Zabójca zostawił odcisk ucha
Mija siedemnaście lat od tajemniczej śmierci młodej dróżniczki zamordowanej w Dębieńsku. Jej zabójca, mimo upływu lat, nadal pozostaje nieuchwytny. Policjanci wciąż czekają na wskazówki, które mogłyby ich naprowadzić na trop mordercy.
Znana z ostrożności
Chodzi o zagadkową śmierć Małgorzaty Żarnowskiej, 25-letniej mieszkanki Czerwionki-Leszczyn, która pracowała na stanowisku dróżniczki w Przedsiębiorstwie Transportu Kolejowego i Gospodarki Kamieniem. Młoda, atrakcyjna kobieta wiodła ustabilizowane życie. Miała męża i 15-miesięczne dziecko. W pracy cieszyła się dobrą opinią, była lubiana przez współpracowników. Praca dróżnika trwa całą dobę, dlatego 25-latka pracowała na dziennych jak i nocnych zmianach.
Pani Małgorzata doskonale zdawała sobie sprawę z ryzyka i potencjalnego niebezpieczeństwa, jakie niosą ze sobą nocne zmiany. Szczególnie, że na swoim stanowisku w nocy była sama. Młoda kobieta była ostrożna. W pracy wręcz mówiło się o jej przezorności. Nigdy nie wpuszczała do nastawni osób, których nie znała lub znała słabo. W nocy z 26 na 27 października 1999 okazało się, że jej ostrożność nie była wystarczająca.
Ostatni wpis
26 października pani Małgorzata miała nocną zmianę. Pod drzwiami pogrążonej w ciemnościach nastawni pojawiła się około godziny 22.00. Przed jej oknami co jakiś czas przejeżdżały pociągi z pobliskiej kopalni Dębieńsko. Właśnie obsługa jednego z nich około godziny 2.20 przejeżdżając koło nastawni ostatni raz widziała ją żywą. Ta sama ekipa wracała około godziny 3.40, znów przejeżdżając koło nastawni. Maszynista zwrócił uwagę na niezamknięte rogatki. Pani Małgorzata miała opinię pracowitej, ambitnej i skrupulatnej. – Na pewno nie zapomniałaby zamknąć rogatek, raczej też nie zasnęła – myślała obsługa pociągu wysiadając z lokomotywy. Pracownicy weszli do nastawni oznaczonej symbolem KD. Pomieszczenie było puste. Na stole leżała książka dyżurów. Którą wypełniają pracownicy. Ostatni zapis Małgorzata Żarnowska sporządziła o godzinie 2.29.
Ciało pod nastawnią
O zaginięciu kobiety powiadomiono przełożonych oraz jej męża Marka – sztygara zmianowego w kopalni Dębieńsko. Na miejsce ściągnięto policję. Po prawie czterech godzinach, o 7.10 odnaleziono ciało młodej dróżniczki. Leżało niedaleko nastawni w murowanym boksie na opał. Zwłoki leżały na węglowym miale. Były częściowo obnażone, przykryte czarnym swetrem. Obok ciała kobiety leżały jej spinki. Wokół ust i nosa widać było zaschniętą krew. Morderstwo miało niewątpliwie charakter seksualny. Na ciele znaleziono materiał genetyczny należący do sprawcy.
Reklamówka z butelkami
Śledczy założyli, że 25-latka musiał zostać zaatakowana w nastawni, a następnie jej ciało przeciągnięto do silosu. Świadczy to o tym, że mógł to być ktoś kogo znała, skoro wpuściła go w nocy do nastawni. Zabójca po wszystkim zabrał kobiecie torebkę, z którą zbiegł, a następnie porzucił. Policyjny pies podjął trop od torebki i poprowadził policjantów przez kolejne sto metrów torowiska. Tu trop zboczył z torowiska i skręcał polną ścieżką w stronę jezdni okalającej kopalnię. Tu też się urwał. Zabezpieczone ślady biologiczne pozwoliły ustalić DNA sprawcy. Takiego profilu nie odnaleziono jednak w policyjnym systemie, sprawca więc, prawdopodobnie nie był w przeszłości karany. Pobrano próbki DNA od kilkunastu wytypowanych osób. Żadne nie pokrywało się z tym znalezionym na ciele ofiary. Podobnie nie pasowały odciski palców wytypowanych osób. Zabójca obok spinek zostawił nóż z czarną rękojeścią, odciski butów oraz prawdopodobnie reklamówkę z pustymi puszkami i butelkami. Prawdopodobnie, bo do dziś nie wiadomo czy należała do niego, czy też ktoś inny wyrzucił ją do silosu.
Setka przesłuchanych
Wiele wskazuje na to, że gdy Małgorzata Żarnowska rozmawiała o godzinie 2.20 przez radio z obsługą przejeżdżającego pociągu, zabójca już czaił się pod nastawnią. Jeden z dowodów obok odcisków butów, to odcisk zdjęty z szyby nastawni. Nie jest to jednak odcisk palców, a odcisk ucha. Zabójca prawdopodobnie przed atakiem obserwował z ciemności swoją ofiarę przez okno i wówczas dotknął małżowiną szyby. Odcisk ucha nie pasował niestety do kształtu ucha żadnego z typowanych osób. W sprawie przesłuchano w sumie ponad setkę osób zakładając, że zabójstwa mógł dokonać ktoś z PTKiGK lub kopalni Dębieńsko. Zabezpieczono do badań ręczniki pracowników, koszule flanelowe, spodnie, skarpety, buty. Nie ujawniono na nich krwi ludzkiej ani żadnego innego materiału nadającego się do badań biologicznych. W sprawie badano również wątek więźnia, który przechwalał się, że pod Rybnikiem zabił kobietę. Przesłuchany przez śledczych zaprzeczył, że tak mówił. Zgodził się na badania genetyczne. Jego DNA nie pasuje jednak do DNA zabójcy. Policja prosi o kontakt osoby, które mają jakąkolwiek informację na temat zabójcy, której z różnych powodów do tej pory nie przekazały organom ścigania. Informację można przekazać również anonimowo.
Adrian Czarnota
Komentarze
11 komentarzy
Jeśli sprawa się nie wyjaśni i nie znajdą winowajcy, nie uwierzę w cuda.
A ciekawe co z odciskami na reklamówce i nożu, wiadomo coś?
Jak dla mnie zeznania pracownika idącego do laboratorium i kierownika zmiany są ze sobą sprzeczne. Pierwszemu około 2:00 pani Małgorzata zwierza się, że ktoś uporczywie stuka jej w okno. Pierwszy świadek widzi też tajemniczą ciemną postać, której nie mógł zidentyfikować z wyglądu, mimo to nie pomaga pani Małgorzacie, ani nie zwraca jej uwagi na tajemnicza postać, za to zostawia ją z obawami i idzie swoją drogą do laboratorium. Pół godziny później (o 2:29) pani Małgorzata mówi kierownikowi zmiany, że wszystko jest w porządku, na nic się nie uskarża i nie zwierza mu się z zaistniałej niecodziennej sytuacji. Proponuję jeszcze raz zacząć od przesłuchania wspomnianych świadków i przeprowadzenia dokładnego wywiadu odnośnie ich rodzin, znajomych i powiązaniach z ofiarą.
@kd1 - no właśnie, że "zaczęto od najbliższych". To nie oni.
@zzzp - wolał(a)byś, żeby ludzie niczego nie pamiętali, niczego nie wiedzieli i żyli sobie w błogiej nieświadomości?
Jeśli by to był pracownik aktualny ( policja sprawdziła byłych zwolnionych na krótko przed mordem np. Dyscyplinarnie?- wierzę że tak...) albo ktoś znajomy, to pewnie by już dopasowano DNA do mordercy. Ale jeśli to był jakiś pijak, mieszkający gdzieś w okolicy...to szanse są znikome! To mogła być przypadkowa osoba, wykorzystując że dziewczyna na chwilę wyszła na zewnątrz, zapalić albo pooddychać świerzym powietrzem....i ten zboczeniec wtargnął tam zwyczajnie, a dalej wiadomo.
A może by zacząć od najbliższych, którzy bardzo szybko znaleźli pocieszycielki??? Ona nigdy by obcego nie wpuściła....
do zzzp a skąd wiesz, że miała syna?
a może to ktoś z jej byłych lub osoba z lat szkolnych, dlatego ją wpuściła?
Choćby po to, aby ktoś, kto ma jakiekolwiek informacje i przez lata nie chciał lub nie mógł ich przekazać, teraz to zrobił. Po to istniały przez lata takie programy jak 997. Ehhh ręce opadają
I po co to wyciąganie starych tragedii? Współczuję synowi tej kobiety - teraz już dorosłemu - kiedy otworzy gazetę