Niedziela, 7 lipca 2024

imieniny: Estery, Metodego, Kiry

RSS

Gówniarzu, kaj leziesz? Awantura przed urzędem o miejsce w kolejce

06.09.2014 13:29 | 24 komentarze | art

Przed urzędem gminy doszło do kłótni o ekokotły. Urzędnicy się dziwią: – Starczy dla wszystkich.

Gówniarzu, kaj leziesz? Awantura przed urzędem o miejsce w kolejce
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Zakończył się nabór wniosków o dofinansowanie w ramach programu ograniczenia niskiej emisji. W ostatnim dniu naboru tj. 25 sierpnia doszło przed Urzędem Gminy w Gorzycach do awantury. W tym dniu Karol Sowada, mieszkaniec Gorzyc chciał złożyć wniosek o dofinansowanie do wymiany starego pieca CO na ekokocioł. - Kiedy wchodziłem do urzędu gminy zostałem zaatakowany przez starszego pana – mówi pan Sowada.

„Gówniarzu, kaj leziesz?”

Sytuacja miała miejsce po godz. 7.00. Do awantury doszło kiedy Sowada chciał wejść do budynku.  - W urzędzie nikogo nie było. Nagle, kiedy otwierałem już drzwi przyleciał do mnie jakiś pan, około 50 lat, pytał po co przyszedłem. Odparłem, że nie widzę powodu by się tłumaczyć po co przyjeżdżam do urzędu, bo to moja sprawa. Na co on mi opowiedział, że jak chcę złożyć wniosek o dofinansowanie na kocioł, to muszę wpisać się na listę, którą w aucie sporządza jeden z oczekujących. Bo wszyscy, którzy chcą złożyć wniosek ze względu na kiepską pogodę siedzą w autach i pilnują kolejki poprzez wpisy na listę. Dodał, że on czeka tu od czwartej rano i bez takiego wpisu na listę wniosku złożyć nie mogę. Ja odpowiedziałem, że na żadną listę wpisywał się nie będę, bo w urzędzie powiedziano mi, że liczy się data i godzina wpływu wniosku. O jakiejś dodatkowej liście oczekujących nic mi nie wspominano. Dodałem, że od niego chyba również nikt nie wymagał by czekał tu od czwartej rano – opisuje Sowada. I ruszył do urzędu. Wtedy wedle jego relacji miało dojść do przepychanki. - Ten pan, którego w ogóle nie znam złapał mnie za kurtkę i zapytał: „gówniarzu kaj leziesz” – nie kryje zdenerwowania nasz rozmówca. Jak dodaje był otoczony przez tłumek ludzi. Zapowiada, że zwróci się do urzędu o nagranie z monitoringu, bo cała sprawa toczyła się pod okiem dwóch kamer. Twierdzi, że być może zgłosi sprawę na policję.

Po nagranie z monitoringu tylko na policję

Helena Lazar, zastępca wójta Gorzyc przyznaje, że Sowada był u niej ze skargą. - Obejrzałam z informatykami nagranie. O ile widać na nim, że panowie tam dość intensywnie dyskutują, to kamera nie zarejestrowała scen, że ktoś się tam przepycha, ktoś kogoś szarpie czy bije – mówi Helena Lazar. Na pytanie czy dziennikarz może obejrzeć nagranie, udziela negatywnej odpowiedzi, bo byłoby to niezgodne z prawem. - My nie mamy własnej straży gminnej, która obsługuje monitoring. Ze względu na ochronę danych osobowych, o udostępnienie nagrania można wnioskować jedynie do policji. To samo tyczy się mieszkańca. Jeśli chce by udostępniono mu nagranie, musi zwrócić się o to do policji – wyjaśnia pani wójt. Urzędniczka, która na parterze w Biurze Obsługi Interesanta przyjmowała wnioski przyznaje, że w pewnym momencie przy drzwiach wejściowych się zakotłowało, ale szczegółów nie jest w stanie opisać, bo była zajęta przyjmowanie wniosków i wpisywaniem ich do komputera.

Nigdy nie było problemów

Urzędników całe zajście dziwi. Zapewniają, że wcześniej nie dochodziło do takich sytuacji. - W poprzednich latach każdy kto składał wniosek, to dofinansowanie dostał. W zeszłym roku organizowaliśmy nawet dodatkowy nabór, bo zainteresowanie było mniejsze – wyjaśnia Helena Lazar. Również w tym roku nie powinno być problemów z otrzymaniem dofinansowania. Dzień po awanturze, kiedy nabór został już zakończony okazało się, że zostały jeszcze wolne środki. - Trudno powiedzieć po co ktoś w ogóle organizował jakąś nieformalną listę oczekujących – mówi pani wójt. - Z tym składaniem wniosków tu był po prostu bałagan. Niektórzy ludzie byli zdezorientowani. 10 lat mieszkałem w Niemczech i jak chciałem coś załatwić w jakimś urzędzie, to przyciskałem guzik, brałem numerek i czekałem aż się mój numerek wyświetli. A tu jakiś pan bawi się w straż gminną i nakazuje kto, gdzie ma stać – kończy nasz rozmówca.

Artur Marcisz