemniczył niejakiego Muchę, z którym "korzystając z ćmi wieczornej, otworzyli kluczem (...) jadący powoli wóz pocztowy, wyjęli z niego miech zawierający kosztowną przesyłkę, poczem zdobycz swoją zakopali w pobliżu kościoła katolickiego, gdzie ją też znaleziono".
Choć wydaje się to niewiarygodne, takie historie zdarzają się cały czas. Nie tak dawno media obiegła przecież wieść o mężczyźnie, który w biały dzień na zatłoczonej ulicy Manhattanu ukradł wiadro z płatkami złota. Sprawcy tego czynu dotąd nie udało się zatrzymać (pisał o tym m.in. Fakt).
Kolej Rybnik - Żory - Pszczyna?
Mieszkańcy regionu od dawna czynili starania o budowę linii kolejowej, która połączyłaby ze sobą Rybnik, Żory i Pszczynę. Do inwesycji w infrastrukturę również kiedyś podchodzono bardzo poważnie, dlatego też zimą 1909 roku urzędnicy z Rybnika otrzymali zalecenie, aby "zebrali materyał, z którego można wnioskować, jaki będzie ruch kolejowy, jakie będą dochody, i czy się wogóle opłaci budowa takiej kolei".
Nikt wówczas nie przypuszczał, że na otwarcie linii kolejowej przyjdzie mieszkańcom Rybnika, Żor i Pszczyny czekać kolejnych... trzydzieści lat. Choć trzeba zauważyć, że pociągi na tej trasie kursują do dziś.
"Trzeba podziwiać moje nizkie ceny!"
Przegląd dawnych "Nowin Raciborskich" kończymy na ostatniej stronie gazety, gdzie publikowane były ogłoszenia. Sporo w reklamę (niemalże 1/3 kolumny) inwestował wówczas właściciel "Domu sprzedaży towarów okazyjnych" przy. Długiej 13, który polecał się z "budzikami, zegarkami kieszonkowymi, zegarkami damskimi i męzkimi z prawdziwego srebra". - Za każdy u mnie kupiony budzik i zegarek kieszonkowy przejmuję gwarancyę na 2 lata. Trzeba podziwiać moje nizkie ceny! - informował właściciel sklepu.
Uwagę zwraca również ogłoszenie Aloisa Badeja, który przy ul. Nowej 22 prowadził ""sprzedaż gwiazdkową po znacznie zniżonych cenach". Można było u niego zaopatrzyć się w materiały różnego rodzaju, od jedwabiów na fartuchy po drogie, bo kosztujące aż 17 marek za sztukę "tureckie wielkie szale". Mając tyle pieniędzy można było na miejscowym targu kupić ponad 320 kilogramów ziemniaków lub 780 jaj kurzych.
Artykuły do leczenia chorych i leki potrzebne w gospodarstwie sprzedawał Bernard Pitsch w swojej drogerii przy Wielkim Przedmieściu 31. Nadto służył on darmową poradą dla "cierpiących na żołądek, brak apetytu, reumatyzm (...)". - Proszę przeto między sąsiadami rozpowiadać o mnie - anonsował się B. Pitsch.
Właściciel drogerii znał dobrze do dziś obowiązującą, żelazną regułę marketingu, w myśl której najskuteczniejszą jest "reklama szeptana". Idąc tym tropem i my polecamy się Tobie drogi Czytelniku, abyś szeptał swoim krewnym i znajomym o tym, co tutaj każdej niedzieli możesz przeczytać - jak to drzewiej w naszym regionie bywało i że w tym rozpędzonym świecie pewne rzeczy wciąż pozostają takie same.
Wojtek Żołneczko
zdjęcie poglądowe, fot. projectcyan.com